Kiedy 7 października Komitet Noblowski ogłosił, kto otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla, wiele osób się ucieszyło. Laureatami są w tym roku: Centrum Wolności Obywatelskiej z Ukrainy, Memoriał z Rosji i Aleś Bialacki z Białorusi. Dlaczego wybór padł na przedstawicieli trzech krajów?
– Takie postawienie sprawy pokazuje, że rosyjski imperializm niejedno ma imię i niejedną twarz. Wybór rosyjskiego Memoriału, który dokumentuje zbrodnie stalinowskie oraz łamanie praw człowieka we współczesnej Rosji, jasno daje do zrozumienia, że przyczyny dzisiejszych zbrodni w Ukrainie leżą w przeszłości, w lekcjach, które z niej wynikają, a które przegapiliśmy. Wyróżnienie laureatów z tych trzech państw oznacza, że łamigłówka, z którą świat mierzy się co najmniej od 24 lutego, to nie jest tylko kwestia zakończenia wojny na Ukrainie. Władimir Putin kiedyś przestanie rządzić Rosją, ale Rosja nie stanie się przez to demokratycznym państwem, które z dnia na dzień zmieni politykę wobec sąsiadów. Do tego potrzebnych jest jeszcze tysiąc Memoriałów i ogromna praca.
Białoruś często była „poligonem doświadczalnym” Kremla. To zresztą tam dwa lata temu, kiedy ludzie wyszli na ulice po sfałszowanych wyborach prezydenckich, sprawdzono, że terror jest dziś tak samo skuteczny jak za Stalina. Przemoc i masowe aresztowania pozwoliły Łukaszence utrzymać się w siodle. Jest więc wiele wątków, wiele znaczeń, wiele poziomów, na których można odczytywać tegoroczny werdykt Komitetu Noblowskiego. On sam tłumaczył, że chciał pokazać, jak ważne jest społeczeństwo obywatelskie dla pokoju i demokracji.
Czy według Pani nagroda może być realną pomocą dla „ruchu oporu” w Rosji? Ważne jest konkretne wsparcie finansowe; oczy świata będą zwrócone na dokonania laureatów, ludzie poznają represje, jakim są poddawani itd. Tylko czy to może zmienić dyktatury Putina i Łukaszenki?
– Oleg Orłow z Memoriału powiedział wprost, że działacze stowarzyszenia nie zasłużyli na takie wyróżnienie, bo nie udało im się wpłynąć na rosyjskie społeczeństwo. To dobitnie pokazuje, jak słodko-gorzki smak ma ta nagroda dla wszystkich laureatów. Pokojowy Nobel nie otworzy nagle Rosjanom oczu i nie spowoduje, że zaczną rozumieć, co od ponad trzydziestu lat próbuje im uzmysłowić stowarzyszenie Memoriał. Żadna przyznana przez „zły Zachód” nagroda nie wpłynie na decyzje podejmowane na Kremlu. Pokojowy Nobel nie wyciągnie z więzienia ani Alesia Bialackiego, ani ponad 1300 innych więźniów politycznych na Białorusi. Nie zatrzyma też zbrodni przeciwko cywilom na Ukrainie. A jednak to bardzo ważna nagroda. To motywacja do pracy dla wszystkich organizacji, dla których prawa człowieka nie są pustym frazesem. Pokojowy Nobel uhonorował skromnych, uczciwych ludzi i dziesięciolecia ich niewdzięcznej pracy. Pokazał im wreszcie, że nie są sami. Świat rozumie, jaka jest stawka tego, co się u nich tak naprawdę dzieje.
Rok temu jednym z laureatów był rosyjski opozycjonista Dmitrij Muratow. Po napaści Rosji na Ukrainę sprzedał swój Medal Noblowski za ponad 103 mln USD, które przeznaczył na pomoc dla ukraińskich dzieci. Nie wszystkie werdykty Komitetu są jednak trafione. W 2009 r. duże kontrowersje wzbudziła nagroda dla Baracka Obamy, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jakie znaczenie ma dzisiaj Pokojowa Nagroda Nobla?
– Tegoroczny werdykt jest różnie odbierany. W Ukrainie przyjęto go bez entuzjazmu. Ukraińcy oburzyli się, że ich Centrum Wolności Obywatelskiej nagrodzono wspólnie z reprezentantami państw, z których jedno napadło na ich kraj, a drugie w tej napaści pomogło. Kijów pyta, za co nagroda dla organizacji, które nie potrafiły zapobiec wojnie? I czy świat Zachodu na pewno zrozumiał, o co toczy się ta walka, skoro nadal – co widać po doborze laureatów – uznaje Ukraińców, Białorusinów i Rosjan za braterskie narody?
Pokojowa Nagroda Nobla to symbol. Nigdy nie był tak samo odbierany przez wszystkich. Mimo wpadek jest to najbardziej prestiżowa nagroda; ma wielkie znaczenie. Może zatem warto dać szansę jej przesłaniu?
---
Arleta Bojke
Była korespondentka TVP w Moskwie, autorka programów i reportaży dotyczących Rosji, Ukrainy i Białorusi. Nagradzana za relacjonowanie aneksji Krymu i wojny na Ukrainie. Autorka książki Władimir Putin. Wywiad, którego nie było, współautorka książki Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki