Dzisiejsza młodzież” jest wdzięcznym obiektem zainteresowania starszych. Co rusz ktoś gdzieś narzeka, jaka ta dzisiejsza młodzież jest. Tu ktoś analizuje, że to egoiści, tam, że odchodzą od Boga. Gdzie indziej przeczytamy, że to właśnie młodzież jest najbardziej różna od dorosłych – to właśnie między dzisiejszymi czterdziesto- a nasto- czy dwudziestolatkami przebiega najgłębszy rów – jeśli idzie choćby o zaangażowanie w praktyki religijne.
I właśnie z tego powodu byłem dość sceptyczny, gdy ktoś mnie ostatnio zaprosił do teatru. To może wydać się odrobinę niezręczne czytelnikom, że pisać będę o doświadczeniu, które mnie spotkało z powodu mego przyjaciela, a zarazem sąsiada z tych łamów, czyli Piotra Zaremby. Bo to on zachęcił mnie, bym obejrzał spektakl grany przez młodych aktorów z lubelskiego Teatru Panopticum – przedstawienie Licealny horror na kanwie jego powieści. Sceptyczny byłem nie dlatego, że nie cenię Piotra (wszak prócz świetnej publicystyki to też autor tekstów do Teatru Telewizji czy Teatru Polskiego Radia), ale nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać po młodych aktorach.
A im bardziej byłem sceptyczny, tym – w kontraście – silniejsze było moje najpierw zaskoczenie, pozytywne, a później podziw dla młodych aktorów, którzy zabrali widzów w niemal godzinną podróż w głąb duszy młodych ludzi. To oczywiście magia teatru, że kilkoro aktorów, w większości licealistów, reżyser, kompozytor oraz autor dramatu wykreowują po tym, jak gaśnie na sali światło, zupełnie nowy świat; wyrywają nas z codzienności – wzorem pomysłodawców antycznego teatru, którzy przedstawieniami uświetniali rozmaite misteria, by widzowie mogli przeżyć oczyszczenie, zderzyć nas z jakimś problemem, zmusić do zastanowienia.
Ale w tej pasji młodych – może około dwudziestoletnich – aktorów było coś niezwykle inspirującego. Im po prostu się chciało. Wbrew wszelkim jeremiadom starszych konserwatystów o tej młodzieży chciało im się poświęcić czas, przeprowadzić ileś prób i nauczyć tekstu. Chciało im się chcieć. Mało tego, widać było, że gra sprawia im przyjemność, szczególnie w scenach, gdy śpiewali na scenie, tryskała z nich frajda, z tego, co robią.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że tu wcale nie chodzi o sztukę, tylko o karierę, że pewnie każdy po cichu marzy o tym, by zostać rozpoznawalnym aktorem w serialu czy w kinie, stać się później celebrytą. Ale bądźmy realistami, jaki procent młodych adeptów teatralnej pasji zostaje gwiazdami showbiznesu? Większość to po prostu artyści, którym nie wystarcza codzienne życie. Szukają czegoś głębiej, skłaniają się ku sztuce, ku refleksji, by po prostu bardziej być, by głębiej żyć.
I młodzi aktorzy grający młodych aktorów z katolickiego liceum, w którym podczas prób szkolnego teatru do przedstawienia Świętoszka Moliera dochodzi do niespodziewanej tragedii, do której jednak zgodnie z prawidłami pisania scenariuszy musiało dojść, pokazują tę tęsknotę za sztuką, za kulturą, dzięki której bardziej stajemy się ludźmi. Więc jeśli będziecie mieli Państwo okazję, zobaczcie Licealny horror Teatru Panopticom.