Logo Przewdonik Katolicki

Nadchodzi zima

Piotr Wójcik
fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News

Podczas najbliższej zimy trzeba się przygotować na rozsądne gospodarowanie źródłem ciepła, ograniczanie temperatury w domach i przerwy w działalności zakładów przemysłowych. Czasu na podjęcie działań jest mało, a z niektórymi już jesteśmy spóźnieni.

W środku gorącego lata rzadko kiedy zaprzątamy sobie głowę temperaturami w zimie, jednak w tym roku właśnie okres grzewczy trafił teraz na tapetę w całej Europie. Obawy o dostęp do węgla i gazu stają się coraz bardziej uzasadnione, a reglamentacja surowców energetycznych nie jest żadnym teoretyzowaniem, lecz bardzo prawdopodobną i nieodległą przyszłością.

Przerwa techniczna jak operacja specjalna
W połowie czerwca Gazprom ograniczył wysyłkę surowca gazociągiem Nord Stream I, a następnie zapowiedział „przerwę techniczną” na okres 11-21 lipca, podczas której przesył w ogóle został wstrzymany. Oczywiście prawdziwe powody wyłączenia gazociągu dalekie są od „technicznych”, za to bardzo bliskie polityce. Rosja pogłębia szantaż gazowy, próbując wymusić na Unii Europejskiej i całym Zachodzie ustępstwa. Co zresztą częściowo się jej udało, gdyż Kanada – po namowach Niemiec – zgodziła się wysłać Rosjanom remontowaną turbinę, podobno niezbędną do prawidłowego funkcjonowania gazociągu. W ten sposób Zachód dokonał wyłomu w sankcjach, jednak niewiele to dało. Chociaż 21 lipca gaz faktycznie znowu zaczął płynąć, Gazprom już zapowiedział, że utrzymanie pełnej pracy przez Nord Stream w przyszłości nie jest wcale pewne. W Niemczech takie informacje wzbudzają uzasadnioną panikę. Dla Niemiec gaz jest kluczowym surowcem energetycznym. Na państwo to przypada niemal jedna czwarta zużycia gazu w Unii Europejskiej.
Problemy z Nord Stream nie są jednak wyłącznie kłopotem Niemiec. Dotkną one również pozostałe państwa UE, a w szczególności Polskę. Po pierwsze dlatego, że sami sprowadzamy z Niemiec sporo gazu. Dostawy zza Odry zawsze były dla Polski dosyć istotne, jednak obecnie, gdy Gazprom odciął nas od błękitnego paliwa z Rosji, są one szczególnie ważne. Gazowe połączenie z Niemcami mamy poprzez tzw. rewers na gazociągu Jamał oraz interkonektor w Lasowie. Według analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w czerwcu gaz z Niemiec odpowiadał za 29 proc. naszego importu tego surowca, a w lipcu nawet za jedną trzecią. Trwałe wyłączenie dostaw Niemcom pozbawiłoby części gazu także nas.
Niemcy odcięte od surowca z Rosji będą musiały sprowadzać go z innych kierunków. Same nie mają jeszcze gazoportów – dopiero planują ich budowę – więc najprawdopodobniej zechcą kupować więcej gazu z Norwegii, do której są podpięte dwiema rurami – Europipe I i II. Problem w tym, że także Polska zamierza w dużym stopniu oprzeć się na gazie z Norwegii i Danii. Właśnie w tym celu budujemy gazociąg Baltic Pipe, który jednak nie dociera aż do dalekiej Północy. Podpięty będzie do gazociągu Europipe II, który ma ograniczoną przepustowość. Przed pandemią wydawało się, że powinno jej wystarczyć również dla Baltic Pipe, jednak prawie „na styk”. Obecnie popyt na surowiec z Norwegii i Danii może być tak duży, że w gazociągach pojawi się zbyt duży tłok. Samego surowca z Północy również może zabraknąć, gdyż Norwedzy niechętnie zwiększają wydobycie. W przeciwieństwie do Rosji, egalitarnie dystrybuują oni korzyści z eksportu złóż naturalnych nie tylko między żyjącymi obywatelami, ale też między pokoleniami. To chwalebne podejście Norwegów w obecnej sytuacji może być dla Europy kłopotliwe. Będziemy musieli konkurować zarówno o gaz, jak i przepustowość w rurach.

Zdążyć przed 1 listopada
W związku z wojną w Ukrainie i koniecznością odchodzenia od dostaw z Rosji już w marcu Unia Europejska opublikowała wstępny zarys planu RePowerEU. Zobowiązuje on wszystkie państwa UE dysponujące magazynami gazu do napełnienia ich przynajmniej w 80 proc. przed 1 listopada. W kolejnych latach minimalny poziom napełnienia magazynów przed zimą wzrośnie do 90 proc. Państwa niedysponujące własnymi możliwościami magazynowania gazu są zobowiązane do partycypacji w zapełnianiu magazynów w innych krajach na poziomie przynajmniej 15 proc. swojego rocznego zużycia. Dzięki temu w okresie grzewczym państwa UE będą mogły dzielić się gazem za pośrednictwem bardzo dobrze rozbudowanej infrastruktury połączeń gazowych między państwami. Dokładny mechanizm współdzielenia się surowcem musi być jeszcze wypracowany. Na forum UE apelują o to m.in. Niemcy – chociażby szef Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber i wicekanclerz Robert Habeck.
W całej UE trwa wyścig z czasem. Musimy zapełnić magazyny do 1 listopada, więc popyt na surowiec jest bardzo wysoki. Co oczywiście zwiększa jego ceny. Między połową czerwca a połową lipca ceny kontraktów na gaz wzrosły dwukrotnie. Szczególnie aktywne są w tym zakresie Niemcy, w których rząd federalny wyasygnował na ten cel 15 mld euro, a niemiecka spółka Trading Hub Europe wykupuje znaczną część dostępnego surowca. Żeby nie podkupywać sobie gazu i wzajemnie nie napędzać cen surowca, UE w kwietniu uruchomiła platformę do wspólnych zakupów EU Energy Platform. Korzystanie z niej jest jednak tylko dobrowolne, a więc państwa mogą wspólnie tworzyć „koalicje zakupowe”, jeśli same chcą. Niestety, mechanizm obowiązkowych wspólnych zakupów gazu wciąż nie został wypracowany, chociaż mówi się o nim już od lat. Teraz przyjdzie nam za tę opieszałość zapłacić. Co też zresztą dobrze pokazuje siłę integracji europejskiej. Gdy państwa UE ze sobą współpracują zamiast rywalizować, mogą znacznie taniej i sprawniej osiągać wspólne cele i walczyć o swoje interesy.
Według danych Gas Infrastructure Europe, obecnie europejskie magazyny gazu zapełnione są w dwóch trzecich. Wciąż więc brakuje 15 punktów procentowych do spełnienia wymagań unijnych. W czerwcu europejskie magazyny były jednak wypełnione tylko w połowie, więc jest szansa, że do listopada uda się nam zdążyć. Jak na razie prym wiodą Portugalia (100 proc. zatłoczenia), Polska (98 proc.) i Dania (84 proc.). Niestety, nawet zatłoczenie magazynów w stu procentach nie zapewni nam bezpieczeństwa na zimę, ponieważ pojemności naszych magazynów są niewielkie. Nawet jeśli zapełnimy je w pełni, to surowca wystarczy nam na jedną siódmą rocznego zużycia. Czyli niecałe dwa miesiące. Niemcy już teraz zgromadziły prawie pięć razy więcej gazu, chociaż napełniły magazyny dopiero w dwóch trzecich. Czesi zgromadzili niemal tyle samo rezerw co Polska, chociaż zużywają 2,5 razy mniej surowca niż my. Austriacy zgromadzili jedną trzecią więcej gazu niż Polska, choć zapełnili swoje magazyny dopiero w połowie, a ich zużycie jest niewiele większe niż w Czechach.
Inaczej mówiąc, jest duże prawdopodobieństwo, że zimą będziemy musieli otrzymać wsparcie z Czech czy Austrii. Solidarność energetyczna Europy, o którą swego czasu zabiegał śp. Lech Kaczyński, jest więc szczególnie istotna właśnie dla Polski. Warszawa powinna nie tylko dbać o zapełnienie magazynów i zapewnienie dostaw w zimie, ale też dążyć do jak najszybszego stworzenia mechanizmów współdzielenia gazu, o co apelują politycy z Niemiec.

Gdzie znaleźć oszczędności
W związku z szantażem surowcowym Rosji Komisja Europejska w lipcu stworzyła kolejny plan „Save Gas for Safe Winter”, w którym postuluje dobrowolne ograniczenie zużycia gazu przez państwa członkowskie o 15 proc. w okresie 1 sierpnia 2022 – 31 marca 2023. Gazu w zimie na rynku może być tak mało, że bez tych cięć trzeba będzie go reglamentować. Cięcia w zużyciu gazu powinny dotyczyć w pierwszej kolejności sektora publicznego, a w drugiej przedsiębiorstw. Co więcej, jeśli przynajmniej trzy państwa członkowskie złożą wniosek o stan alarmowy, to Rada UE większością głosów będzie mogła przyjąć obowiązek ograniczenia zużycia we wszystkich krajach członkowskich. Sam plan również musi być jeszcze przyjęty przez państwa członkowskie większością głosów, jednak jest wielce prawdopodobne, że wejdzie w życie.
Gospodarstwa domowe, jako „odbiorcy chronieni”, mają pierwszeństwo w dostępie do gazu, więc jest bardzo niskie ryzyko, że surowca zabraknie także do ogrzewania mieszkań. Nie oznacza to jednak, że cięcia te nie dotkną rodzin. Wszak gdy przemysł zawiesi okresowo działalność z powodu braku surowca – a gaz jest szeroko wykorzystywany w przemyśle, szczególnie chemicznym – to bezpośrednio dotknie to milionów pracowników, uszczuplając im dochody. Duże cięcia dostaw gazu dla przedsiębiorstw mogą też zwiększyć bezrobocie, gdy firmy postanowią ograniczać swoje kadry. Gospodarstwa domowe same również mogą włączyć się w unijny plan ograniczania zużycia energii. Jak wskazuje KE, zmniejszenie temperatury w domach o 1 stopień Celsjusza może ograniczyć zużycie gazu w całej UE o 10 mld metrów sześciennych. To połowa rocznego zużycia w Polsce.
Dokładny plan zmniejszenia zużycia gazu powinien zostać stworzony na poziomie krajowym. Państwa członkowskie będą musiały przeanalizować poszczególne branże, by zidentyfikować obszary gospodarki, w których cięcia przyniosą najmniejsze szkody. Tak czy inaczej, zmniejszenie zużycia aż o jedną siódmą w jakiś sposób dotknie dużą część społeczeństwa. Stagnacja gospodarcza lub nawet recesja jest w takiej sytuacji bardzo prawdopodobna, a to oznacza spadek płac realnych – co już zresztą ma miejsce od dwóch miesięcy – i spadek zatrudnienia.

Gdzie się podział węgiel
Problemy z gazem to nie jedyne, co trapi Polaków. W Polsce brakuje również węgla wykorzystywanego w prywatnych źródłach ciepła. Polskie kopalnie produkują węgiel głównie na użytek elektrowni węglowych. Węgiel spalany w domach pochodził przede wszystkim z importu, i to w większości ze Wschodu. W związku z wojną w Ukrainie Polska szybko wprowadziła embargo na węgiel z Rosji, co samo w sobie było słuszne, niestety rząd najwyraźniej zapomniał, by wcześniej zakontraktować dostawy z innych źródeł. Po wprowadzeniu embarga dostawy węgla spadły o połowę, co wywindowało jego ceny. Cena węgla wzrosła trzy- lub nawet czterokrotnie, sięgając już 3 tys. zł za tonę. Drastycznie zwiększy to koszty życia 2 mln gospodarstw domowych, które nie mają innego źródła ciepła niż piec węglowy. Co gorsza, mowa głównie o rodzinach raczej ubogich. Wśród 20 proc. najbiedniejszych gospodarstw domowych aż 14 proc. opala domy węglem, tymczasem wśród 20 proc. najbogatszych węgiel wykorzystuje tylko 4 proc. rodzin.
Rządzący próbowali zażegnać kryzys, wprowadzając coś na kształt ceny regulowanej. Składy węgla, które sprzedawałyby surowiec po maksymalnej cenie 996,60 zł za tonę, mogą liczyć na rządową dopłatę wysokości 1073 zł. Program ten miał kosztować budżet 3 mld zł. Problem w tym, że nie znaleźli się chętni do udziału w programie. Dopłata rządowa jest zbyt niska, by sprzedającym się to opłacało. Tym bardziej, że na dopłatę będą musieli poczekać.
Rząd postanowił więc zmienić taktykę i dodatkowo wejdzie w życie dopłata nazwana już „3000 plus”. Jednorazowy dodatek osłonowy wysokości 3 tys. zł przysługiwać będzie wszystkim gospodarstwom domowym, które ogrzewają swój dom węglem, brykietem lub peletem zawierającym co najmniej 85 proc. węgla. Uzyskanie dopłaty wymaga złożenie wniosku do 30 listopada i zgłoszenia swojego źródła ciepła do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Dopłata przysługiwać będzie bez względu na osiągane dochody. Koszt tego programu wyniesie aż 11 mld zł.
Rząd zlecił także spółkom energetycznym jak najszybsze nabycie 4,5 mln ton węgla do sprowadzenia drogą morską. Dotychczas zakontraktowały 3 mln ton. Żeby w pełni zastąpić surowiec z Rosji, musielibyśmy sprowadzić około 7-8 mln ton. Węgiel przypłynie do Polski między innymi z Australii i RPA. Oby dotarł przed późną jesienią, gdyż najbliższy okres grzewczy może być ekstremalnie trudny dla wszystkich rodzin, które ogrzewają się domowymi źródłami ciepła. Będzie zresztą trudny dla wszystkich. Oszczędzać energię zacząć najlepiej już teraz, żeby przed zimą przygotować się przynajmniej mentalnie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki