Logo Przewdonik Katolicki

Co się stało w Jordanowie

Monika Białkowska
fot. Godfather/Adobe Stock

To nie samo użycie przymusu jest tutaj winą. Winą jest użycie przymusu w niewłaściwych sytuacjach, w niewłaściwej skali, w niewłaściwy sposób, z niewłaściwych powodów. Winą jest przekroczenie granic w użyciu środków przymusu bezpośredniego.

Reportaż o Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie obiegł Polskę z prędkością światła, zdobywając rekordowe liczby wyświetleń. Trudno się temu dziwić, bo opowiedziana w nim historia jest wstrząsająca. Siostry prezentki, prowadzące pod Krakowem dom pomocy społecznej dla dziewcząt i młodych kobiet z niepełnosprawnością intelektualną, miały stosować przemoc wobec swoich podopiecznych. Świadkowie i nagrania mówią o przywiązywaniu na noc do łóżek, kopaniu dzieci, zamykaniu ich w klatce, biciu mopem oraz o ich upokarzaniu psychicznym.

Zarzuty i obrona
Siostra Anna Telus, przełożona generalna sióstr prezentek wydała oświadczenie, w którym stwierdza: „Jestem głęboko wstrząśnięta zarzutami, które dotyczą Domu Pomocy Społecznej dla dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w Jordanowie. Zależy mi na jak najszybszym, rzetelnym i pełnym wyjaśnieniu tej sprawy. (…) Deklaruję gotowość współpracy z państwowym wymiarem sprawiedliwości i innymi kompetentnymi instytucjami, aby ustalić fakty i dojść do prawdy. Obecnie w jordanowskim DPS-ie trwa wizytacja z Urzędu Wojewódzkiego, badająca podstawność stawianych zarzutów. Siostry, którym postawiono zarzuty, stosują się do wszystkich decyzji prokuratury i przebywają poza ośrodkiem DPS-u. Moje dalsze decyzje jako przełożonej generalnej będą uzależnione od wyników trwającego postępowania”.
Rozmowa z jednym z internetowych portali utrzymana była w zdecydowanie innym tonie. – Dziennikarze przypuścili na nas nagonkę, której inspiracją jest jeden z byłych pracowników, który został zwolniony. Dziennikarze wyrządzili nam krzywdę. Wy możecie napisać wszystko, co wam się podoba i w mojej ocenie nie ponosicie za to żadnych konsekwencji. Jasne, że możemy iść do sądu, ale kto tam z wami wygra? Dlatego ja apeluję do mediów, które będą o nas pisać: pamiętajcie, że żaden wyrok jeszcze nie zapadł – mówiła.
Wyrok rzeczywiście jeszcze nie zapadł. Na razie prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie znęcania się nad podopiecznymi postawiła zarzuty dwóm siostrom zakonnym: jednej za znęcanie się nad przynajmniej jedną podopieczną i naruszenie jej nietykalności cielesnej, a dyrektor DPS – zarzut utrudniania śledztwa. Siostra dyrektor miała nakłaniać jedną z bohaterek reportażu do wycofania swojego świadectwa. Wobec obu sióstr zastosowany został dozór policyjny, otrzymały one również zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi, z pracownikami DPS oraz zakaz przebywania w DPS. Obie nie przyznają się do winy.
15 czerwca „Rada Generalna Zgromadzenia Sióstr Prezentek podjęła decyzję o odstąpieniu od prowadzenia DPS-u w Jordanowie. Rada podjęła też decyzję, że sam budynek, w którym zlokalizowany jest DPS, zostanie użyczony tak, aby dalej mogli w nim przebywać dotychczasowi Podopieczni” – czytamy w oświadczeniu. „Nie ma akceptacji dla zachowań sprzecznych z misją naszego Zgromadzenia, którą jest służba drugiemu człowiekowi, zwłaszcza najmniejszemu i bezbronnemu” – napisała s. Anna Telus.

Mroczna strona
Zrozumienia tego, co zdarzyło się w Jordanowie, nie ułatwia romantyzowanie chorób psychicznych, z jakim mamy do czynienia ze strony osób, które to zjawisko znają czysto teoretycznie. Dobre i słuszne jest włączanie niepełnosprawnych w społeczeństwo i zapobieganie ich wykluczeniu. Jednak choroby te mają również swoją mroczniejszą stronę. Wiążą się z gwałtownymi atakami, w których chory może mieć przypływ wielkiej siły. Wiążą się ze zmianami w osobowości, z nieprzewidywalnością zachowań, z agresją, autoagresją. Są to sytuacje, w których nie wystarczy kogoś przytulić, wytłumaczyć, odwrócić jego uwagę – i będzie dobrze. Są to sytuacje, kiedy trzeba podać lek, kiedy trzeba fizycznie powstrzymać człowieka, żeby nie zrobił krzywdy sobie ani nikomu w otoczeniu. I trzeba to zrobić siłą.
Tu dotykamy bardzo delikatnego punktu, z którego musimy sobie zdawać sprawę, myśląc o wydarzeniach w Jordanowie. To nie samo użycie przymusu jest tutaj winą. Winą jest użycie przymusu w niewłaściwych sytuacjach, w niewłaściwej skali, w niewłaściwy sposób, z niewłaściwych powodów. Winą jest przekroczenie granic w użyciu środków przymusu bezpośredniego: bo dopiero owo przekroczenie granic staje przemocą.

Przymus dozwolony
Żeby uniknąć sytuacji patologicznych – by nie dochodziło do nadużyć władzy i przemocy, jak mogło to mieć miejsce w Jordanowie – zarówno sytuacje, jak i sposoby użycia środków przymusu bezpośredniego są jasno określone w prawie i ujęte w konkretne procedury. Przymus bezpośredni ma być nadal służbą człowiekowi i ochroną jego życia, a nie przemocą.
Środki przymusu bezpośredniego można zastosować wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, jeśli zagrażają one własnemu lub cudzemu życiu i zdrowiu, kiedy zagrażają bezpieczeństwu powszechnemu, kiedy w gwałtowny sposób niszczą przedmioty, znajdujące się w ich otoczeniu. Również wówczas, gdy „poważnie zakłócają albo uniemożliwiają funkcjonowanie zakładu, w którym otrzymują pomoc” – ten zapis Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego jest niestety mało precyzyjny i umożliwia poszerzanie interpretacji, a co za tym idzie, również stosowanie środków przymusu bezpośredniego na podstawie mocno subiektywnej oceny.
O zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego decyduje lekarz, a jeśli go nie ma – pielęgniarka, która ma obowiązek powiadomić o tym lekarza. Każdy taki przypadek powinien być odnotowany w dokumentacji medycznej. Ostatnia kontrola w Jordanowie w 2020 r. wykazała braki w rejestrze środków przymusu bezpośredniego, w zaleceniach pokontrolnych wpisano konieczność jego uzupełnienia. Taki rejestr, w którym odnotowane są wszystkie szczegóły zastosowanej procedury (nazwiska zlecającego i stosujących, dokładny czas trwania, nawet ewentualne szkody, otarcia naskórka pacjenta czy zasinienia) sprawia, że uprawnieni do stosowania środków przymusu bezpośredniego mają włączony pewien hamulec. Użycie tych środków pozostaje procedurą, którą trzeba szczegółowo opisać – nie jest sposobem na odreagowanie czy nawet doraźne uspokojenie podopiecznego.

Przymus to nie przemoc
Przymus bezpośredni ma również ograniczone formy. Nie ma możliwości, żeby pod tę kategorię próbować podciągnąć bicie, kopanie czy zostawianie na noc dzieci przywiązanych do łóżek. Za dopuszczalny środek przymusu bezpośredniego można uznać przytrzymywanie, przymusowe podanie leków, unieruchomienie i izolację. Zawsze wybierać trzeba ten najmniej uciążliwy i stosować go maksymalnie krótko. Zawsze należy zachować troskę o dobro drugiej osoby, zarówno dobrostan fizyczny, jak i o jego godność. Jeśli pacjent musi znaleźć się w izolacji, musi być kontrolowany przynajmniej co piętnaście minut, optymalnie cały czas znajdować się pod monitoringiem. Niedopuszczalne jest pozostawianie ludzi przywiązanych do łóżek czy zamkniętych w klatkach samych na całą noc.
Ograniczenie możliwych środków przymusu bezpośredniego i ujęcie w procedury sposobów ich stosowania nie oznacza, że są one stosowane rzadko, zwłaszcza wobec osób z zaburzeniami psychicznymi. Dane z literatury naukowej wskazują, że odsetek osób unieruchamianych w DPS może sięgać nawet 50 proc.

Prawo do wolności
Już sam pomysł stosowania środków przymusu bezpośredniego wydawać się może nieludzkim i wbrew godności człowieka. Tu pamiętać jednak musimy o tym, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy ze względu na swój stan zdrowia nie są w stanie podejmować samodzielnych decyzji dla swojego dobra – a ich życie też mamy obowiązek chronić.
Kiedy dochodzi do kolizji dwóch niezbywalnych dóbr – życia i wolności – i kiedy nie ma możliwości ocalenia ich obu, wówczas ocala się dobro o wyższej wartości. Ocala się życie znajdującego się w amoku chorego psychicznie kosztem ograniczenia jego wolności, wszak martwy i tak ze swojej wolności nie mógłby już korzystać. Intuicyjnie czujemy słuszność tej zasady, bez wahania ruszając na pomoc samobójcom. Uszanowanie ich wolności i postawienie jej na pierwszym miejscu kazałoby nam uznać, że skoro ktoś wybrał śmierć, nie mamy prawa w to ingerować. Niezwykle ważne jednak dla moralności owego ograniczenia cudzej wolności jest zachowanie odpowiedniej motywacji: odbieram ci wolność, bo to ocali ci życie. Tylko z tego powodu wolno nam to zrobić, nigdy nie dla świętego spokoju, przespanego dyżuru czy czystej podłogi w DPS-ie.

Życie, jakie jest
W praktyce życie często rozmija się z prawem. DPS-y są niedofinansowane, pracownicy przemęczeni i niedoceniani. Zdarza się, że lekarze są dostępni wyłącznie przez telefon i nie ma możliwości, żeby to oni podejmowali decyzję o zastosowaniu środka przymusu. Mamy również do czynienia z lukami prawnymi. Dzieci oraz młodzież chora psychicznie uczęszcza do szkół specjalnych, znajduje się w specjalnych ośrodkach szkolno-wychowawczych. Agresja i autoagresja są tam na porządku dziennym. Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego nie daje nauczycielom i wychowawcom prawa do zastosowania środków przymusu bezpośredniego, choć bywają oni wprost narażeni na atak chorego i mają obowiązek chronienia życia i zdrowia pozostałych uczniów. Sytuacji nie poprawiają pojawiające się postulaty zamknięcia domów pomocy społecznej i zastąpienia ich np. rodzinami zastępczymi. Postulaty takie świadczą o nieznajomości specyfiki wielu chorób, które uniemożliwiają wręcz to, by opiece nad chorym podołała jedna rodzina.

Patologia władzy?
W komentarzu dla „Tygodnika Powszechnego” jezuita o. Jacek Prusak napisał o sytuacji, w której znajdują się siostry zakonne. Posyłane do bardzo trudnej pracy przez przełożone, nie są często pytane o kompetencje. Nakładana jest na nie odpowiedzialność, która przekracza ich umiejętności i zasoby. Nie mają limitowanego czasu pracy, bo praca uważana jest za służbę. Jeśli nie dają rady, w odpowiedzi słyszą, że są leniwe albo za mało się modlą. To oczywiście w żaden sposób nie zdejmuje z nich odpowiedzialności za wyrządzoną krzywdę. To tylko pokazuje, że mamy do czynienia z problemem dużo poważniejszym, niż sytuacja w Jordanowie. „Gdzie funkcjonuje patologia władzy, pojawia się też patologia agresji. Siostry nieradzące sobie ze strukturą władzy i z własną frustracją, przerzucają ją na swoich podopiecznych” – pisze o. Prusak. Ktoś, na kim nadużyto władzy, będzie robił to samo na słabszym i zależnym od siebie. Co więcej, prawdopodobnie nie zauważy, że tej władzy nadużywa: będzie to dla niego norma. W Kościele, co gorsza, norma uzasadniana religijnie.
Czy w Jordanowie tak właśnie było? Czy zadziałał tam mechanizm opisany przez o. Prusaka?

Dopóki nie będziemy o tym mówić, pozostanie tak, jak jest. Trwać będą domy opieki – również te prowadzone przez Kościół – które powstawały ze szlachetnych pobudek, a po drodze upadły pod ciężarem konfrontacji z życiem. Będą w tych domach ludzie, którzy otrzymawszy do ręki narzędzia troski o życie drugiego człowieka, nadużyją tych narzędzi, krzywdząc go w ten sposób.
Dramat w Jordanowie nie tylko domaga się jak najszybszego wyjaśnienia i rozliczenia. Powinien on stać się początkiem długiej i poważnej rozmowy o przyszłości opieki społecznej w Polsce. Także o obecności w tej opiece instytucji Kościoła.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki