Jesteś tatą dwunastki. Niektórzy mają jedno dziecko i z trudem dają sobie radę.
– Żeby być ojcem, trzeba być mężem. Kiedy na studiach poznałem Kasię, chciałem założyć rodzinę. Ojcostwo napawało mnie lękiem, myślałem: nie poradzę sobie. Postawa Kasi sprawiła, że to się zmieniło.
Co konkretnie?
– Dodawała mi otuchy. Mówiła: „Kiedy urodzi się dziecko, wszystko przyjdzie naturalnie. Będziesz wiedział, co robić”. Potem okazywała mi przy dzieciach ogromny szacunek. Prosty gest – mnie pierwszemu podawała talerz, kiedy jedliśmy obiad. Miałem poczucie, że dla dzieci jestem ważny. Uświadamiała mi, że mam ważną rolę do spełnienia. Nauczyłem się być ojcem. W młodości miałem kryzys. To dzięki Kasi odkryłem, że ojcostwo jest sensem mojego życia. Wszystko się zmienia, jak masz dla kogo żyć.
Mówisz o trudnościach. A ja odbieram Cię jako ojca szczęśliwego.
– Bo jest też radość. Jak dzieci rosły, rozwijały się, sama ich obecność mi wystarczała. Nie potrzebowałem innych rozrywek. Mamy zeszyt, w którym zapisywaliśmy ich powiedzonka. Niektóre Kasia zapisała na drzwiach w kuchni. Mamy je wymienić, ale jakoś nie możemy.
Zacytujesz coś z tych drzwi?
– „Co to była za historia mamo, jak Kabel zabił Aina?”. Albo Jurka: „To jest film dla dorosłych! Tam się kłócą i odchudzają”. Staszek chciał powiedzieć: „Mam inwencję twórczą”, a wyszło: „Mam inwazję twórczą”. Miał talent do przesunięć znaczeniowych, ale maturę z języka polskiego zdał na 95 proc. Inwazja twórcza posłużyła mu na egzaminie (śmiech).
Trudny bywa okres dojrzewania.
– Przychodzi moment, kiedy dziecku trzeba przestać kazać coś robić, a zacząć go przede wszystkim słuchać. Jak dzieci mają 12–13 lat, chłopcy może 14, wydaje ci się, że tracisz z nimi kontakt. Dziecko ucieka, zamyka się. Zaczynają się „wojny” o komputer, o wyjście na podwórko, o cokolwiek. Wobec Antka (ma 17 lat) reagowałem nerwowo. Dziś wiem, że potrzebował innej formy kontaktu. Dorastający człowiek ma swoje problemy. Trzeba go wysłuchać. Dojrzewanie, samodzielność, czasem go przytłaczają. Może się czuć zagubiony. Trzeba wyczuć właściwą chwilę, zacząć rozmowę.
Mój kolega, tata piątki dzieci, raz na jakiś czas spędza czas tylko z jednym. Jedzie z Emilem na narty i to jest „czas Emila”. Co o tym myślisz?
– Niedawno wpadliśmy na to samo. Robię wypady z dziećmi – pojedynczo. Z dorosłymi dziewczynami wyjeżdżam za miasto, idę do restauracji. Czasem dziecko przychodzi i rzuca: może zrobilibyśmy to i to? Trzeba od razu podjąć pomysł, bo jeśli nie, do tematu nie wróci. Wiele takich chwil mi uciekło. Miałem o to żal do siebie. Kasia mi powiedziała: „Dzieci są z nami w domu, nawet te dorosłe, studiujące. Czemu z tego nie skorzystasz?”. Okazało się, że one bardzo cenią te wyjścia. To ogromny „zastrzyk relacji”. Dziecko musi się czasem poczuć w centrum zainteresowania.
Wielu rodziców przeżywa fakt, że dziecko odchodzi od Kościoła. Jak sobie z tym radzisz?
– Należę z Kasią do wspólnoty, która niedzielną Eucharystię ma w sobotę wieczorem. Po powrocie robimy rodzinną kolację. Musi być dobre wino (takie droższe), lepsze jedzenie (choćby portfel był pusty), coca-cola dla młodszych, której na co dzień nie kupujemy. Czasem gadamy do północy, jest dużo śmiechu. Jak jest potrzeba, to serio i poważnie. W niedzielę rano śpiewamy w domu psalmy z jutrzni, czytamy Ewangelię z dnia lub któreś z czytań. I prowadzimy z dziećmi dialog: „Czy widzisz siebie, swoje obecne życie i konkretne problemy w tym czytaniu?”. Odpowiadamy na nie oboje, dzieci też. Modlą się z nami, patrzą na naszą relację z Bogiem. Wszystkie poszły do wspólnoty.
Ale niektóre mają kryzysy. Kilka chodzi do kościoła rzadko. Emilka przez pewien czas nie chodziła. Teraz wróciła. Dzieci są absolutnie wolne. Zrobią, co będą chciały. Ale jak odchodzą od wiary, to boli. Myślałem: „Co zawaliłem?”. Pomógł mi abp Grzegorz Ryś, który bardzo stanowczo powiedział rodzicom, że oskarżanie siebie nie pochodzi od dobrego ducha. Jeśli dziecko dostało w domu dobry przekaz wiary, wraca. Na to liczymy. Czekamy. Jest nadzieja. W kryzysach wiary, w kryzysach egzystencjalnych, modlimy się na różańcu.
Życzę ci spełnienia ojcowskich marzeń!
– Ojcostwo jest wyprawą w nieznane. Ryzykiem! Nie wiem, co jest za następnym wzgórzem. Ale Chrystus zmartwychwstał! Z Bogiem Ojcem ojcostwa nie trzeba się bać.