Logo Przewdonik Katolicki

Ukraina pamięta swój Wielki Głód

Anna Druś
Mieszkańcy Iziumu czekają w kolejce po żywność. Od początku września żyją bez gazu, elektryczności i bieżącej wody fot. Francisco Seco/Associated Press/East News

Najczarniejszą kartą w dotychczasowej historii Ukrainy jest rozpoczęta dokładnie 90 lat temu klęska Wielkiego Głodu. Wszystko wskazuje na to, że było to celowe działanie Stalina mające na celu eksterminację narodu ukraińskiego.

Nawet 6 milionów ludzi, którzy w ciągu nieco ponad jednego roku zmarli śmiercią głodową – to przerażający fakt dotyczący tego, co działo się 90 lat temu niedaleko granic Polski. Wymierały całe wsie; ludzie jedli słomę, obierki, zgniłe na polu pozostałości zbiorów czy własne psy. Zdarzały się przypadki kanibalizmu z powodu omamów głodowych. Ulice miast zasłane były ciałami zmarłych dzieci i dorosłych, bo nieraz o pochówek nie miał już kto zadbać.
Opisy tych wydarzeń budzą dziś przerażenie, ale i wtedy świat nie chciał wierzyć w informacje wydostające się z Ukrainy. Klęski głodu zdarzały się w dziejach ludzkości od zawsze, ale w zasadzie był to pierwszy raz, by wywołano ją sztucznie, bez związku z nieurodzajem, suszą czy innymi okolicznościami naturalnymi.

U źródeł tragedii
Wszystko zaczęło się od… podbicia wschodniej i centralnej Ukrainy przez Armię Czerwoną w 1920 r. Już wcześniej tereny te służyły w carskiej Rosji za spichlerz całego imperium. Rolnictwo było tu najbardziej rozwinięte, więc i wydajne. Gdy więc uczyniono z tych ziem Ukraińską Socjalistyczną Republikę Sowiecką, kwestią czasu było wdrażanie komunistycznych wizji świata w życie również w Ukrainie.
W 1929 r. w związku z tzw. planem pięcioletnim Stalin wydał zarządzenie, aby zacząć kolektywizować rozdrobnione ukraińskie rolnictwo. W miejsce indywidualnych gospodarstw rolnych miały wszędzie zacząć działać państwowe kołchozy, dla których odgórną decyzją mieli zacząć pracować wszyscy mieszkańcy wsi. Każdy z nich określoną część zbiorów miał przekazywać państwu: na początku 1930 r. miało to być między jedną trzecią a jedną czwartą całego zebranego zboża. Potem – coraz więcej.
W tym czasie jednak na świecie zaczął szaleć potężny kryzys gospodarczy, wskutek czego ceny zboża w Europie, dokąd sprzedawano je z terenów republik radzieckich – zaczęły spadać. Związek Radziecki stanął nad krawędzią potężnego kryzysu również u siebie, bo nie miał skąd brać pieniędzy na finansowanie ambitnych planów industrializacji. Tak zaczęły rosnąć kolejne wymagania stawiane także ukraińskim kołchozom: szybko doszło do tego, że całe produkowane w nich zboże miało być przekazywane państwu.
Działania te spotkały się z wielkim oporem ukraińskich chłopów. Aby wykręcić się z tego tragicznego kołowrotka, masy ludzi próbowały ucieczki do miast, a ci, co zostawali, próbowali zabezpieczać własny byt, gromadząc nielegalnie własne zapasy żywności. W odpowiedzi komunistyczne władze w Moskwie zaczęły stosować coraz ostrzejsze represje: wprowadzono tzw. paszporty wewnętrzne, zapobiegające uciekaniu mieszkańców wsi do miast (za przebywanie poza miejscem zamieszkania groziła surowa kara); zabraniano gromadzenia jedzenia na własny użytek, a największym przestępstwem stała się próba wyniesienia choćby jakiegokolwiek jedzenia z pola uprawnego.

Sposoby przetrwania
Najdramatyczniejsze wydarzenia rozpoczęły się pod koniec listopada 1932 r. Pod płaszczykiem walki z „kułakami” – rolnikami będącymi wrogami ustroju radzieckiego – jakiekolwiek własne zapasy żywności i ziarna siewnego zaczęto odbierać wszystkim. Do dziś przetrwały świadectwa wiejskich rodzin o najróżniejszych sposobach ukrycia w domu zboża, tłuszczu czy prostych warzyw.
Peter Gumenyuk ze wsi Mitlyntsi w obwodzie winnickim wspominał tak: „Moja matka i ja ukryliśmy to, co nam zostało. Najcenniejszym skarbem było pół worka pszenicy, które moja mama zarobiła swoją ciężką pracą. (Była jedną z pierwszych, które wstąpiły do kołchozu). Pszenicę ukryła w skrzyni, a ziemniaki i buraki w dwóch dołach: jeśli znajdą jeden, to może nie zauważą drugiego. Postanowiliśmy nie wpuszczać brygady [milicji – przyp. red.] do domu. Zamknęliśmy się i nie wykazywaliśmy na zewnątrz żadnych oznak życia. Wieczorami gotowaliśmy jedzenie na dzień następny. Chodziliśmy na palcach, rozmawialiśmy szeptem. Okna zamknęliśmy okiennicami, jedynie górną część pozostawiono otwartą. Gdy pewnego dnia brygada ograbiająca naszą wieś pojawiła się w pobliżu naszego domu – zamarliśmy. Wyrwali drzwi, a w okna walili tak, że miały wylecieć. Wciąż pamiętam krzyczaną wtedy groźbę: Otwierajcie, bo wyważymy drzwi. Zabierzemy was i zgnijecie w więzieniu” (cytat pochodzi z książki Czarny cień głodu 1932-1933 nad Tarnopolem, B. Lanovyk, M. Lazarovych, R. Mateyko).
Pozbawieni jakichkolwiek zapasów ukraińscy chłopi zaczęli głodować, próbując zastąpić żywność jakimkolwiek innym źródłem wartości odżywczych. Gotowali zupę na polnych chwastach, mielili żołędzie, wypiekając z nich proste placki, jeśli znaleźli beczkę po przechowywaniu tłuszczu – wygotowywali kawałki drewna z jej porąbania. Sięgano nawet po mięso padłych z głodu gospodarskich zwierząt, a gdy tego nie było – łapano również wiejskie psy i koty, by je zabijać i zjadać. Jest kilka przerażających świadectw o przypadkach kanibalizmu, wywołanego omamami i zaburzeniami psychicznymi niedożywionych ludzi.
Głód dotykał też ukraińskich miast, gdzie znajdowały się torgsiny – państwowe sklepy z żywnością. Jej ceny rosły jednak w kosmicznym tempie, pozwalając szybko wzbogacać się prowadzącym je działaczom partyjnym. Za kawałek chleba płaciło się w nich złotem, dewizami i innymi kosztownościami. Według źródeł tylko od stycznia do lutego 1932 r. dwa torgsiny w Charkowie przyjęły od ludzi łącznie 374 kg złota o wartości 294 tys. rubli!

Eksterminować naród ukraiński
Informacje o tragedii ukraińskiej ludności wiejskiej zaczęły dość szybko docierać do państw sąsiednich, głównie za sprawą rodzin ofiar. Wszelka zaoferowana stamtąd pomoc była jednak odrzucana i zakazywana przez Moskwę. Nieliczne przekazy medialne były albo obśmiewane jako niewiarygodne, albo dementowane przez Sowietów jako bezpodstawne. Do wymarłych wsi zaczęto zsyłać ludność z innych regionów ZSRR, aby miał kto pracować w opuszczonych kołchozach. Przez całe lata aż do dziś Związek Radziecki, a potem Rosja zaprzeczały swojej odpowiedzialności za tę tragedię. Według oficjalnego przekazu głód miał podłoże wyłącznie naturalne: wynikał z klęski nieurodzaju spotęgowanej światowym kryzysem gospodarczym. I choć do dziś wiele krajów nie uznało oficjalnie tzw. Wielkiego Głodu za działanie celowe, historycy zarówno z Ukrainy, jak i wielu innych krajów nie mają wątpliwości: było to ludobójstwo.
– Było to świadome działanie zmierzające do eksterminacji ludności ukraińskiej i przejęcia całkowitej kontroli nad bogatą ukraińską wsią – mówi prof. Marek Kornat, historyk i sowietolog z Instytutu Historii PAN. – Dowodem na to jest właśnie przeprowadzana na szeroką skalę konfiskata ziarna. Zamysł działania mającego na celu wyniszczenie narodu jest tu nader widoczny, chociaż oczywiście historycy rosyjscy go nie dostrzegają, kierując się oficjalną wersją zakłamanej historii, chociaż kolektywizacja wywołała głód również w innych regionach ZSRR, co historykom pozwala szacować liczbę ofiar nawet do 10 milionów – mówi prof. Marek Kornat.
Z pamięcią o tamtych wydarzeniach jest dość podobnie jak z polską pamięcią o zbrodni katyńskiej, choć liczba i charakter ofiar jednej i drugiej zbrodni są nieporównywalne. Zarówno prawda o wielkim głodzie, jak i prawda o Katyniu była ukrywana przez cały okres bycia pod sowiecką okupacją Polski i Ukrainy. Zamiast wiedzy o tej zbrodni opowiadano propagandowe historie o przyjaźni narodów i wspólnej walce z hitlerowskim okupantem. Podobnie też jak wiedza o Katyniu, tak pamięć o „Hołodomorze” była przechowywana i nagłaśniana światu przez diasporę – Ukraińców rozsianych po całym świecie.
– Zapewne nie ma dziś ukraińskiej rodziny niedotkniętej tamtą tragedią w jakimkolwiek stopniu. Ukraina jako wolne dziś państwo, wyzwolone wreszcie spod panowania Sowietów, czyni z tych wydarzeń tzw. miejsce pamięci: wydarzenie konstytuujące niezależny naród ukraiński, pragnący układać sobie życie w wolnym państwie. I czyni to z sukcesem, bo świadomość tego, co działo się w Ukrainie w latach 1932–1933 jest coraz powszechniejsza i niewątpliwie integruje naród. Im więcej w społeczeństwie ukraińskim będzie się mówić o Wielkim Głodzie, a mniej o tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, tym lepiej, bo ukraińska świadomość historyczna będzie miała antysowieckie oblicze, a właśnie o to chodzi – podkreśla prof. Kornat.

Historia powtarza się i dziś?
Dziś, w czasie trwania zbrodniczej agresji Rosji na Ukrainę, wiele osób ma wrażenie, że historia sprzed 90 lat zaczyna się powtarzać. – Ponieważ wojna trwa, trudno dziś powiedzieć, jakie przyniesie skutki, trudno więc wprost snuć takie porównania. Jednak dwa podobieństwa narzucają się same. Tak jak ZSRR Stalina, tak i dzisiejszy przywódca Rosji chce odmówić prawa do istnienia i stanowienia o sobie niezależnemu narodowi ukraińskiemu. Tak samo też jak w latach 30. XX w., tak i dziś Rosja używa głodu jako narzędzia walki o cele polityczne. Dziś przecież, wskutek jej działań, blokowane są ukraińskie dostawy zboża na świat, przez co najmocniej ucierpią kraje najbiedniejsze. W Afryce możliwa jest klęska głodu na niewyobrażalną skalę. Wielka katastrofa humanitarna może odwrócić uwagę świata Zachodu od zbrodniczej wojny narzuconej Ukrainie. Zapewne taki motyw przyświeca blokadzie eksportu ukraińskiego zboża. Trudno jednak powiedzieć, czy głód przybierze taki rozmiar jak 90 lat temu. Miejmy nadzieję, że do tego jednak nie dojdzie – podsumowuje prof. Marek Kornat.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki