Logo Przewdonik Katolicki

W stronę Manna

Natalia Budzyńska
fot. Beata Zawrzel/REPORTER/East News, materiały prasowe

Empuzjon jest uroczy i nie znajduję lepszego słowa na określenie przyjemności, jaką miałam z lektury. Sympatia, jaką autorka odczuwa wobec swoich bohaterów, jest zaraźliwa. Można naprawdę polubić sposób, w jaki Olga Tokarczuk buduje światy, i chcieć w ten sposób patrzeć na życie.

Empuza – kobieta-zjawa, kobieta-wampir, mieszkanka podziemi, która nocą pojawia się na powierzchni. Zwabia podróżnych w odludne miejsca i zabija ich. Przepada za mięsem młodych mężczyzn.
Czymże jest więc empuzjon? Zagadkę wyjaśnia Olga Tokarczuk, która na jednym z pierwszych spotkań autorskich po wydaniu książki przywołała pojęcie sympozjonu. To praktykowane w starożytności spotkanie mężczyzn przy winie oraz niekończących się rozmowach dotyczących kultury i polityki. Męska biesiada. Wolne kobiety nie miały na sympozjon wstępu, jedynie te niewolne, hetery, świadczące usługi, zabawiające mężczyzn. Empuzjon u Tokarczuk odbywa się niedaleko Waldenburgu, w miejscowości Görbersdorf, wśród gór nazywanych Górami Suchymi, o których nawet Wikipedia pisze, że ich szczyty tworzą niespokojną linię grzbietową. Niespokojnie jest w nich spacerować, o czym przekonał się główny bohater najnowszej powieści Olgi Tokarczuk.

Wojnicz = Castorp
Mieczysław Wojnicz, student ze Lwowa, chory płucny, lat dwadzieścia kilka, nieznający dobrze świata, wychowany przez ojca i stryja, biała kartka, niezapisana jeszcze, rzucony zostaje w świat. Świat na miarę Davos z Czarodziejskiej góry Tomasza Manna. Jest Hansem Castorpem Görbersdorfu, z powieści, o której mówi się, że jest paraboliczną opowieścią o życiu i o ludzkiej psychice.
Więc Wojnicz, wyrwany z bezpiecznej codzienności, ma spędzić kilka tygodni (miesięcy?, lat?) w środowisku zamkniętym, specyficznym, gdzie czas odmierzają kolejne nieprzyjemne zabiegi i nudne leżakowanie. Z powodu braku miejsc w głównym budynku sanatoryjnym zostaje zakwaterowany w Pensjonacie dla Panów, gdzie przebywa kilku dżentelmenów. Wśród nich dwaj, którzy – podobnie jak u Manna – mieliby walczyć o jego duszę, przedstawiając swoimi poglądami odmienne spojrzenie na świat. U Tokarczuk jest to Longin Lucas, katolik i tradycjonalista, oraz August August, socjalista i humanista – tamten z Królewca, ten z Wiednia. Jest jeszcze ten trzeci, Walter Frommer, teozof z Breslau.
Zaskakująco zamiast się różnić, będą się zgadzać na tej jednej płaszczyźnie – dotyczącej płci pięknej. Ale o tym później. Spotykają się na posiłkach, wychodzą na wspólne wycieczki, rozmawiają przy tajemniczej, ale bardzo smacznej nalewce, zwanej Schwärmerei. Oni rozmawiają, Wojnicz słucha. Niewiele ma do powiedzenia, jeszcze nic nie wie, oto właśnie zaczyna się proces jego dojrzewania, poznawania świata, a przede wszystkim siebie samego. Jest rok 1913, wrzesień, potem listopad, aż wreszcie spadnie pierwszy śnieg. Wojnicz bardzo chce być na święta w domu. Nie dotrze tam nigdy.

Kto na nas patrzy
Olga Tokarczuk napisała klasyczną Bildungsroman – czyli powieść o rozwoju duchowym bohatera – i to w konwencji horroru (sam podtytuł mówi nam o tym: „Horror przyrodoleczniczy”). Co my tu mamy? Mężczyzn w różnym wieku, z różnych części Europy, których łączy jeden pensjonat i choroba prowadząca raczej do śmierci niż uleczenia. Dyskutują na różne tematy: a to o polityce, a to o zdrowiu, a to o świecie nadprzyrodzonym, a to o nauce, a to o kobietach, co właściwie staje się tematem przewodnim z powodu śmierci żony gospodarza domu.
W tle majaczy się jakaś dziwna tajemnica. Przebąkuje się tylko na ten temat, między słowami. Napięcie więc rośnie. Podobno (ale nie wiadomo na pewno) raz w roku ginie w miasteczku młody mężczyzna. Wiadomo, umiera ich całkiem sporo, w końcu leczą się tu beznadziejnie chorzy, ale śmierć, o której nikt nie mówi, jest straszna – mężczyzna zostaje zamordowany w sposób okrutny. Czy to przypadkiem nie bujda, o której opowiada się ot tak, dla przyjemności odczuwania strachu? I tak Olga Tokarczuk buduje napięcie, o którym nie powiemy już nic więcej.
Noblistka nie byłaby sobą, gdyby w zwykły świat przedstawiony nie wprowadziła świata niezauważanego a istniejącego. Zmysłowego i tak oczywistego, że aż nietraktowanego poważnie. Mam wrażenie, że wręcz uczyniła go narratorem. Z narracją eksperymentowała od powieści Dom dzienny, dom nocny, więc nic dziwnego, że i tutaj starała się zrobić coś nowego. Jesteśmy, jak czytelnicy, zanurzeni w jakiś powiązany niczym grzybnia, ekosystem, który oddycha swoim rytmem i staje się równie ważną cząstką budującą świat. Wszystko tu pachnie nadgniłym drewnem, mchem, porostami i lepką pajęczyną. Podwodne jeziora, jamy w ziemi zarośnięte chaszczami i oddychające wewnętrznym powietrzem z głębi ziemi, szpary w oknach, piwniczne korytarze i zaschnięte muchy na parapecie. Cały mikrokosmos ma oczy szeroko otwarte. Są wymienieni na samym początku powieści jako „bezimienni mieszkańcy ścian, podłóg i stropów”.

Kobieta
Podobnie jak u Manna, kobiet tu nie ma. O przepraszam, są! Olga Tokarczuk tupnęła nogą. Nie może być tak, że cała klasyka literatury obywa się bez kobiet, że o kulturze dyskutują jedynie mężczyźni, i że my tę kulturę poznajemy tylko w ten jedyny, męski, sposób. Bardzo proszę –spójrzmy na półkę z książkami, tymi, które, jak uważamy, tworzą naszą wielką zachodnią cywilizację. Z kim mam jako kobieta się utożsamiać? Jaka literatura ma budować we mnie moją tożsamość? Bo, uwaga, uczę się patrzeć na świat i go odczytywać wzrokiem (i piórem) mężczyzn. Nie ma co zaprzeczać, taka jest prawda. A co ta kultura zachodnia wymyśliła na temat płci żeńskiej? W usta swoich bohaterów Olga Tokarczuk włożyła słowa wielkich tego świata, od starożytnych do nowożytnych. To po prostu armia nieuświadomionych mizoginów, od św. Augustyna przez Darwina i Freuda po Kerouaca. Ale jeśli ktoś boi się w Empuzjonie nachalnej feministycznej ideologii, to mogę rozwiać tego rodzaju wątpliwości: powieść ta jest urocza.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, dlaczego traktujemy pisarki i pisarzy jako osoby niosące na swoich barkach problemy całej ludzkości, znających jedyne rozwiązania na te bolączki? Dlaczego podchodzimy do literatury tak bardzo serio? Czyżbyśmy uważali, że jest ona tubą propagandową? Bo jeśli tak, to znaczy, że traktujemy ją ideologicznie. Olga Tokarczuk, oprócz tego, że coś nam oczywiście chce pokazać, na coś zwraca uwagę, to przede wszystkim bawi, daje przyjemność obcowania z literaturą. Empuzjon jest uroczy i nie znajduję lepszego słowa na określenie przyjemności, jaką miałam z lektury. Sympatia, jaką autorka odczuwa wobec swoich bohaterów – i to wszystkich bohaterów, bez wyjątku: tych organicznych i nieorganicznych – jest zaraźliwa. Można naprawdę polubić sposób, w jaki Olga Tokarczuk buduje światy, i chcieć w ten sposób patrzeć na życie. Z sympatią dla różnorodności i tajemnicy. Nawet zemsta licznych Tuntschi, stworzonych przez ogarniętych chucią mężczyzn, może okazać się mniej groźna, niż może się wydawać. Ostatecznie chodzi o ten żeński pierwiastek, którego nie trzeba się obawiać.
Przepowiadam szał na Sokołowsko – miejscowość, do której z Wałbrzycha można dojechać busem. To właśnie powieściowy Görbersdorf, osławiony już trochę w literaturze przez Joannę Bator w powieści Gorzko, gorzko i przez Festiwal Góry Literatury. Teraz będziemy tam jeździć z Empuzjonem pod pachą i szukać Pensjonatu dla Panów, kurhausów, gdzie leczono chorych (tego głównego z czerwonej cegły, który wyłania się jako pierwszy największy, zbudowany i założony przez doktora Brehmera, nie trzeba szukać – trudno go nie zauważyć), kawiarni, w której Wojnicz pił kawę i kupował różnokolorowe makaroniki. A potem będziemy wędrować w górę i w górę, wzywani przez naturę pulsującą pod powierzchnią.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki