W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w świadomości wielu Polaków sierpień kojarzył się […] z trzeźwością, a nawet abstynencją podejmowaną z ważnych społecznych przyczyn. Zauważył to Kościół w naszym kraju. W ostatnią lipcową niedzielę 1984 r. w świątyniach w całej Polsce został odczytany list, w którym biskupi wzywali naród do zachowania w sierpniu, jako miesiącu szczególnym, abstynencji od wódki – napisał ks. Artur Stopka w artykule Coroczny sierpniowy apel w „Przewodniku” (31/2022). Trafnie zauważa, że przez ostatnie 40 lat (co oznacza prawie trzy pokolenia) w zasadzie nic się zmieniło, jeśli chodzi o sposób reakcji polskich katolików na problemy związane z alkoholem, jak i argumentację episkopatu. Zmienił się natomiast – i to gigantycznie – model picia alkoholu, a także świat wokół nas. Dobrze, że ktoś to zauważył, bo choć lubimy narzekać na powolność Kościoła w dostosowaniu się do przemian kultury, to nie przyszło nam do głowy, że skuteczność kampanii społecznej wymaga zdefiniowania, na czym dany problem społeczny polega. Nie jest to rozpijanie narodu wódką.
Czyn patriotyczny?
Kościół w Polsce od dawna angażuje się w ruch na rzecz trzeźwości, co ma nieocenioną wręcz wartość – z perspektywy zdrowia publicznego, ale też jednostek, które uniknęły poważnych konsekwencji picia. Szczególnie w XIX w. widać było wielką aktywność tzw. działaczy trzeźwościowych – także wśród księży i katolików świeckich. Warto wymienić tu nazwiska takie, jak: ks. Jan Ciemniewski, ks. Józef Czempiel, Romana Dediowa, ks. Tadeusz Gałdyński, ks. Jan Kapica, ks. Bronisław Markiewicz, ks. Kazimierz Niesiołowski, Artur Emil Seelieb, Andrzej Wojtkowski, s. Konstancja Kulejewska czy bł. Honorat Koźmiński. Miało to związek z ówczesną sytuacją polityczną kraju. Polski nie było na mapie Europy, a zaborcy wkładali wiele wysiłku, aby Polaków osłabić, poniekąd zdemoralizować. „Rozpijanie” narodu przez obce władze musiało napotkać opór. Patriotyzm wyrażał się nie tylko poprzez organizację powstań zbrojnych, ale i na wiele prostszych sposobów, w tym propagowanie ideału trzeźwości.
W czasach PRL-u było podobnie, choć w tym przypadku doszedł wymóg… tuszowania faktów, które przeczyły oficjalnej ideologii. Komunizm założył, że wszelkie problemy społeczne mają jedno źródło – walkę klas. Wraz z wyzwoleniem proletariatu spod buta wyzyskiwaczy (arystokracji, burżujów), którym odebrano własność prywatną; po wprowadzeniu w życie sytemu socjalistycznego, przedwojenne problemy społeczne – takie jak bezrobocie, ubóstwo, pijaństwo, narkomania, prostytucja, przemoc w rodzinie itd. – miały zniknąć z automatu. Nowy system był lepszy nie tylko dlatego, że sprawiedliwy ekonomicznie, ale też pozbawiony wad starego. Alkoholizm miał być elementem „zgniłego kapitalizmu”. To kapitalistyczny system produkcji był winien każdemu złu. Wystarczyło naprawić źródło. A co, jeśli fakty teorii przeczyły? Tym gorzej dla faktów…
Państwo przejęło wtedy monopol na produkcję i sprzedaż alkoholu. Miało też monopol na przeciwdziałanie alkoholizmowi jako problemowi publicznemu. Katolickie organizacje ignorowano, w końcu zakazano ich działalności. Były niezależne, do tego wrogie ideowo. Socjalizm chciał udowodnić, że sobie poradzi. Fałszowano dane statystyczne. Propaganda manipulowała świadomością. To sprawiło, że spójna, długofalowa strategia działania nie była możliwa.
Wielki wkład w ograniczenie picia alkoholu miała „Krucjata Wyzwolenia” ks. Franciszka Blachnickiego, który zorganizował autentyczny, masowy ruch antyalkoholowy. W 1960 r. został aresztowany wraz z innymi działaczami, którym postawiono zarzut… działalności antyustrojowej. Potem polityka państwa ewoluowała. Problem okazał się zbyt duży i poważny. Poza tym nauka wypracowała nową definicję alkoholizmu jako choroby. Nie można było twierdzić, że to „wina kapitalizmu”. Szukano nowych metod leczenia. Mimo to, w PRL-u dane na temat spożycia alkoholu i skali alkoholizmu objęte były zapisem cenzorskim jeszcze w latach 70.
Zanim pojawił się wspomniany list biskupów, działo się więc wiele rzeczy, które kładą się cieniem na percepcji tematu.
Tradycyjny narkotyk
Paradoks historii sprawił, że jedna z najbardziej skutecznych terapii alkoholizmu narodziła się w kapitalistycznym USA. Chodzi o ruch Anonimowych Alkoholików. W Polsce pierwsze grupy AA zaczęły powstawać dopiero w połowie lat 70. XX w., a ośrodkiem, który pioniersko je zainicjował, był Poznań. Leczenie alkoholizmu było wtedy nieskuteczne. Nie pomagały ani leki, ani psychoterapia. Maria Matuszewska, poznańska psycholog, postanowiła zatem założyć grupę AA, które znała dzięki pewnemu profesorowi podróżującemu do Stanów Zjednoczonych. Niestety, ruch ten rozwijał się powoli.
Siłą AA jest m.in. to, że ludzie dzielą się osobistym doświadczeniem walki z chorobą, a społeczność daje im motywację. Dziś grup jest dużo. Terapia stała się na tyle skuteczna (nie tylko ta AA), że chyba każdy zna chorych na alkoholizm, którzy nie piją. Jeśli nie wśród osób bliskich, to w sferze publicznej, są też zaleczeni księża. Publicznie mówią o swojej chorobie i leczeniu. Dają nadzieję na to, że uzależnienie da się pokonać. Żyć nadal – mądrze, owocnie i twórczo.
W 2022 r. nasza wiedza o alkoholu jako substancji, o procesie uzależnienia, o specyfice choroby, jest bez porównania większa niż 40 lat temu. To sprawia, że Kościół musi na nowo przemyśleć działania – lub raczej przeciwdziałania – wobec nadużywania alkoholu i choroby alkoholowej. Sierpień może być czasem refleksji, dyskusji, wypracowania nowej formuły aktywności. Ks. Blachnicki co prawda wiedział, czym są wódka i bimber, ale nie znał zasięgu picia popularnych dziś wielopaków piwa. Jest łatwo dostępne, fajnie reklamowane, tanie. Wiele osób piwa nie uważa za alkohol. Kieruje się mitami i fałszywą wiedzą, typowymi dla świadomości potocznej.
Przykładowy mit: alkohol to tylko używka, a nie narkotyk – te są przecież zakazane. Alkohol – tak jak papierosy – można kupić w zwykłym osiedlowym sklepie. Stoi obok chleba, mleka, jajek i słodyczy. Komu szkodzi? Tym, co mają słabą głowę albo nie znają umiaru!
Jaka jest prawda? Tzw. alkohol to napoje, które zawierają pewną ilość alkoholu etylowego (etanolu). Napoje alkoholowe mają różną zawartość procentową etanolu, tj. substancji psychoaktywnej, która odpowiada za zmianę nastroju, świadomości itd. Spożywanie prowadzi do uzależnienia, tak jak w przypadku każdego innego narkotyku. Piwo zawiera mniej alkoholu niż wino, wódka, koniak itd. Pamiętajmy jednak, że jedna butelka czy puszka piwa mają pół litra, a na jednym – jak mówi popularna anegdota – mało kto poprzestaje… Piwo uzależnia. Bywa narkotykiem wstępnym, inicjacyjnym. Jeśli dodamy do tego fakt, że alkohol należy do grupy narkotyków twardych, z tej samej grupy co heroina; uzależnia psychicznie i fizycznie; że na alkoholizm umiera dziennie bez porównania więcej ludzi niż w wyniku narkomanii, naprawdę można być obojętnym?
Ten narkotyk traktujemy wyjątkowo, bo alkohol to część tradycji. I to z tym musimy się zmierzyć.
Strategia zamiast zrywów
Każda kultura ma swoje substancje narkotyczne, które wytwarzano z roślin rosnących na jej terenie. W Europie nie rosła koka czy inne rośliny, była winorośl. My narkotyzujemy się piwem, winem, wódką itp. Jak nasi pradziadkowie i prababki.
Wiele z tych substancji było lub jest używanych do celów sakralnych. Rdzenni mieszkańcy Ameryki, o których wiele ostatnio mówimy, tysiące lat temu odkryli, jak działa pejotl. Robili go z pewnego gatunku kaktusa. Wino było z kolei używane do celów religijnych w starożytnej Grecji, znamy historię świąt dionizyjskich. Przykłady można mnożyć. Czy jednak wino to na pewno narkotyk? Tak, bo zawiera alkohol etylowy, a ta substancja ma właściwości uzależniające.
Alkohol jest elementem naszej kultury, cywilizacji. Jesteśmy do niego tak przyzwyczajeni, że prohibicja, radykalny zakaz używania, nie ma sensu. Sprawa jest trudniejsza. Musimy się nauczyć z niego korzystać tak, żeby nie czynił szkód. Bo alkohol naprawdę jest groźny. Nie musi być, ale może.
Jego długotrwałe zażywanie prowadzi do ciężkiej choroby, nierzadko śmiertelnej. Do cierpienia fizycznego, zrujnowania narządów. Do psychicznej niestabilności, uzależnienia, utraty wolności i kontroli nad życiem. Do niszczenia lub utraty tego, na czym najbardziej nam zależy – więzi z bliskimi (z członkami rodziny), pracy, szacunku i prestiżu. Dumy z siebie. Czasem alkohol to wstyd, poczucie winy, cierpienie. To przedwczesna śmierć w wyniku wypadków drogowych, upadków z dużej wysokości czy utonięć. Ryzykowne zachowania i kalectwo. Lub przeciwnie – przestępstwo, okaleczenie innego. Przemoc w rodzinie.
Co zrobić, aby alkohol nie wywoływał choroby, cierpienia? Co mogą zrobić katolicy? Może sierpień stanie się miesiącem, w którym głośne będą atrakcyjnie zrobione kampanie społeczne, przełamujące mity o alkoholu?
Alkohol, który jest używany tylko do celów sakralnych albo do celebrowania świąt, jest dopuszczalny. Jezus celowo „wyprodukował” wino z wody w Kanie Galilejskiej! Wesele jest świętem. Urodziny, imieniny, sylwester, jubileusz, spotkanie rodzinne itd. Niestety, łatwa dostępność alkoholu i niska cena sprawiają, że pijemy go w innych celach. Bo pobudza układ nagrody w mózgu, poprawia nastrój. Jest „smarem społecznym”: dodaje odwagi, rozwiązuje język, pomaga nawiązywać stosunki towarzyskie itd. Niektórym daje „reset” – po wyczerpującym tygodniu pracy pozwala wyłączyć mózg, zapomnieć o problemach. Jednak on nigdy problemów nie rozwiązuje. Jest ich źródłem.
Odpowiadamy też za to, jaki model picia wybiorą dzieci. Jeśli zakażemy im piwa, wina, a sami nie damy przykładu, słowa okażą się puste. To duże wyzwanie. Młodzież ceni ludzi, którzy są abstynentami mięsnymi, wegetarian. Tych, którzy nie piją alkoholu, najczęściej bezdusznie wyśmiewa. Czy to nie my sami przekonaliśmy dzieci i młodzież do tego, że picie to norma?
Nie ma jedynej słusznej recepty na zmianę nawyków, zwłaszcza w takich kwestiach jak picie alkoholu. Presja jest duża, to ogromne pieniądze dla producentów. Na pewno nie jest nią jednak w dzisiejszych czasach obchodzenie raz do roku miesiąca trzeźwości i pisanie apeli. Pora na rzeczową dyskusję o tym, jaki stosunek do alkoholu powinien mieć katolik – i jak skutecznie, długofalowo działać na rzecz trzeźwości. Akcja raz w roku to romantyczny zryw. A potrzeba solidnej pracy u podstaw – na co dzień!