W tym roku mija 70. rocznica jednej z największych zbrodni ludobójstwa w XX wieku - Wielkiego Głodu, wywołanego sztucznie na Ukrainie przez Stalina. To, że zbrodnia ta pozostała niemal niezauważona przez zachodnią opinię publiczną, jest w dużej mierze "zasługą" mediów tzw. wolnego świata.
W ostatnich tygodniach wielka afera wstrząsnęła środowiskiem medialnym w Stanach Zjednoczonych. W jednym z najbardziej opiniotwórczych dzienników świata - "New York Timesie" - przez ostatnie cztery lata ponad 600 tekstów opublikował dziennikarz, który okazał się kłamcą i plagiatorem. Wewnątrzredakcyjne śledztwo odkryło fałszerstwa w połowie sprawdzonych artykułów, napisanych przez 27-letniego reportera Jaysona Blaira. Po ujawnieniu skandalu do dymisji podali się redaktor naczelny gazety Howell Raines i jego zastępca Gerald M. Boyd. Z pracy w dzienniku zrezygnował też laureat w 1996 roku najbardziej prestiżowej w środowisku dziennikarskim Nagrody Pulitzera - Rick Bragg, zdemaskowany na pisaniu korespondencji z miejsc, w których nie był.
Afera ta nie jest jednak największym fałszerstwem w historii "New York Timesa". W ostatnich dniach przedstawiciele ukraińskiej diaspory w Stanach Zjednoczonych zażądali odebrania Nagrody Pulitzera nieżyjącemu już dziennikarzowi tej gazety Walterowi Duranty'emu. Inny amerykański reporter, także już nieżyjący, Malcolm Muggeridge, stwierdził, że nie spotkał nigdy w dziennikarskim fachu tak zakłamanego człowieka, jak właśnie Walter Duranty.
W Okresie Wielkiego głodu propaganda sowiecka z upodobaniem przedstawiała wieś jako oazę zasobności i dobrobytu. Celem manipulacji, do której użyto sztuki, filmu (np. komedia "Świat się śmieje" Aleksandra Grigorija Wasiljewicza z 1934 r.) i literatury było przekonanie społeczeństwa do planowej gospodarki i masowej kolektywizacji wsi.
"Przecież to są tylko Rosjanie..."
Muggeridge był w latach 30-tych korespondentem brytyjskiego "Manchester Guardian" w Związku Sowieckim. Dziennikarze, oficjalnie akredytowani w ZSRR, nie mieli wówczas prawa opuszczać Moskwy, a swoje doniesienia z innych rejonów kraju musieli opierać na danych dostarczonych im przez służby sowieckie. Te ostatnie zaprzeczały oczywiście, jakoby na Ukrainie, Kubaniu i Kaukazie Północnym panował głód.
Muggeridge nie zadowolił się oficjalnymi informacjami sowieckich agencji. Postanowił na własne oczy sprawdzić, jak wygląda sytuacja na Ukrainie. Przebrany w kufajkę, walonki i czapkę-uszatkę, podróżując podmiejskimi pociągami, dotarł na miejsce. Widział ulice zaściełane trupami zmarłych z głodu ludzi oraz niedożywione dzieci z opuchniętymi brzuchami, żebrzące przechodniów o kawałek byle czego, co nadawałoby się do jedzenia.
Po powrocie do Moskwy wysłał do Anglii korespondencję, w której opisywał wszystko, co widział. Jego tekstów jednak nie drukowano, albo były one cenzurowane - redaktorzy usuwali z nich wszelkie drastyczniejsze opisy. W redakcji nie dawano po prostu wiary doniesieniom Muggeridge'a, gdyż to, o czym pisał, różniło się diametralnie od tego, co opisywała większość moskiewskich korespondentów zachodnich gazet. Ci ostatni potwierdzali natomiast wersję władz sowieckich: żadnego głodu nie ma, to wymysł antykomunistycznych ośrodków.
Kiedy Muggeridge wrócił do domu i przy rodzinnym stole opowiadał o okropieństwach, które widział, rodzina dyskretnie wezwała psychiatrów w białych kitlach z kaftanem bezpieczeństwa, gdyż podejrzewano, że postradał zmysły. Jak zresztą mógł nie zwariować, opowiadając z przejęciem te wszystkie niewiarygodne historie, skoro jego relacji nie potwierdzała większość gazet na czele z potężnym "New York Timesem"?
Największym autorytetem wśród wszystkich korespondentów w Moskwie był wówczas dziennikarz "New York Timesa" - Walter Duranty. Był jednym z najpopularniejszych reporterów na świecie, a z pewnością najsławniejszym pracującym w ZSRR. Jego książka pt. "Piszę, jak mi się podoba" stała się międzynarodowym bestsellerem, zaś sam Duranty w 1932 roku otrzymał Nagrodę Pulitzera za "obiektywne relacje i wyjaśniającą interpretację wydarzeń z Moskwy". Jurorzy stwierdzili, że jego sprawozdania są "doskonałymi przykładami najlepszego rodzaju zagranicznej korespondencji".
We wrześniu 1933 roku Duranty był pierwszym zachodnim korespondentem, któremu władze sowieckie oficjalnie zezwoliły na wyjazd na tereny objęte głodem - na Północny Kaukaz i Ukrainę. W relacjach pisanych dla "New York Timesa" z owej podróży donosił: "Użycie terminu GŁÓD w stosunku do Północnego Kaukazu jest jawnym absurdem. Zbiera się tam rekordowe plony tak szybko, jak tylko traktory, konie, woły, mężczyźni, kobiety i dzieci mogą nadążyć... W żłobkach i przedszkolach są tłuściutkie niemowlaki. Rynki w miastach pełne są jajek, owoców, jarzyn, mleka i masła w cenach niższych niż w Moskwie. Nawet dziecko może zauważyć, że nie jest to głód, a raczej dostatek."
Duranty twierdził, że doniesienia o głodzie są oszczerstwami fabrykowanymi przez tych, którzy nienawidzą komunizmu, zwłaszcza przez nazistów. W jednym z tekstów pisał o "kampanii oszczerstw, którą można najwyżej porównać do tej, którą Neron wzburzał Rzym przeciwko chrześcijanom, lub tej, którą Hitler judził przeciwko Żydom".
Nie oznacza to, że Duranty nie był świadom tego, co działo się rzeczywiście na Ukrainie, Kubaniu i Północnym Kaukazie. Po powrocie ze swej podróży w prywatnej rozmowie powiedział on Eugene'owi Lyonsowi, że szacuje liczbę ofiar Wielkiego Głodu na ok. 7 milionów ludzi. Tego samego dnia wysłał do Nowego Jorku korespondencję, w której drwił sobie z klęski głodu i opisywał klęskę... urodzaju. Zapytany przez panią McCormick o ofiary głodu, odpowiedział krótko: "Przecież to są tylko Rosjanie...".
To nie Rosjanie, to Ukraińcy
Duranty mylił się: większość ofiar Wielkiego Głodu stanowili nie Rosjanie, lecz Ukraińcy. Według obliczeń demografów, wiosną i latem 1933 roku ukraińscy chłopi umierali w tempie 25 tysięcy dziennie (czyli 17 osób na minutę). Jak pisze ukraiński historyk Marko Carynnyk: "Drogi wiejskie i ulice miast zasłane były trupami. Specjalne brygady kopały w pośpiechu zbiorowe groby w odosobnionych rejonach, gdzie oblewano ciała benzyną i podpalano. Tego roku Ukraina była jednym wielkim piekłem."
Polski konsul w Charkowie opowiadał o swoim znajomym, który pracował w Komisji Kontroli w Moskwie i został zaniepokojony brakiem raportów z pewnej miejscowości na Ukrainie. Kiedy pojechał tam osobiście, okazało się, że wieś była kompletnie pusta: domy stały opustoszałe, a w niektórych pozostały tylko trupy.
Szef charkowskiego OGPU (służby bezpieczeństwa) Kancelson w liście do swego przełożonego donosił: "Podstawowymi artykułami spożywczymi w rejonach dotkniętych trudnościami żywnościowymi są: ziemniaki zebrane na polach, różnorodne odpadki, łupiny, nasiona roślin i inne. W niektórych rejonach za artykuły spożywcze służy także mięso zdechłych zwierząt (świń i koni), a w rejonie nowosanżackim, kobelackim, krasnogradzkim oraz innych zarejestrowano wypadki wykorzystywania do jedzenia mięsa psów i kotów. Równolegle rozwija się kanibalizm i jedzenie trupów. Nierzadkie są przypadki wykorzystywania przez rodziców trupów dzieci, które zmarły z wycieńczenia."
Skąd wziął się Wielki Głód? Otóż nie była to naturalna klęska żywiołowa, spowodowana przez nieurodzaj, suszę czy powódź, lecz sztucznie wywołana katastrofa. Związana ona była z zainicjowanym w 1929 roku nowym etapem rozwoju ZSRR, którego fundamentem było scentralizowanie gospodarki planowej i masowa kolektywizacja wsi.
Do wykonania tzw. Planu Pięcioletniego i przeprowadzenia "skoku industrialnego" potrzebne były wielkie nakłady finansowe, a głównym źródłem funduszy pozostawała sprzedaż ziarna za granicę. Największym spichrzem Związku Sowieckiego była Ukraina, więc narzucono jej najbardziej wygórowany plan dostaw ziarna dla państwa. Kiedy okazało się, że plan jest niemożliwy do wykonania, sowieckie władze uznały, że jedynym ratunkiem jest większa kolektywizacja wsi, czyli niszczenie gospodarstw indywidualnych i tworzenie kołchozów. Do zadania tego wzięła się, używając masowego terroru, bezpieka. Aby wykonać plan obowiązkowych dostaw, specjalne brygady wojska i milicji zabierały chłopom całą żywność, łącznie z ziarnem na siew. Jeden z sowieckich prominentów Łazar Kaganowicz chwalił się, że z Ukrainy wywieziono prawie całe zboże. Doprowadziło to do Wielkiego Głodu, choć jednocześnie w tym samym czasie ZSRR eksportował ziarno za granicę.
Nie ma jednoznacznych danych, jednak historycy i demografowie uważają, że z głodu zmarło wówczas od 3 do 12 milionów ludzi. Najczęściej wymienia się cyfry od 6 do 9 milionów. Jednocześnie miała miejsce krwawa rozprawa Stalina z ukraińską inteligencją i świadomymi narodowo elitami. Wymordowana została cała generacja ukraińskich przedstawicieli świata nauki, sztuki i kultury, która przeszła do historii pod nazwą "rozstrzelanego pokolenia".
Wydarzenia te przez reżim sowiecki przez wiele lat utrzymywane były w tajemnicy nawet przed samymi Ukraińcami. Dopiero w tym roku - w 70. rocznicę Wielkiego Głodu i 12 lat po proklamowaniu niepodległości Ukrainy - po raz pierwszy wypowiedział się na ten temat oficjalnie parlament w Kijowie. Deputowani uznali, że Wielki Głód 1933 roku był aktem ludobójstwa. Nie nastąpiło to jednak jednogłośnie. Komunistyczni posłowie nie chcieli się pogodzić z taką uchwałą i przed głosowaniem opuścili salę obrad. Nie wszyscy chcą się więc pogodzić z prawdą - nawet wtedy, gdy staje się ona jawna.