Logo Przewdonik Katolicki

Traumy przodków

Natalia Budzyńska
Praca Johna Mawurndjula | fot. Wikimedia

Dla współczesnych artystów aborygeńskich ich kraj to nie ziemia, ale historia ich przodków, więzi społecznych i duchowości.

Moja sztuka jest aktem protestu – mówi Richard Bell, jeden ze współczesnych artystów australijskich. Należy do aborygeńskich społeczności Kamilaroi, Kooma, Jiman i Gurang Gurang. Można powiedzieć, że ma dość „cepeliady”, której jedynym zadaniem jest przypodobanie się gustom białego człowieka. Zasłynął m.in. esejem, jaki opublikował w 2002 r., zatytułowanym Twierdzenie Bella. Pisał tam tak: „Sztuka Aborygenów stała się wytworem czasu. Towarem. Rezultatem skoordynowanej i trwałej strategii marketingowej. Nie ma aborygeńskiego rynku sztuki. Istnieje jednak branża, która zajmuje się sztuką Aborygenów. Są to głównie biali ludzie, których specjalizacja obejmuje antropologię i tak zwaną sztukę zachodnią”. Richard Bell uważa, że sztuka Aborygenów nie jest kontrolowana przez nich samych, lecz jest wynalazkiem białych. Stała się towarem trawionym przez zachodnie społeczeństwo: rdzenny australijski artysta tworzy to, co biały chce kupić. Przestał być autentyczny, mimo iż zdarza się, że wciąż rozpoznaje swoją przynależność plemienną. „Nasza kultura została nam wydarta i niewiele z niej pozostało. Większość naszych języków zniknęła. Nie mamy już czarnej ani nawet ciemnej skóry” – mówi. Wraz z innymi współczesnymi artystami założył kolektyw proppaNOW, żeby czerpać z tradycji i w ten sposób prowadzić walkę o swoją kulturę.
Wędrujący po Australii w latach 70. antropolog i pisarz Bruce Chatwin opisał kilku australijskich artystów i ich marszanda prowadzącego galerię w jednym z miast. Zauważył już wtedy, że charakterystyczne rysunki przeniesione ze skał i totemów na kawał płótna mogą przynosić w Sydney ogromne zyski. Korzystali na tym wszyscy, ale najmniej Aborygeni, którzy przychodzili z buszu ze zwiniętym płótnem pod pachą. Dostawali materiały i malowali swoje sny. Ich sztuka była od tysięcy lat związana z czasem snów, mityczną przeszłością i wierzeniami. Była także obarczona tabu. Tak, rzeczywiście, biały najeźdźca wydarł Aborygenom ich sny za grosze. Stały się sztuką w rozumieniu zachodnim, kiedy pojawiły się w galeriach wielkich miast i zaczęły być sprzedawane za setki tysięcy dolarów, co stało się pod koniec ósmej dekady XX wieku. Do dziś wystawy sztuki aborygeńskiej mają miejsce raczej w muzeach etnograficznych, a o współczesnych artystach rzadko się wspomina.
Tym ciekawsza okazuje się wystawa w londyńskim Tate Modern „Rok w sztuce: Australia 1992”, gdzie głos odzyskują rdzenni Australijczycy, którzy rozprawiają się z kolonialną historią swoich pobratymców, swoich krewnych i swoją własną. Pokazane tu prace pokazują związki najstarszej kultury na świecie liczącej 65 tys. lat z tym, co dzieje się w sztuce aborygeńskiej dziś.

Ziemia niczyja?
Co się wydarzyło w Australii w 1992 r.? Sąd Najwyższy orzekł na korzyść Edwarda Koiki Mabo, działacza na rzecz praw do ziemi, co obaliło panujące aż dotąd prawo „terra nullius”, czyli „ziemi niczyjej”. To na mocy tego prawa Brytyjczycy uzasadniali kolonizację Australii w 1770 r., ponieważ uznali, że ludy Aborygenów nie były właścicielami tego terytorium. Oczywiście, że nie były. Aborygeni nigdy nie powiedzą, że ziemia „należy” do nich – nie w tym sensie, w jakim rozumie to człowiek zachodni. Dla rdzennych mieszkańców Australii ziemi nie można podzielić ani kupić. Ziemia jest czymś żywym i obejmuje nie tylko terytorium, ale także język, kulturę, rodzinę i tożsamość. Tę relację nazywa się „połączeniem z krajem”. Terytorium zamieszkane przez daną rodzinę od wieków to ciągłość dziedziczenia opowieści i ścieżek snów, które opowiadają świat i poprzez ten akt urzeczywistniają go. Edward Koiki Mabo w Sądzie Najwyższym Australii walczył o prawo do terytoriów, które odziedziczył po swoich przodkach w ramach plemiennych zwyczajów. 3 czerwca 1992 r., po kilku latach rozpraw, Sąd uznał jego roszczenia, co wiązało się ze zniesieniem panującego dotąd prawa „ziemi niczyjej”. Ten dzień, znany jako „Mabo Day”, być może wkrótce stanie się świętem narodowym Australii.
Temat walki o własną historię jest obecnie najważniejszym dla artystów pochodzących z plemion pierwszych narodów. Na wystawie możemy zobaczyć instalację wideo artysty pochodzącego ze wspomnianego kolektywu proppaNOW Vernona Ah Kee, która odnosi się do wydarzeń z listopada 2004 r. Chodzi o rozruchy spowodowane śmiercią miejscowego mężczyzny na posterunku w Palm Island na skutek licznych obrażeń. Ostatecznie winny pobicia został skazany, a protestujący przeciwko przemocy stosowanej wobec rdzennych mieszkańców przez policję wywalczyli odszkodowanie w wysokości 30 mln dolarów australijskich. Instalacja, na którą składają się duże ekrany, na których wyświetlane są fragmenty filmów i dokumentów z protestów, zatytułowana jest Wysoki człowiek. „Jako Aborygeni, naród Australii, egzystujemy w świecie, w którym przypisane jest nam miejsce i w którym zawsze jesteśmy w niebezpieczeństwie. Jest kontekst, w którym nieustannie musimy przetrwać. To jest kontekst, który musimy budować i odbudowywać” – mówi Vernon Ah Kee i ujawnia w swoich pracach kolejne poziomy rasizmu leżącego u podstaw australijskiego społeczeństwa.
Przemocy dotykają też prace Petera Kennedy’ego i Johna Hughsa, którzy również sięgnęli do medium filmowego, odkrywając wpływ białej kolonizacji i kapitalizmu na święte ziemie aborygeńskich ludów, pokazując ich opór.

Odszukać przodków
Yhonnie Scarce pokazuje historię swojej rodziny Kokatha poprzez wielkoformatowe fotografie wydrukowane na pościeli w stylu vintage. Jej przodkowie żyli w misji, gdzie poddawani byli systematycznej i brutalnej polityce kulturowej asymilacji. „Jeśli o mnie chodzi – mówi dziś Yhonnie Scarce, odkrywająca historię swojej rodziny – moi dziadkowie i pradziadkowie oraz ludzie, którzy przede mną chodzili po moim kraju, są członkami rodziny królewskiej Australii”.
Fotografie Tracey Moffatt pokazują miasto na odludziu wydarte pustyni. Są jak klatki filmu, który ostatecznie nie powstał. Nie znamy jego początku i zakończenia, a fabułę dopowiedzieć musimy sobie sami. Na ulicy zauważymy aborygeńskie dziecko, choć wokół, na innych fotografiach widzimy wyraźnie, że miasteczko zamieszkane jest przez białych. Dojrzymy także zakonnice w habitach. Moffatt opowiada historię traumy „skradzionych pokoleń” – dzieci, które w latach 1910–1970 były zabierane od swoich aborygeńskich rodzin i umieszczane w misjach chrześcijańskich.
Nasze kości w waszych kolekcjach, nasze włosy w waszych kolekcjach i nasza skóra w waszych kolekcjach to tytuł graficznych prac Judy Watson, której przodkowie od strony matki pochodzą z kraju Waanyi. Związki z kulturą tego ludu zawsze były dla artystki bardzo ważne i nadal ją inspirują. Seria grafik z 1997 r. o tym przydługim lecz poruszającym tytule, odnosi się do „systematycznego wywłaszczania i instytucjonalizacji rdzennej ludności i kultury, skatalogowanej w zbiorach etnograficznych muzeów na całym świecie” – jak czytam w opisie tej pracy. Watson w swojej sztuce wykorzystuje też archiwalne dokumenty jako źródło informacji o swojej rodzinie. Dokumenty ujawniają, w jaki sposób Aborygeni byli dyskryminowani poprzez brak praw wyborczych do roku 1965. Kopie dokumentów oblane czerwoną farbą symbolizującą krew, ból i cierpienie Aborygenów, ludzi dla systemu nieważnych i niewidzialnych. Watson mówi o „kulturowej kałuży krwi, która wchłania przeszłość i eksploduje w naszej psychice”. Obecnie artystka pracuje nad projektem zmapowania wszystkich miejsc w Australii, w których miały miejsce masakry Aborygenów. Zaprasza wszystkich do dzielenia się historiami swoich przodków, którzy ucierpieli, tworząc w ten sposób bazę historii mówionej.
Na wystawie w Tate Modern nie znajdziemy wielu prac kojarzących się z tradycyjną sztuką aborygeńską. Wprost odnosi się do niej tylko John Mawurndjul, czołowy współczesny artysta australijski należący do klanu Kurulk. Dzisiaj jego prace pokazywane są na wystawach na całym świecie i stanowią, jak sam mówi, bramę do zrozumienia świętych miejsc w Australii. Zaprasza do świata pełnych żywych istot ważnych dla snów jego ludu, przekazuje pieśni i opowieści pierwszych ludzi.
W tym kontekście brytyjska galeria Tate także zmaga się z historią własnego narodu, zaznaczając, że „uznaje i okazuje szacunek Tradycyjnym Właścicielom Krajów w całej Australii oraz uznaje ich powiązanie z ziemiami, wodami i społecznościami”.

---

„Rok w sztuce: Australia 1992”
Tate Modern w Londynie
Wystawa potrwa do 14 maja 2023 r.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki