Potrzeba usamodzielnienia się kształtuje się w młodym człowieku już od wczesnego dzieciństwa, wyrażając się chociażby tradycyjnym „ja sama!”, które wykrzykuje dziewczynka w kierunku rodzica próbującego w czymś jej pomóc. Samodzielność jest wyrazem dojrzałości. Trudno uznać samego siebie za dorosłego, gdy samemu nie odpowiada się za swoje warunki życiowe, kierunki rozwoju czy podejmowane decyzje. Brak samodzielności degradująco wpływa na psychikę człowieka, który podświadomie wmawia sobie, że jest w jakimś stopniu niepełny, żeby nie napisać „wybrakowany”. Integralny rozwój człowieka w duchu katolickiej nauki społecznej wymaga wzięcia odpowiedzialności za swój los, a w przyszłości także za los najbliższej rodziny. Nie kłóci się to wcale z opiekuńczą rolą państwa, o ile jest ona kształtowana w taki sposób, by pozostawiać ludziom jak najwięcej swobody w dysponowaniu otrzymywanym wsparciem. Jeśli za przełomowy moment w usamodzielnianiu się uznamy wyprowadzkę od rodziców, to musimy dojść do przykrego wniosku, że Polska należy do krajów, w których ludzie dorastają bardzo późno. Co przynosi dotkliwe konsekwencje społeczne, których nie można lekceważyć.
Południowoeuropejscy Polacy
Polska należy do tych krajów Europy, w których młodzi obywatele zamieszkują z rodzicami do najpóźniejszych lat. W 2019 r. 59 proc. populacji Polski w wieku 18–34 lata wciąż mieszkało z rodzicami, choć średnia unijna była o 10 punktów procentowych niższa. W ciągu ostatniej dekady, która była dla naszego kraju czasem szybkiego rozwoju, ten wskaźnik właściwie się nie zmienił – w 2010 r. w domu rodzinnym mieszkało 58,5 proc. młodych Polek i Polaków. Dłużej mieszka się z rodzicami jedynie w siedmiu krajach Europy Południowej i na Słowacji. We Włoszech aż dwie trzecie młodej populacji mieszka w domu rodzinnym, a w Chorwacji nawet trzy czwarte. Zupełnie inne są zachowania młodych w krajach Europy Północnej. W Finlandii i Danii z rodzicami mieszka mniej niż jedna piąta młodych. W Szwecji jedna czwarta, a w Holandii i Estonii jedna trzecia.
Oczywiście można zauważyć, że ukończenie 18 lat niekoniecznie jest dobrym momentem opuszczenia domu rodzinnego. Przecież przed takim młodym człowiekiem jeszcze jest matura, a następnie studia. Pełnoletność nie jest równa dorosłości. W tym wieku wielu młodych jeszcze nie wie, co chce robić w przyszłości, a technologie i świat tak szybko się zmieniają, że podejmowanie wiążących decyzji w tak młodym wieku może być lekkomyślne. Chyba jednak większość się zgodzi, że 25. rok życia jest odpowiednim momentem na usamodzielnienie się. Tymczasem w grupie wiekowej 25–34 lata z rodzicami wciąż mieszka 44 proc. populacji w Polsce. Tym razem średnia unijna jest aż o 14 pkt. proc. niższa, a przed nami jest jedynie siedem krajów – sześć z południa Europy oraz Słowacja. Co gorsza, akurat wśród polskich „młodych dorosłych” czas zamieszkiwania w domu rodzinnym w ciągu mijającej właśnie dekady wydłużył się. Jeszcze w 2010 r. z rodzicami mieszkało 40 proc. Polaków w wieku 25–34 lata. W krajach nordyckich z rodzicami mieszka jedynie po kilka procent osób w tym wieku. Najbliżej nam do Włochów, w których zjawisko „okupowania pokoiku dziecięcego” przybrało tak dużą skalę, że „młodzi dorośli” mieszkający z matką i ojcem dorobili się nawet własnego określenia „bamboccioni”.
Mniej małżeństw i dzieci
Opóźnianie wyprowadzki z domu skutkuje realnie późniejszym wchodzeniem w pełną dorosłość. Im później wyprowadzimy się z domu, tym później założymy rodzinę, później narodzi się też pierwsze dziecko, jeśli w ogóle. Odkładanie usamodzielnienia się na później skutkuje także wydłużeniem okresu podejmowania ryzykownych zachowań typowych dla wieku młodzieńczego – nadużywania środków psychoaktywnych, przypadkowych relacji seksualnych czy nawet próbowania sportów ekstremalnych. Żyjąc pod jednym dachem z rodzicami, młodzi dorośli inaczej kształtują swoje relacje damsko-męskie, które częściej mają charakter krótkoterminowy, żeby nie powiedzieć doraźny. Nie uczą się także zarządzania swoim budżetem – spoglądają na swoje zarobione pieniądze niczym na kieszonkowe, które można wydać bez większego pomyślunku na bieżącą konsumpcję, bo pod koniec miesiąca zawsze będzie można uciec pod parasol finansowy rodziców.
To wszystko widać już w twardych danych dotyczących życia rodzinnego w Polsce. Przede wszystkim spada wskaźnik zawieranych małżeństw. O ile jeszcze w 2010 r. w Polsce zawierano sześć małżeństw na tysiąc mieszkańców, to w 2018 r. było już ich jedynie pięć. Oznacza to spadek o 17 proc. w niecałą dekadę. Zakorzeniona w podświadomości tymczasowość wpływa za to dodatnio na skłonność do rozwodów. W okresie 2000–2018 wskaźnik rozwodów wzrósł z 1,1 do 1,8 (także na tysiąc mieszkańców), a więc aż o dwie trzecie w ciągu niespełna dwóch dekad. Systematycznie rośnie także przeciętny wiek narodzenia pierwszego dziecka przez kobietę. W 2000 r. przeciętna Polka rodziła swoje pierwsze dziecko w wieku 24,5 lat, dekadę później w wieku 26 lat, a obecnie w wieku 27,5 lat. Opóźnienie decyzji o pierwszym dziecku odbija się negatywnie na ogólnym wskaźniku dzietności, gdyż młodym rodzicom zostaje mniej czasu na kolejne potomstwo. Wskaźnik dzietności wyniósł w 2018 r. 1,46, co jest i tak znaczną poprawą od 2013 r., gdy dzietność w Polsce wyniosła historyczne 1,29. Jak widać wprowadzenie „500+” przyniosło pewien efekt, jednak niewystarczający.
Gdzie jest najniższa dzietność w Europie? W krajach południa kontynentu, w których najdłużej zamieszkuje się z rodzicami. Na przykład w Hiszpanii (1,26) oraz Włoszech (1,29). W krajach Europy Północnej i Zachodniej, gdzie opuszczenie domu rodzinnego następuje zdecydowanie szybciej, także wskaźnik dzietności jest zdecydowanie wyższy. We Francji wynosi 1,88, w Szwecji 1,76, a w Danii 1,73.
Bez tanich mieszkań ani rusz
Byłoby wielkim błędem, gdyby ktoś sobie pomyślał, że opóźnianie wyprowadzki od rodziców jest efektem lenistwa młodych. Nic z tych rzeczy. Za tę sytuację odpowiada kilka czynników społecznych. Między innymi zmiany kulturowe, które sprawiają, że coraz więcej osób chce najpierw nabyć solidne wykształcenie. Według OECD, wykształcenie wyższe posiada 43,5 proc. Polek i Polaków będących w wieku 25–34 lata. W pokoleniu ich rodziców dyplom szkoły wyższej miało jedynie 15 proc. populacji. To olbrzymi skok, który siłą rzeczy przekłada się na dłuższe zamieszkiwanie z rodzicami. Przecież nie od razu po ukończeniu uniwersytetu młody człowiek znajduje pracę na tyle dobrze płatną, by się utrzymać. A trudno winić młodych za to, że chcą się kształcić.
Same zmiany kulturowe nie mogą jednak być jedynym czynnikiem. Przecież także na północy Europy młodzi ludzie masowo zdobywają dyplomy magistrów, a jednak wyprowadzają się od rodziców zdecydowanie szybciej. Ogromna rolę grają więc czynniki ekonomiczne. Przede wszystkim wciąż niska dostępność mieszkań. Fatalnie wygląda w Polsce rynek najmu – jest jednym z najmniej rozwiniętych w Europie – więc w wielu miejscach jedyną opcją zdobycia dachu nad głową jest własność. Tymczasem według danych NBP, za średnią pensję możemy kupić zaledwie 0,8 mkw. mieszkania. A dwie trzecie Polaków zarabia mniej niż średnia krajowa. Poza tym aż 60 proc. młodych pracuje na umowach czasowych, co jest piątym najwyższym wynikiem w UE. Tak więc są oni odcięci od kredytów mieszkaniowych, do których zwykle niezbędna jest umowa na czas nieokreślony.
Rządzący wiele razy już uruchamiali programy mieszkaniowe skierowane do młodych. Wszystkie kończyły się mniejszą lub większą porażką. Ostatni z nich – „Mieszkanie plus” – jak na razie okazał się zupełną klapą. A bez tanich i dostępnych mieszkań młodzi nie tylko nie będą się wyprowadzać od rodziców, ale też decydować się na dzieci.