Czterdzieści jeden. Liczba, która w chwili drukowania tego tekstu może być już nieaktualna. Może teraz to czterdzieści dwa, albo nawet trzy. Wiadomo, że będzie rosła, a to bardzo niedobrze. Czterdzieste pierwsze zwłoki odkryła przed nami Puszcza Białowieska, która już od dwóch lat przestała być przyjemnym miejscem na wędrówkę. Dziś słowo „puszcza” albo „las” ma inne konotacje. Nie twierdzę, że dla każdego, nie, skąd. Większość ludzi zupełnie nie wie, co wciąż dzieje się na wschodnim pograniczu, myśląc, że wszelkie problemy załatwił postawiony za grube miliony stalowy mur. Jestem też przekonana, że istnieje całkiem spora grupa naszego społeczeństwa, która o murze nie ma zielonego pojęcia. Że w ogóle taki został postawiony, i to niedawno, i to jeszcze z jakiego powodu. Więc może doprecyzuję: dla mnie, dla mnie słowo „puszcza” straciło dawną, pierwotną konotację i ma teraz nowe znaczenie. To miejsce w Polsce, w którym umierają ludzie skazani na porzucenie i przemoc. Miejsce w sam raz do ukrywania się z powodu koloru skóry. Miejsce wprawdzie dobre do ukrycia, ale bardzo niebezpieczne. Pełne dzikich zwierząt, bagien, powalonych drzew, o które można się potknąć, i nieprzyjaznych ludzi, przed którymi się ucieka.
Czterdzieste pierwsze ciało zostało znalezione w przeddzień 80. rocznicy powstania w getcie. Wolontariusze z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego, poszukując osób zaginionych w przygranicznym lesie (bo nikt inny w naszym kraju tego nie robi, żadne służby się nie zajmują; i tak – osoby o ciemniejszym od naszego kolorze skóry, uchodźcy z krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu mają krewnych: rodziców, dzieci, żony, mężów, siostry i braci, którzy zgłaszają zaginięcia), porządkując i patrolując las z nadzieją, że spotkają kogoś, komu będą mogli pomóc, zobaczyli ciało. Młody mężczyzna leżał w zawilcach, całkiem nagi i martwy. Zmarł z wychłodzenia. Podobno tak właśnie zachowuje się człowiek bliski śmierci z wychłodzenia: rozbiera się. „Patrząc na tego człowieka, to tak jakbym patrzył na «Jezusa po zdjęciu z krzyża», taka była pierwsza myśl patrząc na tego człowieka… tak właśnie leżał w takiej pozycji” – czytam relację z pierwszej ręki.
Myślę sobie, czego powinno nas nauczyć wspominanie powstania w getcie? Słusznie zauważył mój znajomy dziennikarz, Błażej Strzelczyk, że gdy premier naszego kraju powołuje się na fragment z Talmudu, który widnieje na medalu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” – to powinien pamiętać, że wers, który je poprzedza, brzmi: „Jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jakby zniszczył cały świat”. Uparcie nie chce się pamiętać o tym, że Polacy wydawali Żydów i uparcie nie chce się wiedzieć, że Polaków nie obchodzą uchodźcy. Na szczęście byli i są tacy Polacy, którzy ratują.