Logo Przewdonik Katolicki

Kłopotliwy Plan Odbudowy

Piotr Wójcik
fot. Adam Burakowski/REPORTER-EastNews

Wdrożenie Krajowego Planu Odbudowy będzie sporym wyzwaniem, ale też szansą modernizacyjną. Zdecydowana większość zawartych w nim reform to mało kontrowersyjne, ale istotne sprawy, które już dawno powinniśmy rozwiązać sami.

Po zatwierdzeniu przez Komisję Europejską Krajowego Planu Odbudowy (KPO) na rząd, zamiast pochwał, posypały się gromy. Wśród kilkuset kamieni milowych i warunków zawartych w polskim KPO znalazło się wiele rozwiązań wzbudzających ogromne kontrowersje. Przez długie miesiące w kontekście KPO mówiono głównie o reformie sądownictwa i dziesiątkach miliardów euro, które tracimy w wyniku przedłużającego się sporu rządu z Brukselą. Gdy KPO ujrzał wreszcie światło dzienne, okazało się, że reforma sądownictwa to zaledwie jeden dosyć krótki segment reform, które Polska zobowiązała się wprowadzić w ciągu najbliższych kilku lat.
Wdrożenie tych wszystkich reform głęboko przeobrazi nasz kraj – chyba nawet porównywalnie z wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. W nadchodzących latach czeka nas więc ożywiona debata na temat dziesiątek ważnych reform, które będziemy musieli wprowadzić. Jest jednak duża szansa, że dzięki nim nasz kraj stanie się nieco lepszym miejscem do życia.

Miliardy za reformy
Krajowy Plan Odbudowy to dokument, na podstawie którego państwa członkowskie UE mogą otrzymać wsparcie z unijnego Instrumentu na Rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności. Jego celem jest wsparcie Europy w wychodzeniu z pandemicznego załamania gospodarczego, zdrowotnego i społecznego. Finalnie państwa mają się stać bardziej odporne na przyszłe kryzysy – zresztą kolejny, czyli wojna w Ukrainie, przyszedł zaraz po pandemii. Dla Polski przewidziane są 24 mld euro w formie dotacji, a także 33 mld euro bardzo nisko oprocentowanych pożyczek. Tych ostatnich nie musimy wykorzystać w pełni, jednak same dotacje to już przeszło 100 mld złotych. W obecnej sytuacji te pieniądze nam się bez wątpienia przydadzą. Prawdopodobnie nieco zahamują inflację, gdyż poprawią kurs złotego (słaby złoty jest obecnie jedną z przyczyn wysokich cen paliw i energii w ogóle). Poza tym pieniądze z KPO podwyższą poziom inwestycji, z którymi w ostatnim czasie jest krucho. Inwestycje poprawią nasz potencjał produkcyjny, jak również złagodzą skutki nadchodzącego spowolnienia gospodarczego.
W zamian za pieniądze kraje członkowskie zobowiązały się wprowadzić szereg zmian, zwanych kamieniami milowymi. Ostateczny termin to 2026 r., jednak większość z tych zobowiązań musimy zaimplementować w najbliższych dwóch latach. Od osiągania poszczególnych etapów zależeć będzie wypłacanie kolejnych puli środków. Nie jesteśmy tu żadnym wyjątkiem. Tak naprawdę nasz KPO nie jest przesadnie rozbudowany na tle innych krajów członkowskich. Polska ma do wprowadzenia łącznie 280 kamieni milowych, a Włosi przeszło pół tysiąca. Mówimy więc o bardzo dużym pakiecie reform, których celem jest modernizacja Polski i uzyskanie przez nasz kraj wymienionej wyżej odporności. Problem w tym, że nie każdemu kierunek tej modernizacji się podoba.
Gdy na rząd spadła lawina krytyki za poszczególne elementy KPO, politycy Prawa i Sprawiedliwości zaczęli gubić się w zeznaniach. Według rzecznika rządu Piotra Müllera, reformy te zostały wpisane przez Polskę i zawierają zmiany, które PiS i tak chciało wprowadzić. Nieco inaczej tłumaczył się Łukasz Schreiber w Radiu Plus, według którego reformy te i tak zostałyby nam narzucone, a sytuacja geopolityczna jest taka, że nie mamy innego wyjścia niż dalsza integracja z Europą. Podczas wspólnej konferencji prasowej minister rozwoju Waldemar Buda i minister rolnictwa Grzegorz Puda zgodnie przekonywali, że wdrożenie KPO wzmocni polską gospodarkę i umożliwi stawienie czoła nadchodzącym wyzwaniom demograficznym i klimatycznym. Niedługo później Solidarna Polska, czyli koalicjant PiS-u, wydała uchwałę, w której sprzeciwiła się implementacji kamieni milowych, a nawet nazwała je „szantażem” ze strony Komisji Europejskiej. W tych sprzecznych oświadczeniach można się pogubić. Trudno jednoznacznie stwierdzić, które z kamieni milowych to pomysły polskiego rządu, a które Brukseli. Bezsprzeczne jest jedynie to, że KPO został zatwierdzony i będziemy go musieli jakoś wprowadzić. I wbrew dramatycznym opiniom krytyków, nie musi to być nic strasznego.

Mniej toksyczny transport
Najwięcej emocji wzbudziły plany opodatkowania samochodów spalinowych, które zmroziły polskich kierowców. Faktycznie, w KPO znalazły się dwa nowe podatki obciążające kierowców. Do końca 2024 r. zobowiązaliśmy się wprowadzić opłatę rejestracyjną nakładaną na nowe pojazdy napędzane benzyną lub dieslem. Natomiast do końca pierwszego półrocza 2026 r. Polska będzie musiała wdrożyć podatek od własności samochodów spalinowych. Celem tego rozwiązania nie jest złupienie kierowców, lecz czystsze powietrze w polskich miastach i miasteczkach. Wysokość obu podatków powinna być uzależniona od ilości emitowanych przez pojazd dwutlenku węgla lub tlenków azotu. Te ostatnie to bardzo toksyczne substancje, tymczasem Polska jest europejskim liderem ich emisji. Co gorsza, w ostatnich latach poziom tlenków azotu w naszym powietrzu rósł, chociaż w całej Europie szybko spadał.
Jednym z głównych źródeł tlenków azotu są samochody spalinowe, szczególnie diesle. Ograniczenie tlenków azotu w powietrzu wszystkim nam wyjdzie na zdrowie. KPO nie zawiera dokładnej stawki tego podatku, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by go skonstruować w taki sposób, żeby nie uderzał w zwykłych posiadaczy niewielkich samochodów osobowych, za to ściągał pieniądze z właścicieli spalających ogromne ilości paliwa SUV-ów, limuzyn czy samochodów sportowych. Warto też zauważyć, że większość państw Europy już dawno wprowadziła własne podatki od własności samochodów osobowych. Ich stawka zwykle jest powiązana z pojemnością silnika lub poziomem emisji spalin. Polska jest wśród zaledwie 4 państw UE, które wciąż nie opodatkowały prywatnych pojazdów spalinowych.
W KPO zawarto też instrumenty mające na celu rozwój komunikacji zbiorowej. Wpływy z obu powyższych podatków mają zostać przeznaczone m.in. na rozbudowę transportu publicznego w miastach. Do końca 2024 r. Polska zobowiązała się uruchomić aż 4,5 tys. nowych linii autobusowych, by umożliwić mieszkańcom łatwiejszą rezygnację z używania samochodu prywatnego. W KPO znajdziemy również mnóstwo rozwiązań dotyczących rozwoju sieci kolei oraz poprawy ich atrakcyjności. Nie ma więc obawy, że wdrożenie KPO doprowadzi do wykluczenia komunikacyjnego – wręcz przeciwnie.
Wzburzenie wywołał także plan wprowadzenia opłat na drogach ekspresowych. Faktycznie, w KPO jest mowa o objęciu opłatami 1,4 tys. km nowych odcinków autostrad i ekspresówek. Chodzi jednak o istniejący już system poboru opłat od samochodów ciężarowych. Od 2017 r. Polska wybudowała 1,4 tys. kilometrów dróg szybkiego ruchu, które nie zostały objęte systemem e-toll. Rząd już w zeszłym roku zapowiadał, że obejmie pominięte odcinki systemem opłat, jednak wciąż tych zaległości nie nadrobił. I właśnie one znalazły się w KPO. Właściciele osobówek nie muszą się martwić, że zaczną płacić za użytkowanie dróg ekspresowych.

Równość wobec składek
Pojawiły się też informacje, jakoby KPO miał zakładać podniesienie wieku emerytalnego w Polsce. W rzeczywistości Polska nie zobowiązała się do podniesienia ustawowego wieku emerytalnego, tylko efektywnego – czyli wieku, w którym przeciętny pracownik przechodzi na emeryturę. Emeryci kontynuujący z własnej woli aktywność zawodową odciążają system ubezpieczeń społecznych i zapełniają luki na rynku pracy, powstałe w wyniku starzenia się społeczeństwa. Rząd powinien więc do końca 2024 r. wprowadzić zachęty skłaniające osoby w wieku emerytalnym do kontynuowania pracy. Mowa głównie o obniżce podatku dochodowego dla pracowników w wieku emerytalnym. Część z tych zachęt została już zresztą wprowadzona w ramach Polskiego Ładu – mowa o dodatkowym podniesieniu kwoty wolnej od podatku dla pracujących emerytów. Rząd powinien też monitorować wpływ tych zachęt na rynek pracy, budżet państwa i system ubezpieczeń społecznych. W KPO nie ma rozwiązań dotyczących ustawowego wieku emerytalnego.
Kontrowersje wzbudził także zapis dotyczący oskładkowania umów cywilnoprawnych. Celem zniesienia segmentacji polskiego rynku pracy – czyli podziału na etatowców i pozbawionej podstawowych uprawnień reszty – rząd zobowiązał się do pierwszego kwartału przyszłego roku wprowadzić ustawę obciążającą umowy cywilnoprawne pełnym pakietem składek. Równocześnie zniesione ma zostać oskładkowanie umów zleceń tylko od pensji minimalnej. Te rozwiązania nie będą jednak dotyczyć studentów oraz osób do 26. roku życia – oni nadal będą mogli pracować na umowach nieobciążonych składkami. Gospodarczym liberałom takie rozwiązanie zapewne się nie spodoba, warto jednak przypomnieć, że według GUS nadal około miliona osób w Polsce pracuje wyłącznie na umowach cywilnoprawnych, które nie dają im stabilności oraz ubezpieczenia od podstawowych ryzyk. Umowy te są nadużywane. Na umowach o dzieło – dedykowanych stricte dla twórców – tysiące osób pracuje w budownictwie czy handlu detalicznym. Oskładkowanie tych umów nie powinno stanowić problemu pod względem technicznym. Umowy-zlecenia już są obciążone składkami i w ich przypadku chodzi jedynie o wyrównanie stawek. Od stycznia zeszłego roku umowy o dzieło muszą być zgłaszane do ZUS, co znacznie uprości odprowadzanie od nich należności na ubezpieczenie społeczne.
KPO zawiera także szereg innych, mniej kontrowersyjnych rozwiązań, które ucywilizują nasz rynek pracy. Mowa chociażby o objęciu osób biernych zawodowo wsparciem publicznych urzędów pośrednictwa zatrudnienia. Obecnie bierni zawodowo są poza radarem powiatowych urzędów pracy (PUP). Postulaty rozszerzenia kręgu osób, którymi zajmują się PUP, pojawiały się już wielokrotnie. Obecnie największym problemem nie jest znalezienie pracy dla aktywnych bezrobotnych, bo oni obecnie zatrudnienie zwykle znajdują, lecz aktywizacja osób, które z różnych przyczyn wypadły z rynku. Według GUS, obecnie około 150 tys. biernych zawodowo nie pracuje, bo jest zniechęconych bezskutecznym poszukiwaniem pracy. I do tych ludzi powinni wyjść z ofertą pracownicy PUP.

Bardziej szansa niż zagrożenie
Polska zobowiązała się także do udoskonalenia swojej polityki społecznej w wielu obszarach. Do końca 2024 r. rząd powinien znowelizować ustawę o opiece nad dziećmi do lat 3, by zapewnić trwałe finansowanie tworzenia nowych placówek opiekuńczych nad najmłodszymi – czyli żłobków oraz klubów dziecięcych. Cały osobny segment KPO dotyczy ochrony zdrowia i podniesienia jakości publicznych usług zdrowotnych. Przykładowo, jeszcze w tym roku rząd powinien wprowadzić ustawę dotyczącą tworzenia oddziałów geriatrycznych i opieki długoterminowej w szpitalach powiatowych.
W pierwszym kwartale przyszłego roku powinna natomiast wejść w życie ustawa nakładająca na gminy obowiązek uchwalania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Obecnie tylko jedna trzecia Polski jest pokryta takimi planami. W ustawie tej powinien także znaleźć się obowiązek deweloperów do realizacji dodatkowych projektów na rzecz gminy, zapewniających podstawową infrastrukturę powstającym budynkom mieszkalnym. Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego, z powodu chaosu przestrzennego i rozlewania się miast co roku tracimy 84 mld złotych. Według KPO, do połowy 2026 r. wszystkie gminy w Polsce powinny wprowadzić lokalny plan przestrzenny.
Polska powinna także rozwijać energetykę odnawialną, szczególnie wiatrową i słoneczną. Do końca 2025 r. moc instalacji wiatrowych i fotowoltaicznych powinna wzrosnąć z bazowych 11 do 23 gigawatów. Z osiągnięciem tego celu nie powinno być problemu, gdyż fotowoltaika rośnie jak na drożdżach i w zeszłym roku jej moc się podwoiła. W tym roku mamy zainstalowane już 15 GW mocy wiatrowej i słonecznej, więc wartość bazowa zawarta w KPO zdążyła się zdezaktualizować.
KPO to na tyle obszerny dokument, że nie da się opisać wszystkich zawartych tam spraw w jednym artykule. Bez wątpienia jego wdrożenie będzie dla Polski sporym wyzwaniem, ale też szansą modernizacyjną. Zdecydowana większość zawartych w nim reform to mało kontrowersyjne, ale istotne sprawy, które powinniśmy rozwiązać już dawno sami. Zapewnia on również sporą swobodę państwom członkowskim, więc wiele będzie zależeć od tego, w jaki sposób go finalnie wdrożymy. Problematyczna jest skala i tempo – do 2026 r. musimy wdrożyć dziesiątki ustaw wpływających na życie wszystkich obywateli, którzy mogą odczuwać niepokój i zgłaszać mniej lub bardziej uzasadnione pretensje. W takiej sytuacji łatwo o błędy. Bez wątpienia w nadchodzących latach wokół KPO rozpęta się jeszcze niejedna burza.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki