Jan Paweł II spotykał się z krytyką jeszcze za życia. Krytyka dotyczyła niektórych aspektów jego nauczania: antykoncepcji i zakazu stosowania prezerwatyw wobec epidemii AIDS w krajach Afryki, nauczania na temat homoseksualizmu, celibatu, kapłaństwa kobiet czy stosunku do kobiet w Kościele. Były to przede wszystkim dyskusje teologiczne, czasem bardzo ciekawe. Do Polski nie docierały niemal żadne z nich – tu krytyka nauczania papieża Polaka była traktowana niemal jak zdrada. To z jednej strony sprawiało, że mieliśmy wyidealizowany obraz papiestwa, przyjmowanego z aplauzem na całym świecie i bez wątpliwości. Z drugiej strony nie nauczyło nas, jak dyskutuje się z papieżem w taki sposób, by było to twórcze i nie niszczyło Kościoła. Płacimy za to dzisiaj.
Rozczarowani
Papież Franciszek od początku rozczarował Polaków. Nie był intelektualistą, jak Jan Paweł II czy Benedykt XVI. Nie wyrósł z kultury, która jest nam bliska i która wydawała się centrum świata. Co gorsza, choć kanonizował Jana Pawła II, wyraźnie go nie gloryfikował i ani w swoim nauczaniu, ani w podróżach nie podkreślał już wyjątkowości narodu polskiego, który wydał papieża. Nie było wiadomo, jak to skomentować, jednocześnie nie ujawniając swoich kompleksów. Papież był więc traktowany z milczącą, złowrogą nieco tylko obojętnością.
Problem zaczął się, gdy zaczął poruszać tematy społeczne. Wtedy okrzyknięty został lewakiem. Część mediów łagodzić zaczęła jego wystąpienia, zmieniając niektóre słowa czy wręcz pomijając części wypowiedzi. Przeprowadzone w 2017 r. przez dr. Rafała Cekierę z Uniwersytetu Śląskiego badania komentarzy na jednym z portali wykazały, że Franciszek traktowany jest przez katolików jako uzurpator odbierający papieską władzę Benedyktowi XVI oraz jako antychrześcijanin. Mówienie tu o internetowych komentarzach w żaden sposób nie jest spłycaniem problemu. To właśnie na tym poziomie w Polsce toczy się bowiem w zasadzie jedyna dyskusja z papieżem Franciszkiem.
Wypowiedzenie posłuszeństwa
Tematy, które dziś poruszają i znów sprawiają, że niechętni papieżowi decydują się na atak, to między innymi ograniczenia w sprawowaniu liturgii trydenckiej i kwestia stosunku do uchodźców.
Motu proprio Traditionis custodes, opublikowane w lipcu ubiegłego roku, mocno ograniczyło możliwość odprawiania liturgii w rycie sprzed Soboru. Papież wyjaśniał w dokumencie swoje motywy. W grudniu Watykan odpowiadał na wątpliwości, jakie w związku z Traditionis custodes zostały do niego nadesłane. Jest to zwyczajna w Kościele droga wyrażania wątpliwości i prowadzenia dyskusji. Z Polski jednak nie spłynęły do Watykanu dubia, czyli jasno sformułowane wątpliwości doktrynalne. Zamiast tego czytamy o „niepokojącym dyktacie”, o ataku nienawiści Franciszka i jego zemście na papieżu Benedykcie, o szatanie, który zasiadł na tronie Piotrowym i o tym, że Franciszek z premedytacją niszczy wiarę katolicką, że jest heretykiem i wariatem. Takie epitety w prostej linii pociągają za sobą wezwania do nieposłuszeństwa: „nie jest zdolny nas prowadzić”, „nie mamy obowiązku go słuchać” czy nawet „ekskomunika dla papieża”.
Reakcja na Ewangelię
Drugi temat, który niezwykle mocno porusza antyfranciszkowe nastroje, to uchodźcy. Szczególnie wyraźne stało się to po jednej, krótkiej wypowiedzi papieża, która wydawała się zupełnie niewinna – papież nie nawoływał nawet do żadnych działań. Mówił jedynie o swoim bólu, bez nakładania na innych wymogów moralnych: „Odczuwam ból, myśląc o tych, którzy zginęli w kanale La Manche, o tych na granicy z Białorusią, wielu z nich to dzieci, o tych, którzy utonęli w Morzu Śródziemnym, a także o tych, którzy zostali repatriowani do północnej Afryki i zamienieni w niewolników”.
To zdanie wywołało prawdziwą burzę. Papież nazwany został „bezobjawowym katolikiem”, przebierańcem, argentyńskim hipokrytą, wrogiem Kościoła, pionkiem podstawionym przez masonów, pacynką globalistów, satanistą i antychrystem – a to tylko część obelg, kwalifikująca się jeszcze (przy wyrozumiałości redaktorów) do publikacji w poważnym tygodniku.
Przypomnijmy: to jest reakcja katolików na słowa papieża o tym, że cierpi, myśląc o śmierci ludzi, którym nikt nie udowodnił żadnej winy. I z tymi reakcjami podobnie trudno jest dyskutować, bo w żaden sposób nie odnoszą się one do meritum i nie używają rzeczowych argumentów.
Nieomylne?
Czy katolikom może się nie podobać to, co głosi papież? Czy mogą się z tym nie zgadzać? Mogą. Nieomylność nauczania papieskiego istnieje i Kościół ogłosił ją jako dogmat na Soborze Watykańskim I w 1870 r. – ale nieomylność ta dotyczy niewielkiego tylko wycinka nauczania, nauczania ex cathedra w sprawach wiary i moralności. Od momentu ogłoszenia tego dogmatu formuła ex cathedra użyta została tylko jeden raz, w 1950 r. przez papieża Piusa XII, kiedy ogłaszał dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Niektórzy do wypowiedzi ex cathedra zaliczają też wypowiedź Jana Pawła II o tym, że kapłaństwo sakramentalne przeznaczone jest wyłącznie dla mężczyzn, ale przeważają opinie, że nie była to wypowiedź ex cathedra, ale powołanie się papieża na nauczanie niezmienne.
Na pewno nie są nieomylne encykliki papieskie i jego dokumenty – zarówno encykliki papieża Franciszka, jak i Jana Pawła II czy Pawła VI. Tym bardziej nieomylne nie są kazania czy tweety papieskie.
Dyskusja jest potrzebna
Katolicy mogą zatem nie zgadzać się z papieżem. Wydaje się jednak, że dziś największa część owej niezgody bierze się nie z czegoś innego, ale ze zwykłej niewiedzy i nieznajomości teologii – bo o wątpliwościach na gruncie doktrynalnym tu mówimy. Przyzwyczajeni do jednej narracji (mowa tu o stylu, a nie o treści), nie jesteśmy gotowi przyjąć tego, co nagle wypowiadane jest innym językiem. Nieobyci w teologii i niewyposażeni w odpowiednią wiedzę nie rozumiemy również, że Kościół jest żywy. Jego nauczanie nieustannie się rozwija, a naszym zadaniem jest za nim podążać, rozumiejąc w świetle tej samej Ewangelii nieustannie zmieniający się świat. Nie jest zadaniem Kościoła konserwowanie świata z przeszłości. Podążanie wciąż nową drogą wymaga jednak pewności wiary i dużej wiedzy – inaczej jak każda wyprawa w nieznane budzi lęk i wydaje się akcją samobójczą.
Wątpliwości w miłości
Druga rzecz istotna w niezgodzie – obok kompetencji – to miłość. Jeśli niezgoda rzeczywiście wynika z miłości do Kościoła, to na pierwszym miejscu szukać będzie zrozumienia. Jeśli coś budzi w człowieku opór albo bunt, w pierwszym odruchu – jeśli kocha – stara się on czytać, słuchać i rozumieć motywacje. Jeśli kocha Kościół, najpierw chce ocalać jego jedność i z pokorą przyznaje, że może nie wszystko sam poznał najlepiej. Dopiero potem może pytać i stawiać wątpliwości. Taka niezgoda wynikająca z miłości drżeć będzie również przed wprowadzeniem podziału i przed zgorszeniem: wątpliwości wyrażać będzie dopiero po ich poważnym rozpatrzeniu i w taki sposób, żeby nie karmić nimi ufających i nie pociągać za sobą innych.
Trzeci wreszcie element to język. Każdą wątpliwość i każdą niezgodę można wyrażać w taki sposób, który jest rzeczowy i mieści się w granicach kultury. Jeśli czegoś w tych granicach wyrazić się nie da, nie jest to już wątpliwość ani nie jest brak zgody – to jest nienawiść.
Można być w Kościele i nie zgadzać się z papieżem. Ale jeśli ktoś nienawidzi papieża i publicznie daje temu wyraz, nawołując do tego innych, sam siebie stawia poza wspólnotą tych, którzy idą za Piotrem. Zwłaszcza jeśli nienawidzi papieża za powtarzanie tylko tego, co zapisane jest wprost w Ewangelii.