Biały miś pojawił się w latach 20. ubiegłego wieku i szybko zawładnął sercami nie tylko Polaków. Z czasem stał się legendą Zakopanego i symbolem popkultury, gdyż spod Tatr przeniósł się na nadmorskie plaże oraz miejskie ulice. Zjawisko to zauważyły i zbadały Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska, inicjatorki społecznego projektu ,,Foto z Misiem”.
Tropem misia
Fenomen zdjęć z białym misiem autorki projektu zauważyły przy okazji zbierania materiałów do wcześniejszych projektów.
– Pracując przy poprzednich publikacjach, opartych na historii mówionej, odwiedzałyśmy ludzi w ich domach. Podczas spotkań nasi rozmówcy pokazywali nam rodzinne zdjęcia. Miś „wyskakiwał” prawie z każdego albumu. Był na Podhalu, co jest oczywiste, ale także w Gdyni, Sopocie, Warszawie czy w Chorzowie. Misiek przytulał na plaży, na molo, pod kościołem. Zaintrygowało nas to i poszłyśmy jego tropem. Chciałyśmy się dowiedzieć, skąd się wziął i jak trafił do tak wielu rodzinnych albumów – mówi Barbara Caillot.
Inauguracją projektu ,,Foto z Misiem” był apel o nadsyłanie zdjęć z białym misiem. – Najstarsza fotografia pochodzi z roku 1922, więc właśnie obchodzimy stulecie misia – mówi Aleksandra Karkowska. – Najpiękniejsze zdjęcia, i jednocześnie najstarsze, otrzymałyśmy od prawnuczki kuśnierzy, którzy przyjechali do Zakopanego i jako pierwsi szyli kostium dla misia do zakładu fotograficznego. Te zdjęcia są naprawdę wyjątkowe. Na jednym z nich stoją trzy miśki i sześciu panów w garniturach, a podpisane zostało w ten sposób: ,,Czeladnicy i ich wyroby”.
Jak to z misiem było
Autorki zbierały informacje o misiu, rozmawiając z ludźmi, ale także szukając wzmianek w archiwach i bibliotekach. Dzięki temu dotarły do prawdopodobnie pierwszego misia. Okazało się, że zamówił go zakopiański fotograf – Henryk Schabenbeck, właściciel pierwszego zakładu fotograficznego na Podhalu, uznawany za jednego z najlepszych fotografów w Polsce po I wojnie światowej. Schabenbeck zatrudniał tzw. lajkarzy, nazywanych tak, gdyż robili zdjęcia turystom aparatami marki Leica.
Tropiąc zakopańskiego białego misia, Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska natrafiły na informację o podobnym misiu z berlińskiego ogrodu zoologicznego. Po I wojnie światowej, aby podnieść atrakcyjność zoo, trafiły do niego białe niedźwiedzie. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Zwierzęta były tak popularne, że stały się swego rodzaju maskotkami ówczesnego Berlina. Odwiedzający chcieli się także z nimi fotografować, a ponieważ nie można było tego robić z bliska, ktoś wpadł na pomysł, że uszyje sobie kostium białego niedźwiedzia.
Przy okazji tego odkrycia zrodziło się pytanie: czy to pan Schabenbeck pojechał do Berlina i tam podpatrzył kostium białego misia, czy może odwrotnie? Może to człowiek, który chodził w kostiumie misia po berlińskim zoo, przyjechał do Zakopanego i podpatrzył pomysł Schabenbecka? – Mamy swoją teorię na ten temat – mówi Barbara Caillot. – W obu przypadkach kostium był z owczych skór, i to z białych owiec, więc może nie wymyślili tego w berlińskim zoo, tylko ktoś przyjechał do Zakopanego, zobaczył maskotkę misia uszytą przez miejscowego kuśnierza na zamówienie Schabenbecka i tak pomysł trafił do Niemiec.
Wszędzie miś
Miś spod Giewontu bardzo szybko zawędrował w inne rejony przedwojennej Rzeczypospolitej. Jeździł na odpusty do Ludźmierza, stał przed kościołem w Kościelisku, fotografował się na plaży w Jastarni, pozował na Kresach. Na zdjęciach z późniejszych czasów miś jest w Warszawie przed Pałacem Kultury, w Chorzowie, w Bydgoszczy, Poznaniu, Białymstoku, Legnicy, w Nowej Soli… Są zdjęcia z Rabki, Ciechocinka, Szklarskiej Poręby, gdzie miś był brązowy.
W samym Zakopanem można go było spotkać nie tylko na Krupówkach, ale także na Gubałówce czy nawet na Kasprowym Wierchu. Były takie okresy, że turyści napotykali chodzące białe maskotki w bardzo wielu miejscach. Zawsze towarzyszył im fotograf, gdyż to właśnie on zarządzał tym biznesem.
Do zdjęć z misiem pozowali dorośli, dzieci, całe rodziny, ludzie znani i nieznani, zamożni i biedniejsi, przedstawiciele różnych warstw społecznych i różnych środowisk. – Znalazłyśmy w przedwojennej gazecie zdjęcie, na którym cztery misie trzymają na rękach dziewczynę, a w podpisie jest: ,,Nareszcie przyjechałaś!” – mówi Aleksandra Karkowska.
Zmieniały się czasy, mody, stroje, obyczaje, zmieniał się także miś. Raz był większy, raz mniejszy, miał różne kształty uszu, różnej długości sierść.
W roli misia
Autorkom projektu ,,Foto z Misiem” udało się dotrzeć do rodzin tych, którzy byli zakopiańskimi misiami. Było ich przez te sto lat bardzo wielu. Niektórzy zajmowali się ,,misiowaniem” jedynie dorywczo, inni spędzili w kostiumie misia sporą część swojego życia. Jednym z nich był Franciszek Palider.
– Pan Palider sam był misiem, ale jednocześnie był fotografem i miał także misia na stelażu. Robione w ciągu dnia zdjęcia były wywoływane w nocy, a klienci odbierali je rano lub wysyłano im je do domów. Cała rodzina się tym zajmowała – mówi Barbara Caillot. – Któregoś razu pan Palider został poproszony przez związek bartników, aby przyszedł na festiwal jako brunatny niedźwiedź. Zafarbował futro, zdjęcia na festynie zostały zrobione, ale po tym doświadczeniu powiedział, że on nigdy więcej skóry nie ufarbuje na brązowo, bo ten miś fatalnie wygląda na zdjęciach.
Obecnie w Zakopanem jest tylko jeden miś, którego kostium, ważący jedenaście kilogramów, jest zrobiony z prawdziwych tatrzańskich skór owczych. Czasy się zmieniły i misiowi nie towarzyszy już fotograf, gdyż przechodzący Krupówkami turyści sami robią sobie selfie z misiem.
– Pan Marek Zawadzki jest człowiekiem z wielką pasją, on całego siebie wkłada w tego misia. Jest uroczym miśkiem i, jak sam o sobie mówi, musi być nie tylko maskotką, ale także psychologiem, gdyż trzeba wiedzieć, jak rozmawiać z dzieckiem, które nieco obawia się misia, a jak z dorosłymi – dodaje Barbara Caillot.
Miś budzi dziecko
Co takiego ma w sobie biały miś, że ludzie tak chętnie się z nim fotografowali i nadal fotografują?
W Tatrach żyje niedźwiedź brunatny. Górale – z szacunku do zwierzęcia i z obawy przed nim – nie wypowiadali słowa ,,niedźwiedź”, tylko określali go mianem ,,on”. Sam Sabała tak właśnie mówił o brunatnym niedźwiedziu, budzącym powszechny respekt. Z białym misiem, chodzącym nieco nieporadnie na dwóch nogach po Krupówkach, można się przywitać, pogadać, przytulić się, zrobić sobie zdjęcie.
– Mamy wrażenie, że biały miś jest uniwersalny i łączy nas wszystkich. Kocha każdego, nikogo nie ocenia. Nie ma dla niego znaczenia, czy człowiek jest stary, czy młody, czy jest ładny, czy brzydki, czy bogaty, czy biedny. Miś sprawia, że chcemy się do niego przytulić i być dzieckiem, nawet jeśli jesteśmy dorośli – mówi Aleksandra Karkowska. – Usłyszałyśmy opowieść o dziewczynie, która pewnego razu podbiegła do misia, wołając: ,,Przytul, przytul mnie misiek, mam dzisiaj taką depresję. Miśku, proszę cię, przytul mnie”. Misiek przytuli, pogłaszcze, powie, że jesteś wspaniała, i ona odchodzi podniesiona na duchu. To jest ważna miśkowa misja – poprawianie humoru. Wiele dobrych emocji, niezwykłych wspomnień, pozytywnych myśli wiąże się z tymi fotografiami z misiem i to jest piękne.
Do tej pory Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska zebrały ponad tysiąc zdjęć, większość z nich została zamieszczona na stronie fotozmisiem.oryginaly.com.pl. Przygotowały także wystawę i wydały książkę Foto z misiem. Nadal przyjmują kolejne fotografie.