Dopiero co pisałam o kobietach w chustach na głowie w Turcji, kraju, który daje swobodę w tej kwestii, a tymczasem zbuntowały się Iranki. Codziennie oglądam na Twitterze filmiki z ulic irańskich miast i widzę młode kobiety, które publicznie zdejmują chusty z głów i wrzucają je do ognia. Niektóre przy tym tańczą, a ich rozpuszczone długie włosy powiewają na wietrze. Wiele z nich umieszcza w mediach społecznościowych zdjęcia z aktu palenia swoich chust. Płoną od jednej zapałki.
W Iranie od kilku dni trwa wielki bunt. Zaczęło się kilka miesięcy temu: działaczki i działacze praw obywatelskich wzywali do zdejmowania chust. Nie dlatego, żeby porzucić religię, ale żeby sprzeciwić się przymusowi. W tym kraju, rządzonym przez islamistów, istnieje policja obyczajowa, która ma prawo aresztować kobietę bez hidżabu. Odważne młode kobiety, jak tylko się dało, omijały nakaz. Niektóre zdejmowały chusty, inne zakładały je nonszalancko, nie zakrywając włosów. Irańskie prawo szariatu jest bardzo restrykcyjne w tym względzie: powinny być zakryte nie tylko włosy, ale i ciało.
22-letnia Mahsa Amini została aresztowana przez policję religijną i przewieziona na komisariat. Tam straciła przytomność. Prawdopodobnie została pobita w radiowozie. To zresztą nie pierwsza brutalna reakcja policji wobec kobiet noszących niepoprawnie hidżab. W mediach społecznościowych można obejrzeć relacje z podobnych aresztowań. Policjantom pomagają w tym zakryte czarnymi hidżabami kobiety. Szarpią, ciągną za włosy, biją, krzyczą. Mężczyźni brutalnie „upychają” aresztowane w radiowozie. Zawożą na komisariat – teoretycznie tylko na szkolenie. Ale Mahsa Amini zmarła.
Jej śmierć spowodowała protesty w Teheranie, a demonstracje ogarniają inne większe miasta. Amini pochodziła z irańskiego Kurdystanu, nie była buntowniczką. Po prostu spod chusty wystawały jej włosy. Na jej pogrzebie zgromadziły się tłumy. Dziś, kilka dni później, irańskie kobiety nie tylko palą swoje chusty, ale publicznie także ścinają włosy. Na manifestacjach krzyczą hasła: „Kobieta, życie, wolność!”. I co z tego, że władze zablokowały internet w Teheranie i że ma się rozpocząć śledztwo w sprawie śmierci Amini (policja twierdzi, że nawet jej nie tknęła, a śmierć nastąpiła w wyniku ataku serca)? Co z tego, że brutalnie tłumi się te pokojowe manifestacje, używając ostrej amunicji? Co z tego, że w zamieszkach zginęło już kilka osób? Kobiety mają dosyć, a ofiara tej młodej kobiety rozpoczęła prawdziwą rewolucję. Przeciwko restrykcyjnemu prawu, dotyczącemu ubioru kobiet, protestują znani irańscy dziennikarze, urzędnicy, celebryci, a nawet wielu duchownych. Ludzie nadal wychodzą na ulice.
Pamiętając o tych odważnych irańskich kobietach, nie zapominajmy o Afgankach, które są pozbawione edukacji i które nie mogą wyjść na ulicę bez męskiego „opiekuna”. Wiele z nich nadal nie ma zamiaru się poddać.