Nie umiem zaplanować nawet obiadu na dzisiaj, a co dopiero całego roku. A co więcej, zamiast patrzeć wprost w 2023 rok i karmić się nadzieją, od kilku dni cofam się w czasie.
Wszystko zaczęło się w święta Bożego Narodzenia, które spędziłyśmy z córką w izolacji spowodowanej wirusem. Żeby nie zarazić starszej części rodziny, podzieliliśmy się rodzinnie i zostawiając sobie na pociechę psa, oglądałyśmy seriale, popijając rozpuszczalny paracetamol. Wybór padł na serial z czasów, gdy kojarzyły się one z operami mydlanymi lub z brazylijskimi produkcjami. Ten był inny, a że ostatecznie miał 15 sezonów, więc załapała się na niego i moja córka. Ostry dyżur był naszym międzypokoleniowym hitem. Doskonale pamiętam wyczekiwanie na czwartkowy wieczór, chyba Polsat, pełen relaks między obowiązkami młodej matki, jaką wtedy byłam. Zasypiające niemowlę na moim ramieniu i ekipa ze szpitala klinicznego w Chicago.
Włączyłyśmy więc pierwszy sezon. Po entuzjastycznym zachwycie i sentymentalnych westchnieniach oraz żartach z „dziewięćdziesiony” (te oversizowe w ramionach płaszcze!), wróciłam myślami do dawnego świata. Jeszcze sprzed zamachu na World Trade Center, sprzed talibów, ale już z czasów wojny czeczeńskiej i oblężenia Sarajewa. Z czasów Srebrenicy, zamachu w Oklahoma City i ludobójstwa w Rwandzie. Czytam sobie, co też jeszcze działo się w latach produkcji i premiery pierwszego sezonu Ostrego dyżuru. Kilka katastrof lotniczych, trzęsień ziemi, jeden wybuch wulkanu. Premiery paru ważnych filmów, w tym Toy Story – pierwszej animacji stworzonej w programie komputerowym oraz kultowego Pulp Fiction. Dostrzegamy zmiany kulturowe, pewne zachowania nie do pomyślenia dzisiaj i papierosy w restauracji.
To złudzenie, że świat z pierwszego sezonu Ostrego dyżuru wydaje się prostszy. Był tak samo brutalny jak ten współczesny. Wtedy nie miałam jeszcze w domu internetu, wiele zła tamtego czasu było przede mną ukryte. Dzisiaj znam nazwiska i twarze młodych mężczyzn, którzy zginęli, broniąc Bachmutu. Wiem, że w ośrodku zamkniętym dla uchodźców prowadzi głodówkę straumatyzowany młody człowiek z Iraku, który trzymany jest tam bez powodu już półtora roku. Wiem, że chińskie samoloty naruszyły przestrzeń powietrzną Tajwanu, a serbskie wojska prężą muskuły na granicy w Kosowem. A kiedy ten felieton zostanie wydrukowany, wszystko to będzie już nieaktualne. Może nawet wybuchną nowe wojny, których bardzo się boję? Może być znacznie gorzej, ale wolę myśleć, że życie cały czas będzie piękne. Pomimo. Bo warto żyć.