Logo Przewdonik Katolicki

Na nieustannym dorobku

Piotr Wójcik
fot. Adobe Stock

Pomimo niezwykłego wzrostu gospodarczego, jaki miał miejsce w Polsce w ostatnich trzech dekadach, wchodzący w dorosłość mieszkańcy naszego kraju wciąż zmagają się z całym szeregiem problemów, które utrudniają im realizację planów życiowych.

Temat problemów młodych Polek i Polaków wraca jak bumerang i co cztery lata pojawia się przynajmniej jedna partia polityczna, która chciałaby reprezentować interesy osób wchodzących w dorosłość. Niemal zawsze na tych efektownych i głośnych deklaracjach się kończy. Chociaż Polska jest zamożna jak nigdy wcześniej, to bycie młodym wciąż bywa tutaj trudne.
Oczywiście na każdym etapie życia znajdziemy specyficzne wyzwania i bariery, które uniemożliwiają czerpanie pełnej satysfakcji z życia. Polska nie jest zbyt przyjazna również dla seniorów albo szukających pracy pięćdziesięciolatków. Poszkodowanych lub wykluczonych grup można wymienić więcej, a wiek nie jest jedynym kryterium.
Sytuacja osób poniżej 35. roku życia jest jednak istotna dlatego, że ich obecne problemy w dużym stopniu przełożą się na polskie realia za dekadę lub dwie. Jeśli zostaną nierozwiązane, to powrócą w jakiejś innej, znacznie poważniejszej formie. Przy czym wtedy będzie już za późno, żeby spróbować im zaradzić. Według popularnego przysłowia, Polak staje się mądry dopiero po szkodzie, ale przecież nie musi tak być zawsze.

Trudniej niż innym, łatwiej niż kiedyś
W trzeciej dekadzie XXI w. Polska bez wątpienia nie jest już krajem szczególnie nieprzyjaznym dla młodych ludzi. Doczekaliśmy wreszcie czasów, że to nad Wisłę przyjeżdża się do pracy, a nie odwrotnie. W wielu miejscach świata urodzenie się w Polsce byłoby przyjęte z pocałowaniem ręki.
W zeszłym roku Polska pod względem dochodu narodowego na głowę osiągnęła poziom 79 proc. średniej unijnej. To historyczny rekord – jeszcze w 2015 r. było to 69 proc. Nasz kraj jest jednym z globalnych liderów wzrostu gospodarczego, dzięki czemu poziom życia nad Wisłą nie odbiega już tak bardzo od Europy Zachodniej. Pod tym względem wyprzedziliśmy Grecję i Portugalię, a następna w kolejce czeka Hiszpania. Niewiele dalej są Włochy, które należą przecież do wąskiego grona państw-założycieli Unii Europejskiej.
PKB na głowę nieźle oddaje bieżącą sytuację gospodarczą, która w Polsce faktycznie jest zaskakująco dobra. Pod względem dostępu do pracy nadwiślańska rzeczywistość jest lepsza niemal od każdego innego państwa UE. Według Eurostatu bezrobocie w Polsce w kwietniu wyniosło 2,7 proc. i tym samym było najniższe w UE, obok czeskiego. Sytuacja młodych na rynku pracy jest zwykle gorsza niż przeciętna, gdyż rozpoczynający karierę zawodową nie mogą pochwalić się doświadczeniem, kontaktami czy obyciem podczas rozmów rekrutacyjnych. Nie inaczej jest w Polsce. Wśród osób poniżej 30. roku życia stopa bezrobocia w zeszłym roku wyniosła 6,8 proc. Była ponad dwa razy wyższa niż ogólnokrajowa, ale też prawie dwa razy niższa niż średnia unijna dla tej grupy wiekowej.
Przede wszystkim jednak widać gigantyczną poprawę w porównaniu do nie tak dalekiej przeszłości. Równo dziesięć lat temu, w 2013 r., bezrobotny był prawie co piąty Polak poniżej 30. roku życia. W tamtym czasie bezrobocie wśród młodych było w Polsce takim samym problemem jak we Francji. Obecnie nad Sekwaną bez pracy jest dwukrotnie większa część populacji aktywnych zawodowo młodych ludzi niż nad Wisłą. Dekadę temu wchodzący na rynek pracy obywatele Polski musieli się czasem godzić na upokarzające warunki pracy, gdyż atrakcyjnego zatrudnienia można było szukać bez skutku miesiącami. Obecnie start zawodowy również nie daje spełnienia marzeń, ale przynajmniej jest jakiś wybór. Można więc podejmować autonomiczne decyzje już na początku aktywności zawodowej. Takiego komfortu nie miały osoby starsze o dekadę lub dwie.

Dyplom to nie tylko papier
W tym kontekście nie należy jednak zapominać o osobach, które z rynku pracy z różnych względów wypadły, a wcześniej zrezygnowały również z edukacji. Mowa o grupie społecznej określanej w socjologii i ekonomii jako NEETsy (non education, employment and training), czyli o ludziach poniżej 30. roku życia, którzy nie uczą się już, nie doszkalają zawodowo, ani też nie pracują. Grupa ta obejmuje nie tylko zarejestrowanych bezrobotnych, ale też osoby nieszukające zatrudnienia. Pod tym względem Polska nie należy już do prymusów w UE. Do tak zwanych NEETsów należy 11 proc. Polek i Polaków w wieku 15–29 lat, co jest bliskie średniej UE. W Holandii odsetek młodych, którzy nie uczą się i nie pracują, to zaledwie 4 proc., a w Szwecji 5 proc.
Nawet co dziewiąty młody Polak będzie miał więc w przyszłości ogromne problemy, żeby uczestniczyć w życiu społecznym. Luka w edukacji lub aktywności zawodowej w tak młodym wieku jest niezwykle trudna do nadrobienia, a pracodawcy patrzą podejrzliwie na kandydatów, którzy nie potrafią wyjaśnić, co robili przez kilka lat po ukończeniu szkoły. Tym bardziej, jeśli to podstawówka. Na co dzień osoby z takimi problemami są zwykle niedostrzegane, gdyż zamieszkują podupadłą prowincję lub uboższe dzielnice miast. To jednak obywatele i obywatelki naszego kraju, którzy znaleźli się w takim położeniu najczęściej z powodu przyjścia na świat w wyjątkowo niesprzyjającym otoczeniu.
Obiegowa teoria głosi, że mamy w Polsce zbyt dużo magistrów, a wyższe wykształcenie cieszy się zdecydowanie za dużą estymą. W rzeczywistości jest zgoła inaczej. Według raportu OECD Education at Glance 2022, wśród Polaków w grupie wiekowej 25–34 lata absolwenci uczelni zarabiają statystycznie o jedną trzecią więcej niż ich rówieśnicy, którzy ukończyli tylko szkołę średnią. Dyplom uczelni zwiększa także szanse na znalezienie pracy. Wskaźnik zatrudnienia wśród absolwentów uczelni poniżej 35. roku życia w Polsce wynosi aż 92,5 proc. i jest prawie 5 pkt. proc. wyższy niż średnia OECD. W 2021 r. wśród biernych zawodowo Polaków poniżej 35. roku życia tylko 6,5 proc. miało wyższe wykształcenie, co było czwartym najniższym wynikiem w OECD. Mniej biernych zawodowo absolwentów studiów znajdziemy tylko w Holandii, Szwajcarii i Litwie.
Wyższe wykształcenie daje więc w Polsce bardzo istotną przewagę na rynku pracy – dotyczy to także osób, które dopiero zaczynają aktywność zawodową. Unia Europejska założyła sobie cel, że do 2030 r. w każdym z państw przynajmniej 45 proc. osób w wieku 25–34 lata będzie miało dyplom uczelni wyższej. W zeszłym roku Polska osiągnęła 40 proc., co było dziewiątym najniższym wynikiem w UE. Liderzy, m.in. Irlandia i Holandia, mogli się pochwalić odsetkiem młodych bakałarzy i magistrów na poziomie 60 proc. Warto więc zadbać o to, by każdy zdolny Polak i Polka mieli możliwość studiowania, bez względu na miejsce urodzenia i pochodzenie.

Lepiej z rodzicami niż pod mostem
Jednym z osiągnięć cywilizacyjnych Polski jest bezpłatne szkolnictwo wyższe, więc teoretycznie szanse edukacyjne powinny być równe dla wszystkich. W praktyce występuje wiele barier, które nie są bezpośrednio związane z dostępem do edukacji. Największą z nich jest sytuacja mieszkaniowa. Drastyczny wzrost czynszów, jaki miał miejsce po 24 lutego w związku z napływem uchodźców z Ukrainy, uderzył przede wszystkim w studentów pochodzących z prowincji lub studiujących poza miejscem zamieszkania. Miejsca w akademikach są stosunkowo tanie, lecz są dostępne dla mniej niż jednej dziesiątej studentów w Polsce.
Trudna sytuacja mieszkaniowa blokuje nie tylko zdobycie wykształcenia, ale też usamodzielnienie się. Polska od lat należy do tych krajów Europy, w których moment wyprowadzki od rodziców przychodzi stosunkowo najpóźniej. Wielu młodych dorosłych zamieszkuje z rodzicami nie z własnego wyboru. W ostatnich latach ten problem jeszcze się pogłębił. Seria podwyżek stóp procentowych drastycznie ograniczyła zdolność kredytową, co wygenerowało zapaść na rynku kredytów hipotecznych. W zeszłym roku wartość udzielonych kredytów mieszkaniowych spadła o połowę.
W 2022 r. 66 proc. Polek i Polaków w wieku 18–34 lata mieszkało z rodzicami. Przed pandemią było to 59 proc. Tylko w czterech państwach UE odsetek młodych pełnoletnich mieszkających w domach rodzinnych był wyższy niż w Polsce – mowa o Chorwacji, Grecji, Włoszech i Hiszpanii. Średnia UE wyniosła 49 proc. W państwach nordyckich mniej niż jedna piąta dorosłych poniżej 35 roku życia wciąż mieszka z matką i ojcem (lub jednym z nich).
To właśnie sytuacja mieszkaniowa jest największym problemem młodych Polek i Polaków w 2023 r. Dotychczas najpopularniejszym sposobem zdobywania lokalu na własne potrzeby był zakup finansowany kredyt hipotecznym. Obecnie w przypadku osób, które nie zarabiają znacznie powyżej średniej krajowej, jest to niemal niemożliwe. W lipcu uruchomiony zostanie rządowy Bezpieczny Kredyt 2 Procent, który zaoferuje dofinansowanie do rat odsetkowych dla osób poniżej 45. roku życia, kupujących swoje pierwsze mieszkanie. To rozwiązanie nie zadowoli jednak młodych ludzi szukających tanich mieszkań czynszowych. Trudności ze znalezieniem odpowiedniego lokalu skutkują nie tylko pomieszkiwaniem z rodzicami, ale też przeludnieniem. Według Eurostatu aż 43 proc. dorosłych Polaków poniżej 30. roku życia mieszka w przepełnionych lokalach. W całej UE ten problem dotyczy co czwartego mieszkańca.

Transferów już chyba wystarczy
Odkładanie wyprowadzki z rodzinnego domu opóźnia też decyzję o założeniu własnej rodziny, a w niektórych przypadkach oznacza rezygnację z takich planów. Według danych GUS zeszłoroczny wskaźnik dzietności niemalże szorował już po dnie – spadł do ledwie 1,26. Tym samym zbliżył się do najgorszego w naszej historii 2003 r., gdy wyniósł 1,22. W tamtych zamierzchłych czasach nie było jednak „500 plus”, a stopa bezrobocia sięgała 20 proc.
Przyczyny spadającej dzietności w Polsce są różne i nie mają charakteru wyłącznie ekonomicznego. Jednakże według badań CBOS Polki i Polacy chcieliby mieć więcej dzieci, niż mają w rzeczywistości, więc nie można tego w pełni tłumaczyć przemianami kulturowymi. Tym bardziej, że w wielu zlaicyzowanych państwach Europy Zachodniej dzietność jest znacznie wyższa niż w Polsce i nie spada. W Czechach wręcz gwałtownie rośnie – sięga już 1,8. Czeszki ustępują w UE tylko Francuzkom, ale w najbliższych latach zapewne je pod tym względem prześcigną.
Problemy mieszkaniowe nie są jedynym czynnikiem zniechęcającym do posiadania dzieci w Polsce. W europejskim kręgu kulturowym decyzjom prokreacyjnym najbardziej sprzyja możliwość łączenia aktywności zawodowej z macierzyństwem, co w Polsce bywa bardzo problematyczne. Zarówno z powodu niskiej dostępności tanich żłobków, jak i niechęci pracodawców do elastycznych godzin pracy. Temu drugiemu zaradzić może wprowadzona w kwietniu nowelizacja kodeksu pracy, implementująca unijną dyrektywę „work-life balance”. Dostępność żłobków także stopniowo się poprawia – według GUS w ubiegłym roku co trzeci maluch w wieku 1–2 lata objęty był jakąś formą opieki instytucjonalnej. W porównaniu do 2015 r. to trzykrotny wzrost. Do państw Europy Zachodniej wciąż jednak sporo nam brakuje.
Według danych OECD, we Francji i Szwecji, które znajdują się w czołówce dzietności w UE, odsetek dzieci w żłobkach sięga 60 proc., jednak wskaźnik ten obejmuje też maluchy poniżej pierwszego roku życia. W takim ujęciu do żłobków uczęszcza już tylko 15 proc. najmłodszych Polaków, czyli dwa razy mniej niż w całym OECD. W bardzo tradycjonalistycznym Izraelu przeszło połowa – tamtejszy wskaźnik dzietności sięga niemal trzech dzieci na kobietę w wieku rozrodczym. To oczywiście nie oznacza, że sama dostępność żłobków może wywindować dzietność w Polsce do poziomu Izraela – jedynie to, że ich popularność w żaden sposób nie przeszkadza prokreacji.
Pomimo niezwykłego wzrostu gospodarczego, jaki miał miejsce w Polsce w ostatnich trzech dekadach, wchodzący w dorosłość mieszkańcy naszego kraju wciąż zmagają się z całym szeregiem problemów, które utrudniają im realizację planów życiowych. Wzrost poziomu dochodów sam w sobie nie zapewni zachodniego standardu życia, chociaż na pewno pomoże go osiągnąć. Towarzyszyć powinna mu przemyślana polityka społeczna, która wyrównuje szanse i zapewnia obywatelom wsparcie w codziennych zmaganiach z rzeczywistością. Jej dokładny kształt to kwestia długich dyskusji, ale bez wątpienia nie powinna się sprowadzać do regularnych przelewów pieniężnych, których w Polsce jest już chyba dostatek.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki