Nie spodziewałem się, że lektura diecezjalnych syntez synodalnych może być tak pasjonująca i napawająca nadzieją. Wielką wartość upatruję już w tym, że jakaś cząstka naszego Kościoła – duchowni i świeccy (wreszcie razem!) – mogła odbywać szczere rozmowy. Nie chodziło w nich o wzajemne sobie „przyłożenie” czy „wygarnięcie”, ale o otwarte na drugiego wysłuchanie siebie po to, by usłyszeć, co Duch Święty mówi dzisiaj do Kościoła. A co mówi? Po lekturze dotychczasowych syntez nie mam wątpliwości, że przede wszystkim apeluje o to, by… rozmawiać. Tak, po prostu: spotykać się, wzajemnie słuchać i budować autentyczną więź, począwszy – to jest kluczowe – od poziomu parafii. Chodzi o to, aby rzeczywiście była ona miejscem tworzenia prawdziwej wspólnoty, ewangelicznego zaczynu, który ma zdolność zmiany siebie i otoczenia w duchu Ewangelii. O to „upomina się” dziś Duch Święty wobec Kościoła, który żyje nad Wisłą.
Ten, ośmielę się powiedzieć, Boży postulat, powinniśmy sobie wziąć do serca bardzo poważnie także w świetle niedawnych badań CBOS. Wynika z nich, że dla prawie połowy Polaków (47 proc.) Kościół jest miejscem, w którym się odnajdują, a dla niewiele mniejszej grupy (46 proc.) jest instytucją odległą. Badania potwierdzają to, co widać gołym okiem: wiele parafii nie tworzy wspólnot tylko coniedzielne zgromadzenia wolnych elektronów, czyli osób nieangażujących się w żadne, poza liturgią, wydarzenia, ani też nieskłonnych do jakiejkolwiek własnej inicjatywy w tej mierze.
Mimo wszystko syntezy budzą nadzieję. Głównie dlatego, że ten swoisty rentgen naszego kościelnego organizmu przynosi dość jasną diagnozę: należy przełamywać rozpanoszony klerykalizm, który spowodował mentalne skostnienie eklezjalnej świadomości. I to – bądźmy szczerzy – nie tylko u duchownych. Bez takiego przełamania, zakładającego wzajemny szacunek i zaufanie, trudno będzie o realizację bardzo konkretnych już synodalnych postulatów, takich choćby jak większa troska o piękno liturgii, autentyczne współdecydowanie świeckich o sprawach duszpasterskich i ekonomicznych czy organizacja zajęć dla dzieci i młodzieży na terenie parafii.
Moglibyście Państwo powiedzieć, że na Zachodzie relacje duchowni-świeccy są zdecydowanie lepsze, a pomimo tego pozycja Kościoła i poziom praktyk są tam bardzo niskie. To prawda, ale w przeciwieństwie do Zachodu mamy ogromny potencjał, na którym możemy budować: nie tylko wciąż wysoki poziom praktyk (choć nie przeceniałbym danych statystycznych), ale żywy, pomimo wielu niedoskonałości, Kościół, z wcale niemarginesową obecnością religijnie zaangażowanej młodzieży. Jak się okazuje (to CBOS sprzed paru dni), Kościół ciągle cieszy się sporym autorytetem społecznym, zaś ponad 80 proc. respondentów deklaruje, że Jan Paweł II jest dla nich ważnym autorytetem moralnym. Jest więc na czym budować, trzeba tylko uwolnić energię bezsensownie zablokowaną klerykalnym skostnieniem. Synodalna diagnoza jest jednoznaczna. Trzeba wyciągnąć z niej wnioski i, z radością i nadzieją, ruszyć do przodu.