Gdy zaroiło się w Polsce od obrońców Jana Pawła II, zacząłem czuć niepokój. Bo w chwili, gdy nagle w obronie czci polskiego papieża zaczynają się wypowiadać prezes PiS Jarosław Kaczyński, minister edukacji Przemysław Czarnek i wielu innych polityków partii rządzącej, a także redakcje świeckich, ale sympatyzujących z PiS mediów, przestaję być pewny, czy idzie tu wyłącznie o pamięć o Janie Pawle II, czy może o politykę.
Nie mam wątpliwości, że część dzisiejszych krytyków Jana Pawła II również ma polityczne pobudki. Uznają, że Jan Paweł II jest świętością dla wielu Polaków, którzy czują się związani z Kościołem i mają raczej prawicowe sympatie. Więc sporo jest niekulturalnych czy wręcz chamskich ataków, które mają zohydzić tę postać, zohydzić Kościół, ale też i partię rządzącą.
Pamiętać jednak trzeba, że – szczególnie wśród młodych – Jan Paweł II jest obiektem niewybrednych żartów i przedmiotem szyderstwa nie dlatego, że ktoś go atakuje, lecz dlatego, że jesteśmy świadkami pokoleniowej sekularyzacyjnej przepaści. Młodym Jana Pawła nie trzeba zohydzać, bo i tak już w kulturze masowej licealistów, studentów czy młodych dorosłych notowania polskiego papieża nie są zbyt wysokie.
Dlatego też dzisiejsi obrońcy Jana Pawła II obudzili się dobrą dekadę za późno. Postać papieża Polaka została sprowadzona do estetyki kremówkowo-pomnikowej nie przez wrogów Kościoła, ale właśnie poprzez tych, którzy zamiast głęboko zrozumieć myśl i dorobek Karola Wojtyły, uciekali w kicz, tandetę i wspominkarstwo, które często miało zastąpić własne pomysły na duszpasterstwo. Zamiast próby zastanowienia się, co w jego myśli jest świeże, dalekosiężne, a co dziś wydaje się już anachroniczne, zamiast sporów na temat najbardziej dyskusyjnych części jego nauczania, zanurzyliśmy się w świętowanie kolejnych rocznic, gal i koncertów.
Dlatego w niektórych dzisiejszych obronach Jana Pawła trochę jest polityki (no bo dobrze jest się podpiąć pod wielkiego Polaka, którego bronimy i dlatego oni nas atakują), a trochę takiego zwykłego lęku, że jak ktoś napisze coś o tym, że Jan Paweł II choć święty, to nie był doskonały we wszystkich dziedzinach życia, że mógł popełniać jakieś błędy – to już będzie koniec katolicyzmu w Polsce.
W pewnym sensie spór toczący się nawet w łonie samego Kościoła o to, czy wolno stawiać pytania i wątpliwości w sprawie Jana Pawła II, staje się sporem o istotę naszej wiary. Czy wierzymy w Boga, który przy pomocy niedoskonałych ludzi zbudował swój Kościół, a w ich ludzkich słabościach mieni się właśnie wielkość Bożej wielkości i miłosierdzia? A może uznajemy Kościół za kruchą wspólnotę, oblężoną przez współczesny świat, dla którego wszystko jest zagrożeniem, a szczególnie pokazywanie jakichś wad świętych, bo to już prosta droga do upadku ludzkich autorytetów, demoralizacja, zgorszenie i koniec wiary?
Na szczęście Kościół jest powszechny i różne rodzaje myślenia się w nim zmieszczą, choć czasem lubimy przekładać polityczne myślenie, że musi wyjść na nasze, a nasi przeciwnicy są już na zewnątrz.