Logo Przewdonik Katolicki

Między ambientem a patosem

Natalia Budzyńska
Grecki kompozytor muzyki elektronicznej, Vangelis, otoczony sprzętem muzycznym, 28 stycznia 1976 r. fot. Michael Putland/Getty Images

Kiedy świat obiegła wiadomość o śmierci Vangelisa – jednego z najsłynniejszych kompozytorów filmowych i prekursorów muzyki elektronicznej – uświadomiłam sobie, że dotąd nawet nie wiedziałam, jak wygląda. Mimo że jego nazwisko i muzyka towarzyszyły mi od młodych lat.

Vangelis był dla kilku pokoleń jednym z wielkich obecnych. Nawet jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy, bo taki właśnie jest los twórców muzyki filmowej. Temat z Rydwanów ognia, za który otrzymał Oscara w 1981 r., zna chyba każdy, nawet jeśli nie kojarzy samego filmu. Blade Runner Ridleya Scotta też sporo by stracił, gdyby nie muzyka Vangelisa, budująca nastrój zagubienia i nieuchwytnego smutku.
Świat filmowy zauważył go dość szybko od rozpoczęcia kariery solowej i rzeczywiście jego muzyka nadawała się do budowania nastroju jak mało która. Potrafił podkreślić atmosferę poszczególnych scen, nadać im niezapomniany charakter. Jako kompozytor miał różne oblicza. Potrafił schlebiać każdym gustom: tym masowych i tym bardziej wyrafinowanym. Dla tych pierwszych nagrywał płyty z popowymi wersjami swojej elektronicznej muzyki, piosenki ładne, miłe i przyjemne, o lekko przesłodzonym brzmieniu i pastelowych barwach. Angażowane przez niego wokalistki i wokaliści idealnie wpasowywali się w tego rodzaju piosenki. Królowały na listach przebojów. Ale był jeszcze Vangelis trudny, który podchodził do muzyki jak do projektu konceptualnego, odwołując się do filozofii i różnych paradygmatów kulturowych. Na tych płytach jedna kompozycja płynnie przechodziła w drugą, tworząc kilkudziesięciominutowe suity.

Z Grecji do Hollywood
Urodził się 79 lat temu w małej nadmorskiej miejscowości nad Zatoką Pagasyjską w Grecji jako Ewangelos Odiseas Papatanasiu. Wychował się w Atenach i bardzo wcześnie przejawiał talent muzyczny, więc muzyczną edukację rozpoczął również bardzo wcześnie. Biografowie powtarzają, że sześcioletni Ewangelos dał swój pierwszy koncert przed publicznością, grając gościom własne kompozycje. Eksperymentował, bo najwidoczniej dźwięki domowego pianina były dla niego zbyt przewidywalne. Wsypywał do wewnątrz gwoździe, dodawał szumy radiowe i ciągle wymyślał coś nowego, a choć rodzice dbali o jego muzyczną edukację, on nie miał zamiaru uczyć się nut. Nauczycieli sprawnie oszukiwał, ucząc się grać na pamięć. Miał osiemnaście lat, gdy kupił sobie organy Hammonda i wkrótce założył z kolegami swój pierwszy zespół. Studiował na ateńskiej Akademii Sztuk Pięknych. W latach 60. powstały pierwsze ścieżki dźwiękowe do filmów greckich reżyserów.
No i znał już Demisa Roussosa, utalentowanego syna greckich emigrantów, który wychował się w Aleksandrii, mieście pełnym przeróżnych wpływów kulturowych. Śpiewał w chórze prawosławnym, słyszał śpiewy arabskie i podobał mu się jazz. Razem z Vangelisem znaleźli wspólny muzyczny język i założyli zespół Aphrodite’s Child, grający miks greckiej muzyki folkowej z rockiem progresywnym. Wyjechali z Grecji w 1968 r. do Londynu, ale na skutek różnych okoliczności osiedli w Paryżu. I od razu odnieśli sukces w całej Europie. Płyta oparta na Apokalipsie św. Jana stała się wkrótce kultowym wydawnictwem rocka progresywnego, m.in. dzięki charakterystycznemu głosowi Roussosa. I dlatego też zespół się rozpadł: Demis Roussos, świadomy swojej urody i możliwości, postanowił rozpocząć karierę solową w muzyce pop.
Vangelis miał ambitniejsze plany. Mógł dołączyć do słynnego wówczas brytyjskiego zespołu Yes. Zaprzyjaźnił się z jego muzykami i choć odrzucił propozycję, z wokalistą Jonem Andersonem współpracował wielokrotnie. Mieszkał już wówczas w Londynie, wydawał solowe albumy i wrócił do muzyki filmowej, nawiązując współpracę z francuskim dokumentalistą Frédéricem Rossifem. Owocem tego spotkania była muzyka do serii przyrodniczej L’Apocalypse des animaux, a wspominam o tym dlatego, że płyta z tymi kompozycjami jest jednym z najlepszych dokonań Vangelisa. Ukryta perełka wśród tych najbardziej znanych płyt, urzekające kameralnością i delikatnością nastrojowe utwory znacznie różnią się od gęstych orkiestrowych i elektronicznych brzmień większości vangelisowych produkcji.
A potem nadeszła propozycja z Hollywood i wielki sukces tematu Rydwany ognia do filmu Hugha Hudsona o rywalizacji dwóch biegaczy. Film odniósł ogromny sukces, otrzymał kilka Oscarów, w tym także za muzykę dla Vangelisa. Tyle że on tak do końca nie był z tego zadowolony. To znaczy z sukcesu owszem, bo to przecież otwarta brama do kolejnych zamówień i możliwości, ale z samej muzyki nie. Powiedzmy sobie szczerze: wpadająca w ucho melodia często nie oznacza nic więcej. A Vangelis miał inne aspiracje.

Z Hollywood do Aten
Był filozofem muzyki, chciał budować wszechświaty i cywilizacje. Pierwszym koncept albumem był ten sięgający do Apokalipsy św. Jana. Potem inspirował się chińską kulturą, filozofią tao, budową wszechświata. W swoim studiu nagrywał kolejne albumy. W tym okresie powstał np. Heaven and Hell, na które składają się dwie dwudziestominutowe suity: podniosła niebiańska i pełna dysonansów piekielna. Inny album, The City, który powstał w pokoju hotelowym w Rzymie, miał być dźwiękowym obrazem życia miasta: od świtu do świtu. W połowie lat 90. ukazało się na rynku okolicznościowe wydawnictwo, płyta poświęcona malarstwu El Greca, którą można było kupić tylko w Grecji, i to nie w sklepach muzycznych, ale w dwóch ateńskich muzeach. Foros Timis Ston Greco z załączoną ponad stustronicową książeczką wydano w 3 tysiącach egzemplarzy, a dochód ze sprzedaży miał być przeznaczony na zakup obrazu Święty Piotr El Greca. Później Vangelis wydał album zatytułowany po prostu El Greco, do której zaprosił takich solistów muzyki dawnej i zerowej jak Montserrat Caballé i Konstantinosa Paliatsarasa.
Najbardziej imponującym przedsięwzięciem było nagranie płyty Mythodea. Pierwotny materiał do niej powstawał znacznie wcześniej i został wykonany jeden jedyny raz w Atenach w roku 1993. Vangelis wykorzystał taśmy z tego koncertu, przearanżował muzykę na orkiestrę symfoniczną, a efekty jego pracy można było usłyszeć w ruinach świątyni Zeusa w Atenach 28 czerwca 2001 r. Było to głośne wydarzenie, bilety kosztowały kilka tysięcy euro, widowisko było oszałamiające. Finansowo zaangażowały się w to przedsięwzięcie wytwórnia płytowa i rząd grecki, który promował w ten sposób zbliżające się igrzyska olimpijskie. Koncert trwał ponad godzinę, a widzowie, którzy zapłacili za bilet najwięcej, otrzymywali luksusowe wydanie płyty, zapakowane w wyłożonym aksamitem pudełku. Wprawdzie tym ponadgodzinnym materiałem z udziałem orkiestry i chóru Vangelis osiągnął szczyty patosu, ale tak sobie ten utwór wyobrażała NASA.

Z Aten w kosmos 
Zanim Vangelis rozmawiał z NASA, już podróżował w kosmos. Jedna z jego pierwszych płyt Albedo 0,39 poświęcona była… fizyce astronomicznej, a tytuł nawiązuje do współczynnika oznaczającego zdolność odbijania promieni światła. Albedo Ziemi wynosi 0,36 i zostało obliczone w 1976 r. NASA, znając astronomiczne zainteresowania Vangelisa, zdecydowała, że idealnie byłoby, gdyby to właśnie on przygotował muzykę pełniącą rolę swego rodzaju hymnu z okazji misji na Marsa. W ten sposób Mythodea stała się oficjalną ścieżką dźwiękową „2001 Mars Odyssey”. Płyta ukazała się dokładnie w dniu, gdy sonda weszła na orbitę Marsa, a podróż Vangelisa przez kosmiczne przestrzenie trwała dalej.
W 2016 r. pojawiła się płyta Rosetta, która pożyczyła tytuł od nazwy sondy kosmicznej Europejskiej Agencji Kosmicznej, która weszła na orbitę wokół jądra komety 67P. Ostatnią płytę Vangelis nagrał rok temu. Album zatytułowany Juno to Jupiter odnosił się tym razem do kolejnej misji NASA. Bo Juno to kolejna sonda – wystrzelona w 2011 r., pięć lat później weszła na orbitę Jowisza. Swoją misję miała skończyć rok temu, ale misja wciąż trwa. Vangelis wykorzystał głos sopranistki Angeli Gheorghiu jako jeden z instrumentów obok swojej orkiestry, złożonej z syntezatorów, w które wplótł dźwięki pochodzące z sondy.

Vangelis, najlepszy twórca kosmicznych dźwięków i wizjoner planet, gwiazd i komet, dziś swobodnie podróżuje po wszechświatach.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki