Ks. Henryk Seweryniak: Zapowiedziałaś mi od początku, że będziesz sceptyczna…
Monika Białkowska: Będę, bo jakoś pozostaję nieufna. Nie zostały nam po Jezusie żadne cudowności, nie zostały żadne dowody, mieliśmy po prostu wierzyć – a tu prawie namacalny ślad zmartwychwstania? Ostatnie badania mówią nawet, że odbity na całunie turyńskim człowiek nosi ślady zarówno żywego, jak i martwego. Takie to zbyt dosłowne mi się wydaje w kontekście całej naszej wiary, wręcz łopatologiczne.
HS: Z łopatologią nie przesadzaj, nie wszystko tu jest oczywiste. I żeby odkryć prawdę, potrzeba wielu skomplikowanych badań. Według mnie całun należy do najczcigodniejszych relikwii, związanych ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. Wszyscy wiemy, jak wygląda: lniane płótno, długie na ponad cztery metry i nieco szersze niż jeden metr na swojej powierzchni, ma odcisk w kolorze sepii. Ten odcisk to odbicie ciała ukrzyżowanego wysokiego mężczyzny w śmiertelnej pozie.
MB: Dr Bernardo Hontanilla z Navary jest wprawdzie chirurgiem plastycznym, ale w badaniach z 2020 r. stwierdził nawet, że to nie było ciało człowieka zmarłego, ale jednocześnie zmarłego i wstającego do życia. Mówi o tym, że widoczne są bruzdy nosowe, które u zmarłych znikają, bo mięśnie twarzy tracą napięcie. Że usta są zamknięte. I że on obserwuje nie ciało w spoczynku, ale w sekwencji ruchów prowadzących do podniesienia się: wygięcie szyi w przód, asymetryczne niepełne zgięcie kolan z opartą na podłożu jedną stopą i dłoń przykrywająca genitalia. Ale już ślady krwi są różne – przedśmiertna i wybroczyny pośmiertne…
HS: Wszystkich naukowców zajmujących się całunem trudno by wyliczyć, tą relikwią zajmują się specjaliści niemal wszystkich możliwych dziedzin. Już samo to świadczy, jak jest ona interesująca. Największą naszą trudnością jest prześledzenie losów całunu sprzed 1204 r., kiedy to wszedł w posiadanie krzyżowców i trafił do Paryża, do św. Ludwika IX. W 1357 r. już w udokumentowany sposób mówi się o całunie otoczonym kultem w Lirey, skąd przewieziony został najpierw do Chambéry, a wreszcie w 1578 r. do kaplicy królewskiej w Turynie.
MB: Wtedy jeszcze nie do końca zdawano sobie sprawę z tego, co widać na płótnie…
HS: Nie zdawano sobie sprawy, bo nie było odpowiedniej technologii. Dopiero w 1898 r. Secondio Pia zrobił pierwszą fotografię całunu i na negatywie można było zobaczyć w całej okazałości odbitą na płótnie postać.
MB: Nie bardzo potrafimy to wytłumaczyć, więc przeczucie cudowności nasuwa się samo. Z drugiej strony badania metodą węgla C14, robione w trzech różnych laboratoriach, wykazały, że całun jest tkaniną średniowieczną, że pochodzi z okresu między 1260 a 1390 r. Czyli jednak fałszerstwo?
HS: Niestety, to badania metodą węgla C14 mocno narażone są na zafałszowanie. Próbki płótna pochodziły z miejsc zanieczyszczonych. Pożar, który w XVI wieku nadpalił tkaninę, wpłynął na jej skład chemiczny. Do naprawy użyto nowych nici, wzmacniając półtno. To wszystko mogło zniekształcić wyniki analizy. Poza tym laboratoria nie działały tak niezależnie, jak byśmy chcieli, ale informowały się nawzajem o wynikach i nie dopuściły do badań przedstawicieli innych środowisk naukowych. Podany okres powstania płótna jest wątpliwy również dlatego, że posiadamy w Kodeksie Praya, węgierskim sakramentarzu, miniaturę z obrazami namaszczenia ciała Jezusa i samego całunu – wyglądającego dokładnie jak ten, który znamy, łącznie z takim samym splotem tkaniny. Trudno uznać to za przypadek. Kodeks pochodzi z roku 1192-1195, więc jest znacznie starszy niż całun według wyników laboratoriów. Moim zdaniem Stolica Aposotolska powinna albo poczekać na doskonalsze techniki czy instrumenty badawcze, albo lepiej zadbać o staranność w pobieraniu odpowiedniego materiału i przebieg eksperymentu.
MB: Przyjmijmy jednak, że argumenty kwestionujące wiarygodność są słabe. Zgadzam się, że metoda węgla C14 nie jest idealna i zwłaszcza pożar może ją łatwo zafałszować. Historycy i archeolodzy również podchodzą do wyników z ostrożnością. Ale czy mamy jakieś argumenty pozytywne? Ślady, które nam potwierdzają, że całun może być autentyczny?
HS: Przede wszystkim jeśli przyjmiemy, że to jest fałszerstwo, nie potrafimy wyjaśnić, w jaki sposób miałoby powstać. Nie jest namalowane, nie ma na nim żadnych śladów farb czy pigmentów. Średniowieczni malarze nie posługiwali się sprawnie perspektywą ani tym bardziej odwróconym światłocieniem. Nie mieli tak szczegółowej anatomicznej wiedzy, żeby nie popełnić tu błędu. Poza tym na całunie okryto ślady krwi AB, najrzadszej na świecie, a dość popularnej wśród Żydów. Odkryto pyłki roślin, w tym również takiej, która dziś nie istnieje – a pochodzących z Ziemi Świętej. Odczytano znajdujące się całunie napisy, oczywiście nie z czasów Jezusa, ale wcześniejsze niż ze średniowiecza. Znaleziono też mikroby, które żyły w maściach, używanych w Palestynie w I w. do balsamowania zwłok.
MB: Czyli fałszerstwo, gdyby ktoś się uparł, byłoby niemal niemożliwe. Potrzebna była tkanina z rejonu Morza Śródziemnego, utkana odpowiednią metodą. Potrzebny byłby człowiek podobny do Jezusa. Trzeba by go poddać takim samym torturom jak Jezusa, a potem owinąć go w płótno na kilkadziesiąt godzin.
HS: A potem jeszcze wydobyć to ciało z płótna tak, żeby nie zostawić śladów odrywania go, co nawet dziś jest niemożliwe. Nie jest możliwe, żeby jakiś średniowieczny fałszerz miał wiedzę współczesnych lekarzy, biologów, chemików, a do tego jeszcze historyków i egzegetów. Poza tym nawet gdyby miał współczesną wiedzę, nadal nie dałby rady. My dziś nie umiemy odtworzyć obrazu, który miałby takie właściwości jak całun turyński. Stajemy wyraźnie przed pewną tajemnicą. Jak wytłumaczyć ją inaczej niż tym, że ukrzyżowanym człowiekiem z całunu rzeczywiście jest Jezus z Nazaretu?
MB: A jednak Kościół nie wypowiada się oficjalnie na ten temat. Całun jest traktowany jako pobożna pamiątka, a nie autentyczna relikwia.
HS: Być może kiedyś się to zmieni, ale trudno jest mówić o stuprocentowej pewności, jeśli nie do końca rozumiemy zjawisko. Ciekawe jest za to, że całunem interesują się nawet niektórzy protestanci.
MB: Zainteresowanie protestantów relikwiami to rzeczywiście dość nietypowe.
HS: Jesienią ubiegłego roku kilku pastorów ze Stanów Zjednoczonych wypowiadało się o całunie nie tyle jako o relikwii, w którą trzeba uwierzyć – pisali raczej o tym, że na płótnie widać działanie nadprzyrodzone, „jakieś ślady reakcji jądrowej”, i że wiążą to z faktem zmartwychwstania. I choć przyznają, że nie jest to coś, na czym powinna się opierać wiara w zmartwychwstanie Jezusa, to na pewno całun jest pamiątką, na którą powinniśmy spoglądać ze czcią.
MB: My też nie wierzymy w zmartwychwstanie dlatego, że mamy całun turyński – przecież gdyby go nie było, nic by się w naszej wierze nie zmieniło. Więc pozostańmy przy pobożnej i ważnej pamiątce. I bardzo jestem ciekawa, jak będziemy o całunie mówić za dwadzieścia lat…