Logo Przewdonik Katolicki

Tajemnica misia

Alicja Górska
FOT. RADOSŁAW KOLEŚNIK.

Pluszowe misie to przyjaciele wielu pokoleń. Cieszą dzieci pod choinką, ale są także cenione przez kolekcjonerów. Jak powstają? Kto je wymyślił? Jaką historię mogą opowiedzieć człowiekowi na ucho?

Z zewnątrz niepozorny budynek na obrzeżach miasta. W pierwszym pomieszczeniu stoi ogromny stół. To na nim przenosi się projekt z papieru na materiał i wykrawa łuki, półłuki, koła, z których potem powstaje postać. Za stołem na ścianie leży kilkadziesiąt kolorowych beli materiału. Tkaniny są różne: welury, plusze, dermy, gąbki, polary. Trudno jeszcze sobie wyobrazić setki tysięcy misiów, jeżyków, wiewiórek czy bocianów, które tu właśnie zaczynają się rodzić.
 
Miś z pustej kartki
Każda zabawka zaczyna się od szkicu na papierze. Następnie wykonuje się formę z brystolu. Potem formy trafiają do krojowni i nanoszone są na materiał. Prototypy wykańczane są ręcznie przez projektantki.
Monika Ostaszewska, choć z wykształcenia jest specjalistą projektowania wnętrz, zdecydowanie woli pracę w fabryce zabawek. – Najważniejszy dla mnie jest element tworzenia. Nie odnalazłabym się w projektowaniu odzieży. Tu jest więcej możliwości, a fantazja to dla nas miła odskocznia od rzeczywistości do świata bajek. To praca dla szczęściarzy – przekonuje Monika. Ona sama w dzieciństwie bawiła się misiem, którego głowa była wypchana sianem. Dziś tworzy maskotki, które cieszą jej 6-letniego syna. – Harold jest jego ukochaną zabawką do spania. Mam nadzieję, że ta zabawka zostanie w rodzinie na pokolenia i będą się nią bawiły także jego dzieci – uśmiecha się Monika. Największą satysfakcję daje jej tworzenie własnymi rękami czegoś, co później trafić może daleko w świat. – Na początku każdej z nas zdarzało się, że pusta kartka papieru przerażała – wspomina. – Z biegiem lat, w miarę zdobywania doświadczenia, przygotowywanie projektów sprawia coraz mniej trudności. 
Mijamy maszynę do wycinania małych elementów. – Nie zawsze nożyczkami da się wyciąć małe elementy z wykrojnika, zwłaszcza w większych ilościach – tłumaczy Maciej Raczkowski, współwłaściciel koszalińskiej Fabryki Zabawek „Kolor Plusz”.  – Po wycięciu elementy przekazywane są do szwalni, gdzie krawcowe z dwudziestu czy trzydziestu elementów muszą stworzyć postać.
W największej sali stoją dwa rzędy stołów z maszynami do szycia. Z boku znajdują się stanowiska do sprawdzania trwałości szwów, do zaszywania i wyczesywania maskotek oraz do pakowania. Jest także urządzenie do wykrywania najmniejszych metalowych elementów, które mogłyby zagrozić dzieciom. Za halą znajduje się małe pomieszczenie, w którym maskotki są wypełniane silikonowym puchem. To on zastępuje dziś dawne trociny czy siano.
–   Oczy na ogół zakłada się ręcznie – tłumaczy Maciej Raczkowski. – Te są plastikowe, ale mogą być też haftowane czy drukowane. Oczy plastikowe zabezpieczone są specjalną podkładką, żeby dziecko nie mogło ich wyrwać. Takie są normy bezpieczeństwa pluszaków, których bardzo przestrzegamy.
 
Świnia na rowerze
Każda krawcowa ma do wykonania dziennie około trzydziestu maskotek. Oprócz maskotek panie szyją także stroje dla dorosłych: kapelusze, głowy misiów, lwów, bohaterów bajek bądź reklam. Do tego wielkie łapy lub skrzydła, które w ruch wprawią ręce ludzi, zakładających te przebrania. To ciężka praca, wymagająca cierpliwości i precyzji. 
Zarówno przebrania, jak i maskotki muszą być szyte na lewej stronie, więc efekt końcowy widoczny jest po przewróceniu. Wtedy dopiero wyszywa się oczy, noski, wąsy czy inne elementy dekoracyjne oraz ubrania. – Krawcowe potrafią zapamiętać około czterdziestu wzorów, tak żeby bez problemu je powtórzyć. To bardzo trudny zawód, już zanikający, więc wielka chwała dla pań, które to robią – mówi pan Maciej.
Irena Dorawa pracuje w fabryce od początku, a więc ponad 20 lat. Zajmuje się krojeniem materiałów zgodnie z formą.  – Najgorzej wycina się małe elementy ze śliskich materiałów, ale radzimy sobie – mówi. Przyznaje też, że czasem efekt końcowy nawet ją samą zaskakuje. – Klient zamówił przebranie. To miała być świnia na rowerze. Każdy strój, zanim trafi do klienta, musi być tu zmierzony i sprawdzony, czy wszystko dobrze jest uszyte. Cały zakład patrzył na tę świnię, cieszyliśmy się jak małe dzieci – zanosi się śmiechem pani Irena. – Wykrajanie konkretnej zabawki pierwszy raz jest trudne, ale podchodzimy do tego z zapałem. Wycinając to samo sześć tysięcy razy, możemy to już robić z zamkniętymi oczami.
 
Uszatek z Koszalina
Fabryka w Koszalinie działa już ponad 20 lat. Mirosław Łapczuk i Maciej Raczkowski budowali ją od podstaw. – Początki były trudne: szafa zbita ze zwykłej płyty, krzesełka z domu, biurka też domowe – wspomina Maciej Raczkowski. – Wszystkie pieniądze, które zaczęliśmy zarabiać, przeznaczaliśmy na produkcję, na zakup nowych maszyn. Nasi znajomi, którzy prowadzili biznesy, już stali mocno na nogach, a my cały czas walczyliśmy, ale z entuzjazmem.
Na początku działalności fabryka zatrudniała około 20 osób, dziś to trzy razy więcej. Jej maskotki są gadżetami promocyjnymi wielu znanych marek, były też symbolami piłkarskich mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie w 2012 r.
W gablotach umieszczone są postaci z bajek animowanych, realizowanych w latach 50., 60. i 70. ubiegłego wieku. Jest Miś Uszatek w stroju strażaka, Zajączek i jego brat Szaraczek. Maskotki zrobione były do długometrażowego filmu Zaproszenie, który nie był emitowany w telewizji, a dziś jest w Filmotece Narodowej w Warszawie. – W tamtych latach produkcja maskotek odbywała się wyłącznie ręcznie – tłumaczy Maciej Raczkowski. – Filmowy Miś Uszatek ma około 10 centymetrów i wykonany jest z tworzywa sztucznego, pokrytego sypkim pluszem. Wszystkie wykorzystywane w animacjach lalki lekko się ruszały, ale żeby pokazać pełen ruch postaci, każda musiała być wykonana nawet pięćdziesiąt razy, w różnych pozycjach.
Zainspirowani dawnymi bajkami, właściciele koszalińskiej fabryki postanowili uszyć maskotki Misia Uszatka. – Zauważyliśmy, że Czesi mają Krecika, Rosjanie Wilka i Zająca, a nam w Polsce brakuje maskotki, która by się kojarzyła  z dobrem narodowym. Stwierdziliśmy, że Miś Uszatek może być taką postacią, dlatego zaczęliśmy szyć maskotki – mówi Raczkowski. Misie Uszatki z Koszalina są większe niż ten oryginalny, mają około 30– 40 cm. Ubrane są w piżamki albo dresy. Rodzice kupują je z sentymentu. Dzieci, mimo że Przygody Misia Uszatka mogą oglądać jedynie na kanałach z bajkami, także są maskotką zachwycone. Przedszkolaki przychodzą do fabryki, żeby zobaczyć, jak misie powstają. Tłumy dzieci z rodzicami czy dziadkami odwiedzają to miejsce także w Noc Muzeów. Bohaterowie bajek animowanych są do dziś inspiracją dla twórców koszalińskiej fabryki.
 
Miś królowej Elżbiety
W gabinecie właścicieli też wszędzie porozkładane są maskotki, ale uwagę skupiają misie, siedzące na półkach przy biurkach obu panów. Okazuje się, że to maskotki wykonane przez koszalińską fabrykę dla niemieckiej firmy Steiff.
To właśnie w fabryce Steiff powstał pierwszy pluszowy miś na świecie. Maskotkę 115 lat temu zaprojektował Richard, siostrzeniec właścicielki firmy Margarete Steiff. Pierwszego misia podobno Margarete uszyła sama, chociaż miała niedowład prawej ręki i cierpiała na chorobę Heinego-Medina. W wieku 17 lat ukończyła kurs szwaczki i zaczęła pracę w zakładzie krawieckim u sióstr, który potem sama prowadziła. W wieku 55 lat była już osobą poruszającą się na wózku inwalidzkim. – Pierwszy miś nazywał się Bear55PB. Miał 55 cm wielkości. To jest prapradziadek wszystkich misiów. My na wzór otrzymaliśmy Maksymiliana, też jednego z pierwszych misiów na świecie – opowiada pan Maciej.
Z firmą Steiff koszalińska fabryka współpracowała jako podwykonawca przez ponad siedem lat.  – Nauczyliśmy się od nich wszystkiego najlepszego, co tylko można w produkcji zabawek. Te maskotki są szyte z różnego rodzaju materiałów. Włosy są strzyżone, więc musieliśmy używać narzędzi fryzjerskich. Czubki nosów są haftowane ręcznie: ponieważ robiło się to już po wypchaniu maskotki, trudno było przebić się igłą. Używaliśmy specjalnych past i maści, żeby igła przechodziła bez wielkiego wysiłku. Do środka niektórych wkładana była pozytywka. Wszystkie materiały dostawaliśmy od firmy, do nas należało tylko ich wykonanie – opowiada pan Maciej. Maskotki z metką Steiffa jechały z Koszalina do firmy Swarowski czy do pałacu Bukchingham, na 80. urodziny królowej Elżbiety. – Szyliśmy też misia dla księżnej Diany, która kochała piosenkę Eltona Johna. W zamontowanej maskotce była pozytywka z jej ulubioną melodią – dodaje pan Maciej.
 
Miś zostaje w rodzinie
Na świecie jest około 10 tys. misiów, zaprojektowanych przez firmę  Steiff. – W Giengen koło Norymbergii, gdzie jest siedziba firmy, co roku  organizowany jest Światowy Festiwal Misia. Przyjeżdżają tam ludzie z misiami, szytymi nawet 100 lat temu. Jeden z nich został sprzedany za 160 tys. euro. Okazuje się, że misie są zbierane przez kolekcjonerów na całym świecie, tak jak obrazy czy monety i znaczki – opowiada pan Maciej. – Dawne misie były wykonane ze specjalnie tkanych moherów. Oczy miały sztuczne, ale z głębią spojrzenia. Były szyte złotą nitką, wypychane trocinami. Maskotki przez to były twarde, nie tak miłe do przytulania.
W Polsce też nie brakuje wydarzeń związanych z misiami. – Podczas jednego z nich, zorganizowanego z czasopismem „Miś” zrobiliśmy konkurs na to, kto najwięcej misiów przyniesie – wspomina pan Maciej. – Przyszła wtedy pani ze swoją schorowaną mamą. Przyniosły misia, który był u nich w domu od stu lat. Obszyty był dziwnym materiałem. Zapytałem, czy możemy zerwać ten materiał: podejrzewałem, że to może być misiek z kolekcji Steiffa. Okazało się, że to był jeden z pierwszych egzemplarzy misiów wyprodukowanych przez firmę! Miał ponad 110 lat! Na dodatek uszyty był w zaledwie dwudziestu egzemplarzach, więc jego cena rynkowa wahała się w granicach 20 tys. euro. Kiedy młodsza z pań wspomniała, że nie ma pieniędzy na leczenie mamy uświadomiłem jej, że przecież ma misia. Rozważały sprzedaż, ale ostatecznie zdecydowały, że miś zostaje w rodzinie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki