Wiosną 2015 r. brytyjska dziennikarka Rebecca Atkinson zauważyła, że w świecie dziecięcych zabawek brakuje postaci z niepełnosprawnością. Razem z Karen Newell, której syn jest niesłyszący i niedowidzi, zainicjowały kampanię na rzecz zmian. Założyły stronę w internecie www.toylikeme.org, profil na Facebooku i Twitterze (#toylikeme). Ich petycję skierowaną do największych koncernów zabawkarskich podpisało 20 tys. osób. W efekcie już w styczniu 2016 r., w czasie Międzynarodowych Targów Zabawek w Norymberdze, firma Lego ogłosiła wprowadzenie figurki na wózku do zestawu „Zabawa w parku”. Jest dostępna od czerwca 2016 r. W marcu tegoż roku pierwszą lalkę na wózku uszyła Klaudia Ciastoń, założycielka manufaktury „Fabryka zabawek”. Jej lalki są tradycyjne, szmaciane, jak z czasów prababek, a zarazem spersonalizowane i różnorodne, co wpisuje je w nowoczesny trend.
Zabawki z niepełnosprawnością
Autorki petycji nie robią zabawek. Chcą przekonać uznanych producentów, że wykluczają oni 150 mln dzieci z niepełnosprawnością na świecie. Jak podkreślają „nie chodzi tu o kwestie rynkowe czy ułatwienia dla niepełnosprawnych. Tu chodzi o zmianę ich postrzegania w kulturze. Marki takie jak Lego mają ogromną siłę oddziaływania na świadomość ogółu społeczeństwa”. To naprawdę dziwne, że dziecięcą wyobraźnię wypełniają bajki, gry, klocki z istotami wyłącznie sprawnymi. Jak zauważa Wojciech Bonowicz, biograf ks. prof. J. Tischnera, poeta i autor książeczek dla dzieci o Misiu Fisiu, zabawki są schematyczne, a świat – bogaty w różnice. – Zabawki powinny oswajać dzieci ze zjawiskiem niepełnosprawności – mówi.
Jego synowie są dorośli. Ale już wnuki będą się bawić zestawem „Zabawa w parku” (zawiera też figurkę taty na spacerze z dzieckiem w wózku). Bonowicz zachwyca się książeczką pewnej angielskiej autorki, którą nawet przetłumaczył, ale nie znalazł wydawcy. Bohaterka, mała dziewczynka, prowadzi kolorowe i zwariowane życie. Narracja jest prowadzona tak, że czytelnik odbiera ją jako pełnosprawną. Na końcu okazuje się, że różni ją od większości dzieci jedna cecha – nie może się sama poruszać, jeździ na wózku. Dziecko się z nią utożsamia. Jej odmienność nie jest totalna.
Błądzi ten, kto wyśmiewa określenie „osoba z niepełnosprawnością” jako poprawne politycznie. Język jest nośnikiem wartości. Od dawna nie mówimy „kaleka” czy „inwalida”, bo te słowa mogą ranić. Mówiąc „z niepełnosprawnością” podkreślamy fakt istnienia jednej, jedynej cechy różnicującej. Uwzględniamy odczuwanie świata tych, o których mówimy.
Misie – sobowtóry
Nazwa kampanii „Zabawka jak ja” wydaje się trafiać w sedno dziecięcych potrzeb. To nie są zabawki terapeutyczne, choć mają walor integracyjny.
Anna Paruch, blogerka, mama adopcyjna dwóch chłopców (z autyzmem i z zespołem Downa) mówi: – Spotkałam się na Zachodzie z lalką z zespołem Downa. Zobaczyła ją pewna nastolatka i krzyknęła: „O! To ja!”. Dziecko się uczy, że co prawda jest inne, ale skoro są takie lalki, jest to jakoś normalne. Tylko te lalki są bardzo drogie – zaznacza z żalem.
To samo twierdzi Marzena Sadłoń, mama Arka, który rok temu jako 5-latek zdobył z rodzicami Morskie Oko – na wózku. To dla niego Klaudia Ciastoń uszyła pierwszą lalkę na wózku. Pomysł wyszedł od niej, ale od razu chwycił. Arek miał wtedy trzy latka, jego reakcja była znamienna: „Mama, on ma wózek, ma wózek jak ja! Zobacz, tata! On ma wózek, miś ma wózek”.
Arek właśnie wrócił z rodzicami z długiej, egzotycznej podróży. Rodzice wychowują go tak, żeby nie miał barier w głowie. Wiele ograniczeń da się pokonać, jeśli nauczy się dziecko wiary we własne siły. Lalki takie jak wykonywane przez Klaudię bardzo w tym pomagają. Dziecko potrzebuje samoakceptacji, a nie ma zabawek podobnych do siebie. Jej lalki są dostosowane indywidualnie do dziecka, przygotowywane zgodnie z zamówieniem rodziców.
Zapytałam ją, jak to się zaczęło. – Studiowałam grafikę na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie – opowiada. – Na zaliczenie mieliśmy wykonać krótką animację. Zawsze podobały mi się animacje poklatkowe, takie jak Miś Uszatek. Tworzy się misia, który w środku ma drucik i można nim poruszać. Robi się zdjęcia w ruchu i tak powstaje animacja. W domu poszłam na strych, szukając materiałów. Znalazłam główkę starego misia, okulary, które później zmieniłam na robione z drucików. Konstrukcja powstała z gąbki, drutu i taśmy. Dostałam zaliczenie. Po studiach zaczęłam robić lalki na prezenty dla rodziny. Udoskonaliłam je. Są też większe, mają około 40 cm wysokości. Drucik jest bardziej elastyczny i laleczka może siedzieć, zginać rączki. Dzieci mogą się bawić – wyjaśnia.
Zabawki „handmade” wymagają innych umiejętności niż te, które ma grafik komputerowy. – Umie pani szyć? – dziwię się. Tak, bo Klaudię nauczyła tego mama, krawcowa. Ciastoń szyje na maszynie, którą mama dostała na osiemnastkę. Nie chce kopiować. Lubi wymyślać, „dłubać” przy laleczkach, bawić się materiałami. Robi też lalki zwyczajne, jednak te na wózkach i z protezami mają inny sens.
Oliwka i husky
Klaudia szczegółowo wypytuje rodziców o ubrania i gadżety dziecka, o ulubione zwierzęta itd. Jej lalki powstają najpierw ze słuchania. Potem artystka zbiera informacje zwrotne na temat tego, jak dzieci reagują. – Raz dziecko, które dostało laleczkę z ortezami, zapytało rodziców: „Gdzie ona ma wózek?”. Podnieśli nogawki, pokazali ortezy. Zareagowało: „Ojejku! Ma!” – opowiada Ciastoń. – Po dłuższym czasie poprosili mnie o wykonanie wózka, bo dziecko wciąż się upominało. Chciało mieć lalkę podobną do siebie, więc ona jest na pewno dla niego ważna. Wiem, że w niektórych domach laleczka stoi w centralnym miejscu pokoju. Chodzi z dzieckiem w plecaczku do przedszkola. Można się nią pochwalić. Rodzice zamawiają laleczki przed operacją dziecka, to pomaga też w rehabilitacji. To niezwykłe, że lalka ma wózek, w sklepach są tylko idealne – dodaje.
Sylwia Marciniak, mama Oliwki, zamówiła lalkę dla córki pod choinkę. I również podkreśla wątek kultury, która frustruje tych, którzy odbiegają od wyśrubowanych norm.– Żyjemy w czasach, w których rywalizujemy w dążeniu do doskonałości – mówi. – Dążymy do ideału, ale idealny świat – jak nazwa wskazuje – jest daleki od realiów życia. W sklepach z zabawkami półki uginają się pod ciężarem gier, klocków, lalek – bobasów i dorosłych, w brokatowych sukniach. Moja córka ma osiem lat i porusza się na wózku inwalidzkim. Pewnego dnia poprosiła mnie o lalkę taką jak ona sama. Szukałam, gdzie mogłam, ale nie znalazłam ani jednego sklepu, który miałby takie lalki w ofercie. Znalazłam „Fabrykę lalek”, gdzie powstają cudowne lalki-misie. Nie mają idealnych „ciał”, są natomiast idealnym prezentem dla mojego dziecka. Oliwka jeszcze nigdy z niczego się tak nie cieszyła – mówi z przekonaniem.
I dodaje: – Karolinka – bo tak córka dała lalce na imię – porusza się na różowym wózku, jak ona. Ma jej bluzę z kapturem, identyczny plecak i psa przewodnika. Jest najpiękniejsza i ma misję. Uczy córkę samoakceptacji. Pokazuje, że nie wszystko na świecie jest bez skazy. Wiem, że lepszego prezentu dać jej nie mogłam. Wyjątkowy prezent, bo ona jest wyjątkowa.
Arek urodził się z rozszczepem kręgosłupa, Oliwka jest wcześniakiem. Kiedy miała pół roku, dostała psa przewodnika rasy siberian husky do dogoterapii. Emira była jej przyjaciółką, do pomocy, do przytulania. W sierpniu zeszłego roku zmarła na raka. Dziewczynka bardzo to przeżyła. Ciastoń uszyła dla niej Emirę. Dlaczego? Bo każde dziecko to inny świat, parafrazując tytuł książki Jana Grzegorczyka Każda dusza to inny świat. A Klaudia Ciastoń twierdzi, że tworzy lalki z duszą.
Oliwka i Arek pokazują, że być może to nie dzieci są niepełnosprawne tylko my. Nie słyszymy ich. Czy może być większe upośledzenie niż głuchota na takie dzieci? Może to nam są potrzebne takie lalki jak ze strony toylikeme.org: w okularach i z aparatem słuchowym.