Rodzice nierzadko z drżeniem serca oczekują na pierwsze słowo dziecka. Tymczasem etapy, które do tego momentu prowadzą, bywają traktowane po macoszemu. Co poprzedza pojawienie się mowy u małego człowieka?
– Najważniejszym czynnikiem w rozwoju mowy jest kontakt z drugim człowiekiem. Dziecko, będąc jeszcze w łonie mamy, słucha odgłosów otoczenia. Od tego zaczyna się wychowanie słuchowe, a co za tym idzie, rozwój mowy. Do mojego gabinetu trafiają zaniepokojeni rodzice z dzieckiem, którego rozwój mowy jest zaburzony. Podczas pierwszej wizyty zaczynam pytać o to, jak wygląda ich dzień, jak spędzają czas z dzieckiem, w jaki sposób do niego mówią. Często otwierają oczy ze zdumienia, gdyż żyli w przekonaniu, że jeśli dziecko leży spokojnie w nosidełku lub łóżeczku i jest cicho, to należy wokół niego chodzić na paluszkach i nie nawiązywać kontaktu. Tymczasem okazuje się, że dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje kontaktu pozawerbalnego i werbalnego. Pandemia przyczyniła się do tego, że wielu rodziców pracuje w trybie home office, co oznacza, że często są cały dzień w pracy, choć teoretycznie znajdują się w domu. Dziecko jest biernym towarzyszem życia rodziców i nie jest zaangażowane w bezpośrednie relacje z nimi. Starsze dziecko spędza dzień, układając klocki, bawiąc się zabawkami, oglądając bajki w telefonie. Jeśli dziecko nie ma kontaktów emocjonalnych z rodzicami, nie otwiera się na wymiany interpersonalne. To znacznie ogranicza rozwój mowy. Poza tym bardzo ważny, zanim jeszcze dziecko zacznie mówić, jest kontakt wzrokowy. To jeden z pierwszych sposobów komunikacji międzyludzkiej. Dziecko bacznie obserwuje najpierw mamę, a potem inne osoby, co w konsekwencji, przy prawidłowym rozwoju, prowadzi je do naśladowania. Są to tzw. bazowe umiejętności, których dziecko nabywa, zanim zacznie mówić. Później pojawiają się sylaby „ba-ba-ba”, gdyż mama w kontakcie z nim takie powtarza. Następnie zaczyna ono rozumieć, że połączenie „ba-ba” jest wyrazem „baba”, co w kontekście jego codzienności przedstawia babcię. To my nadajemy temu powtarzaniu jakieś znaczenie, budujemy obraz znaczenia w głowie dziecka. Zanim z ust dziecka wyjdą pierwsze słowa, najpierw pojawia się głużenie, a następnie gaworzenie. Głużenie to mimowolnie wydawane dźwięki, gaworzenie jest bardziej zaawansowane, gdyż jest już etapem sylab.
Jak rodzic może wesprzeć rozwój mowy dziecka na pierwszym etapie, jeszcze zanim pojawią się słowa?
– Mówmy do dziecka dużo, ale powoli i wyraźnie. Należy wystrzegać się nadmiernego zdrabniania i tych słów, które nic nie znaczą, a stereotypowo odbierane są za mowę dziecka. Ważna jest melodyjność głosu i przeciąganie sylab i samogłosek. Dzieci zwracają wtedy uwagę, że coś się dzieje. Mówmy „ojej, och”, stosujmy wszystkie dźwięki onomatopeiczne, które wskazują na pewne zachowania, np. gdy spadł klocek, mówimy „bam”. Wszystkie elementy wprowadzajmy od pierwszych dni dziecka, czyli na początku rozwoju mowy. Dbajmy o kontakt wzrokowy, naśladowanie, wyraźne, powolne mówienie, wydłużanie samogłosek, opowiadajmy o tym, co robimy np. „Mama ugotowała zuuupę, jaka pyyyyszna, aaam”.
Procesu karmienia dziecka nie kojarzymy z rozwojem mowy, tymczasem to ono w dużej mierze wpływa na to, jak w przyszłości maluch będzie mówił. Dlaczego sposób podawania posiłku jest ważny już od pierwszych dni życia?
– Na początku, jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych, ważne jest karmienie piersią. Ono jest naturalne. Dziecko rodzi się z odruchem ssania i szukania sutka. Gdy tylko zostanie położone na piersi, szuka sutka i zaczyna go ciągnąć. Wraz ze ssaniem rozpoczyna się prawidłowy rozwój napięcia okolic aparatu mowy: języka i okolic ust. Prawidłowy odruch ssania oznacza poprawną ruchomość języka. Wszelkie nieprawidłowości warto skonsultować z logopedą lub z wykwalifikowaną doradczynią laktacyjną, która pomaga we właściwym dostawieniu dziecka do piersi lub skorygowaniu pewnych zakłóceń. Dziecko czasem zbyt płytko ssie, ma niewielką ruchomość języka albo zbyt krótkie wędzidełko. Jeśli pojawiają się na drodze komplikacje, a ssanie nie jest efektywne, karmienie kończy się kolkami lub odstawieniem dziecka od piersi, co nie jest korzystne. Nie tylko z medycznego punktu widzenia karmienie piersią jest ważne. Badania logopedyczne również na to wskazują, jednak według mnie należy być ostrożnym z wydłużaniem czasu karmienia. Przeciągające się karmienie piersią, np. u dwuletniego dziecka, może prowadzić do obniżonego napięcia warg, złej artykulacji głosek, oddychania przez buzię. Kolejny etap w karmieniu, wpływający na rozwój mowy, to uruchamianie prawidłowej pracy warg podczas podawania dziecku zblendowanego posiłku łyżeczką. Wydawać by się mogło, że karmienie łyżeczką jest proste, ale należy pamiętać o kilku zasadach. Przede wszystkim łyżeczki nie można dziecku wpychać na siłę, ważne, aby otworzyło buzię samo. Warto sprawdzić gotowość dziecka na jedzenie, najpierw stymulując zmysł węchu i dotyku poprzez zabawę jedzeniem czy rozsmarowując papki wokół ust dziecka, aby je zaciekawić. Dopiero kolejnym etapem jest pokarm wkładany do buzi na łyżeczce. Od jakiegoś czasu panuje moda na jedzenie przez dziecko rękoma. Jest to cenny trend, gdyż jedzenie za pomocą dłoni stymuluje malucha, dostarczając odczuć zmysłowych, zachęca do poznawania różnych faktur. Jednak należy zachować pewną ostrożność. Zdarza się, że mamy zupełnie rezygnują z karmienia łyżeczką, co nie jest dobre, ponieważ łyżeczka usprawnia mięsień okrężny ust potrzebny do prawidłowej artykulacji. Łyżeczkę należy nałożyć dziecku na środek języka, tak aby samo zebrało pokarm swoją górną wargą. To jest świetne ćwiczenie, które przygotowuje dziecko np. do artykulacji głoski „f”. Pojawiające się zęby są sygnałem, że dziecko jest gotowe do spożywania zagęszczonych pokarmów. Zdarzają się takie sytuacje, że dziecko ma długo niewygaszony odruch ssania, bo zbyt długo pije z butelki lub z kubków niekapków. Traktuje ono smoczek od butelki czy dzióbek od kubka jak sutek, czyli nie pobiera picia lub pokarmu wargami, ale nakłada sobie ten element na język i ciągnie. Tym sposobem cały czas stymulowany jest odruch ssania, który jest przyczyną obniżonego napięcia języka. Sprawia, że jest on leniwy, leżący, co z kolei powoduje otwartą buzię, mówienie przez nos, mówienie międzyzębowe i źle ukształtowaną twarzoczaszkę.
Euforia z powodu pierwszych pojawiających się słów ze strony dziecka zazwyczaj zaciemnia obraz jakichkolwiek zaburzeń w rozwoju mowy. Kiedy rodzic powinien zacząć się niepokoić?
– Przede wszystkim nie należy szukać wiedzy w internecie. Po pojawieniu się jakichkolwiek wątpliwości rodzic powinien udać się do gabinetu logopedycznego. Specjalista przeprowadzi obszerny wywiad, który dotyka przebiegu ciąży, porodu, czyli tego wszystkiego, co towarzyszyło dziecku na początku drogi na świecie. Logopeda obserwuje dziecko podczas kontaktów interpersonalnych i podczas zabawy. Zwraca uwagę, czy dziecko ma otwartą buzię, czy i jak reaguje na dźwięki oraz w jaki sposób je i pije. Dopiero analizując dane uzyskane podczas wizyty, będzie on w stanie postawić diagnozę. Dzięki temu może stwierdzić, czy wystarczy odpowiednia stymulacja, czy potrzebna będzie bardziej specjalistyczna terapia, żeby dziecko wróciło na właściwą drogę rozwoju. Warto sprawdzić, jak dziecko oddycha, czy dobrze się przysysa do piersi, czy nie ma cmokania, czy prawidłowo wywija wargę. Mleko wypływa z piersi równomiernie i dynamicznie, a dziecko prawidłowo rozwijające się wykazuje synchronizację między połykaniem, oddychaniem a ciągnięciem pokarmu: najpierw musi zassać, potem połknąć, a na koniec oddychać. Rodzic obserwujący rozwój dziecka pod kątem logopedycznym nie może zapominać również o rozwoju motorycznym, gdyż ma on ogromny wpływ na rozwój ruchomości języka i mięśni twarzy, a co za tym idzie, na rozwój mowy. Kiedyś plac zabaw był naturalnym środowiskiem dziecka, dziś niestety już tak nie jest. Jeśli nie zapewnimy dziecku odpowiedniej ilości spontanicznego ruchu, rozwój mowy będzie przebiegał nieharmonijnie. Dziecko od wypowiadanych pierwszych wyrazów powinno poprawnie wymawiać głoski „p”, „b”, „t”, „d”, „k”, „g”, „f”, „w”, czyli głoski wybuchowe, tylnojęzykowe, wargowe, a także zwarte „m”, „n”. Jedynie dłużej możemy poczekać na „sz”, „cz”, „ż”, „dż”, gdyż aby były prawidłowo artykułowane, potrzebują pionizacji języka. Do piątego roku życia jednak dziecko powinno je realizować poprawnie. Gdy dziecko zaczynające mówić realizuje wyrazy międzyzębowo, jest to sygnałem, aby od razu pójść do logopedy, bo oznacza to, że występują zaburzenia napięcia mięśniowego, spowodowane różnymi czynnikami. Na pewno z tego „nie wyrośnie” i od razu potrzebuje wsparcia logopedy.
21 października przypada Międzynarodowy Dzień Świadomości Rozwojowych Zaburzeń Językowych. Z jakimi zaburzeniami najczęściej zmagają się Twoi mali pacjenci?
– Z brakiem pionizacji języka. Dzieci nie potrafią podnieść języka do góry, ponieważ zbyt długo ssały pierś, mają zbyt ubogą dietę lub godzinami oglądały bajki na tablecie czy telefonie, trzymając przy tym otwartą buzię. Niedomykająca się buzia to główna przyczyna nieruchomego języka leżącego na dnie jamy ustnej, co powoduje zaburzenia artykulacyjne większości głosek. Język to duży mięsień, który wpływa na kształtowanie twarzoczaszki. Jeśli nie ma właściwej pozycji, zaburza oddychanie. Choć z drugiej strony, język na dole przez dłuższy czas może się znajdować również z powodu przerostu migdałków, nieżytu nosa lub zapalenia ucha. Niestety to również wpływa na rozwój zaburzeń mowy.
Spotkałam kilkakrotnie rodziców, którzy odpuszczali pracę nad prawidłową wymową dziecka, gdyż tłumaczyli, że nie mają czasu na codzienne ćwiczenia. Czy rzeczywiście terapia logopedyczna wymaga takiego zaangażowania rodziców?
– Wkład rodziców lub jednego z rodziców jest kluczowy. Pierwsze spotkanie z dzieckiem i rodzicem to zawsze konsultacja, a nie terapia. Podczas spotkania mówię otwarcie, że najważniejszą osobą w terapii obok dziecka są rodzice. Logopeda jest specjalistą, który koordynuje działania rodzica. Należy pamiętać, że tylko działania systematyczne, codzienne, w odpowiednim dla dziecka czasie przyniosą efekty. Terapia z logopedą odbywa się najczęściej raz w tygodniu, a to jest zdecydowanie za mało. Zdarza się, że rodzice mówią mi nieprawdę, przekonują, że ćwiczą w domu, ja tymczasem widzę, że nie ma żadnego progresu. Jeśli jest dobrze poprowadzona diagnoza i ustalony plan terapii, bardzo często już na początku widać spektakularne efekty. Dziecko zaczyna prawidłowo wymawiać kilka głosek naraz albo zaczyna „ruszać z mową”. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy rodzic poświęca dziecku czas.
Jąkanie jest jednym z najbardziej krępujących zaburzeń mowy. Przyczyn upatruje się głównie w psychice. Czy rzeczywiście to ona ma największy wpływ na zaburzenia płynności mowy?
– Jest ono wywołane przez różne czynniki. Bardzo często nachodzą na siebie czynniki psychologiczne, genetyczne, ale i społeczne. Zdarza się, że dziecko zaczyna się jąkać, bo naśladuje w tym swojego rodzica. Drugą przyczyną są czynniki psychologiczne, takie jak np. nerwica dziecięca, lęk lub sytuacja stresowa: pójście do przedszkola, narodziny kolejnego dziecka, rozstanie z którymś z rodziców. Czasem rodzice sami wzmacniają jąkanie swojego dziecka, gdy za bardzo zwracają na to uwagę, powtarzając: „nie jąkaj się”, „jak ty mówisz”. To wywołuje jeszcze większy stres u dziecka i może nasilić objawy. Każde jąkanie warto sprawdzić i obserwować, ponieważ może się okazać, że przyczyna jest neurologiczna, np. guz mózgu, padaczka. Nie powinno się lekceważyć żadnej niepłynności mowy lub mówić, że dziecko z niej wyrośnie. W terapii jąkania stosuje się trening płynności mowy, który jest bardzo skomplikowany i wpływa na wiele czynników. Swoich pacjentów zawsze wysyłam do psychologa, żeby maksymalnie wpłynąć na efekty terapii logopedycznej.
W opinii społecznej logopedia kojarzy się z dziećmi. Czy dorośli również korzystają z pomocy specjalisty?
– Dorośli często zgłaszają się na terapię logopedyczną, gdy zmieniają charakter pracy lub chcą nabywać nowych umiejętności. Jeden z moich pacjentów dobiega pięćdziesiątki i rozwinął się tak bardzo zawodowo w ostatnim czasie, że marzy o nagrywaniu podcastów. Ma ogromną wiedzę i zdolności dzielenia się nią z innymi, ale niewłaściwie realizuje głoski. Jest perfekcjonistą i pomimo że innym to nie przeszkadza, dla niego stanowi to problem nie do przeskoczenia. Jest bardzo konsekwentny i pracowity w swojej terapii. Z gabinetu często wychodzi bardzo zmęczony, ale pierwsze efekty pojawiły się już na drugiej wizycie. Inny mój pacjent ma problem z płynnością mowy. Jako dziecko chodził do logopedy, ale "w kratkę". Będąc nastolatkiem, zrezygnował z niej zupełnie. Dziś jest wystawiony na częsty kontakt z obcymi ludźmi, a emocje i stres sprawiają, że problemy się nasilają. W terapii logopedycznej dorosłej osoby wszystko zależy od determinacji i motywacji danego człowieka i tego, w jakim stopniu gotowy jest zaangażować się w terapię.
---
NATASZA KRÓLICKA
Logopeda w trakcie specjalizacji z neurologopedii klinicznej. Na co dzień prowadzi gabinet terapeutyczny w Gnieźnie i pracuje w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 1 w Gnieźnie. Prowadzi profil na Facebooku „Natasza Królicka logopeda Gniezno”. Prywatnie żona i mama szóstki dzieci
Logopeda w trakcie specjalizacji z neurologopedii klinicznej. Na co dzień prowadzi gabinet terapeutyczny w Gnieźnie i pracuje w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 1 w Gnieźnie. Prowadzi profil na Facebooku „Natasza Królicka logopeda Gniezno”. Prywatnie żona i mama szóstki dzieci