W maju 2020 r. przypadał termin wyborów prezydenckich. Rząd usiłował te wybory przeprowadzić, mimo że był to szczyt pandemii i nikt raczej nie miał głowy do prowadzenia kampanii, nie mówiąc o wszystkich ograniczeniach wynikających z obowiązującego wtedy lockdownu. Zarządzono wybory korespondencyjne, choć nie było jakiejkolwiek ustawy, która na takie wybory pozwalała. Co więcej, mimo braku ustawy podjęto konkretne działania, tak jakby wybory w tej formie były przesądzone (m.in. niektóre gminy przekazały poczcie spisy wyborców). To właśnie stało się przedmiotem postępowań karnych wszczętych przeciwko burmistrzom i wójtom. Zarzucono im przekroczenie uprawnień, bezpodstawne przekazanie danych obywateli podmiotowi, który nie miał żadnego prawa do administrowania tymi danymi. Zdążyło zapaść już pierwsze prawomocne rozstrzygnięcie – Sąd Rejonowy w Wągrowcu warunkowo umorzył postępowanie przeciwko wójtowi gminy Wapno, zobowiązując go do zapłaty 2 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Ustawa uchwalona przez sejm i podpisana przez prezydenta nakazuje nie wszczynać postępowań, a wszczęte umorzyć oraz nie wykonywać orzeczonych kar. Decyduje również o zatarciu skazania. Jest to więc ustawa abolicyjna – tak bowiem nazywa się sytuację, gdy państwo rezygnuje ze ścigania jakichś przestępstw.
Niebezpieczny precedens
Generalnie przestępstwa powinny być ścigane. Są jednak sytuacje, gdy abolicja jest korzystna dla państwa. Najprostszy przykład to abolicja podatkowa – rezygnacja ze ścigania zatajenia jakichś dochodów pod warunkiem ujawnienia ich i zapłacenia podatku. Państwo uzyskuje wówczas podatek, a obywatel pewność, że za wcześniejsze niezapłacenie podatku nie poniesie odpowiedzialności. Niekiedy uchwala się abolicję po jakichś dużych przełomach społecznych w nadziei pojednania narodowego. W każdej jednak takiej sytuacji abolicja dotyczy obywateli, nie zaś przedstawicieli aktualnej władzy. Jeżeli abolicja dotyczy władz, jest to trochę tak, jakby ktoś sam siebie rozgrzeszał. Jeśli jeszcze dodatkowo przypomnimy sobie, że aktualna polityka państwa zmierza do coraz intensywniejszego ścigania przestępstw, czego przykładem jest choćby wspomniana na początku artykułu nowelizacja kodeksu karnego, trudno się nie zdumiewać. Tak wygląda, jakby dla obywateli było coraz surowsze karanie, a dla przedstawicieli władzy abolicja.
Uchwalona ustawa stanowi również niebezpieczny precedens – skoro raz postąpiono w ten sposób, co zapobiegnie uchwalaniu w przyszłości podobnych ustaw, które będą zwalniały urzędników z odpowiedzialności za popełnione przestępstwa? Na przykład odchodząca władza uchwali ustawę, która zakaże ścigania za przyjęte w czasie urzędowania łapówki. Wiem, że jest to skrajny przykład, ale skoro można uznać, że nie wolno ścigać jednego przestępstwa, to co stoi na przeszkodzie, by taką samą decyzję podjąć wobec innych? Chyba żadna z bananowych republik, w których korupcja jest poważnym problemem, nie wpadła dotąd na taki pomysł. Byłoby zawstydzające, gdyby to właśnie polska ustawa stała się dla kogoś inspiracją.
Nie interes partyjny, a dobro państwa
„Potrzeba i cel przyjęcia projektowanych rozwiązań wynika z kształtowania się linii orzeczniczych, które opierają się na redukcyjnej i formalistycznej wykładni dokonywanej przez wojewódzkie sądy administracyjne oraz niektóre sądy powszechne” – tak zaczynało się uzasadnienie projektu uchwalonej ustawy. Wprost więc stwierdzono, że ustawę trzeba uchwalić, bo komuś nie podobają się wyroki sądów. Jest to jawne naruszenie zasady trójpodziału władz. Sięgając ponownie do skrajnego przykładu, można zadać pytanie, czy jeśli jakiś sąd skaże za kradzież znajomego jakiegoś ministra, to sejm uzna, że jest to formalistyczna wykładnia i uchwali odpowiednią ustawę?
Cały problem polega właśnie na tym, że sejm uchwalając tę ustawę, wkroczył w kompetencję sądów. To sąd jest powołany do tego, by ocenić realia popełnienia danego czynu i wydać właściwe rozstrzygnięcie. Najlepszym przykładem jest tutaj decyzja sądu w Wągrowcu, który przecież wcale nie skazał wójta, a warunkowo umorzył postępowanie. Bo rzeczywiście sytuacja była niejednoznaczna – wójt działał nie na podstawie własnego widzimisię, a wykonywał polecenia rządu. Zarazem jednak rząd działał bez podstawy prawnej, o czym wójt doskonale wiedział.
Nie jest bowiem też tak, że nic się nie stało. Udostępniono dane obywateli podmiotowi, który nie ma uprawnień do ich posiadania, i to podmiotowi jednak w jakimś aspekcie komercyjnemu. Przede wszystkim zaś stało się to, że rząd podjął działania bez jakiegokolwiek prawa i znalazły się samorządy, które te działania wsparły. W państwie demokratycznym nie wykonuje się bezmyślnie poleceń władzy. Ewentualne bezprawne działania jakiegoś organu spotykają się ze sprzeciwem pozostałych organów. Można tu przytoczyć choćby przykład ostatnich wyborów prezydenckich w USA, kiedy ani wiceprezydent Mike Pence, ani gubernatorzy rządzonych przez republikanów stanów nie zgodzili się na żądania Donalda Trumpa, zmierzające do podważenia wyników wyborów. Dobro państwa było dla nich ważniejsze od interesu partyjnego.
Przede wszystkim zaś rząd nie może w demokratycznym państwie działać bezprawnie. Uchwalona ustawa budzi niepokój również dlatego, że idzie w kierunku sankcjonowania działań podjętych bez jakichkolwiek podstaw. Nie może być tak, że ktoś stwierdza: mam władzę i mogę robić, co chcę. Każda władza ma swoje ograniczenia, a rząd działa w granicach wyznaczonych ustawami.
Prawo i przyzwoitość
Trzeba przy tym przypomnieć, że choć sytuacja była wyjątkowa, nie jest tak, że nie było z niej wyjścia. Wystarczyło wprowadzić przewidziany w konstytucji stan klęski żywiołowej. Stan klęski żywiołowej, jeden ze stanów nadzwyczajnych, może być ogłoszony w razie katastrofy naturalnej, noszącej znamiona klęski żywiołowej (art. 232 konstytucji), a do katastrof naturalnych zalicza się masowe występowanie chorób zakaźnych. Konstytucja stanowi, że w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą być przeprowadzane wybory, w tym wybory prezydenta. Kadencja organu, którego nie można w tym czasie wybrać, ulega „odpowiedniemu przedłużeniu” (art. 228 ust. 7). Proste rozwiązanie było więc w zasięgu ręki, nie wiadomo dlaczego z niego nie skorzystano – tym bardziej że w następnym roku władza nie miała żadnych oporów, by wprowadzić na części obszaru państwa inny stan nadzwyczajny, czyli stan wyjątkowy, w związku z napływem uchodźców przez granicę białoruską. Można jedynie spekulować, czy wpływu na to nie miały kalkulacje wyborcze.
Myślę, że na koniec warto przywołać bardzo trafny komentarz sędziego Stanisława Zabłockiego, byłego prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego: „Są takie ustawy, które przed wprowadzeniem do obrotu prawnego powinny być zbadane nie tylko przez pryzmat ich zgodności z wzorcami konstytucyjnymi, ale przede wszystkim przez pryzmat zgodności z wzorcami zwykłej ludzkiej przyzwoitości”.