Logo Przewdonik Katolicki

A jeśli papież się myli?

ks. Mirosław Tykfer
FOT. CPP/POLARIS-EAST NEWS

Z papieżem można się nie zgadzać. Jest taka granica tej niezgody, której przekroczenie może prowadzić do utraty jedności z Kościołem. Dzisiaj znacznie częściej jest to jednak naruszenie zwykłej przyzwoitości.

Twierdzenie, że istnieje człowiek, którego dokładnie wszystkie wypowiedzi stanowią niepodważalną prawdę, byłoby nie tylko niekatolickie, ale wręcz niedorzeczne. Papież Franciszek w wywiedzie udzielonym Dominique Woltonowi otwarcie przyznał, że czasem powiedział „za dużo”, że zdarzyły mu się sytuacje, szczególnie podczas konferencji prasowych w samolocie, kiedy wypowiadał się nieprecyzyjne, co potem wywoływało niepotrzebną dyskusję. Nie wszystko, co mówi Ojciec Święty, ma rangę nieomylnego nauczania. Ale czy to znaczy, że będąc katolikami, nie musimy liczyć się z jego nauczaniem – również tym, które może być omylne?
 
Dyskusje z Ojcem
W Polsce dyskusja wokół autorytetu papieża trwa już od dłuższego czasu. Nabrała ona jednak intensywności nie tyle z powodu wojujących z papieżem publicystów, do których już zdążyliśmy się chyba przyzwyczaić, ile dlatego, że krytycznie o papieżu wypowiedział się ksiądz o dużym autorytecie duchowym. Myślę tu o homilii ks. prof. Edwarda Stańka, w której odniósł się on bardzo negatywnie do aktualnego pontyfikatu. „W Kościele jedynym autorytetem jest Jezus. Nie papież, nie hierarchia, nie przełożeni. Jezus. I w oparciu o Jego autorytet Kościół żyje” – powiedział krakowski duchowny. Niedługo potem ks. Staniek wyraził zdziwienie, że „zarzucono mu, że nie kocha papieża” i wyjaśnił: „Kocham go bardzo. Kocham jak dorosły syn kocha ojca, bo dla mnie Kościół to jest dom, rodzina. W tym domu dorosły syn może rozmawiać z ojcem, otaczając go zawsze szacunkiem. Ojciec może popełnić błędy, tak jak mógł popełnić Piotr”. Ta odpowiedź nie zamyka jednak sprawy. Pytanie o to, kiedy papież rzeczywiście traci autorytet i kto może to ocenić, nie znalazło w tej wypowiedzi jasnej konkluzji.
 
Mądrość Ratzingera
Spróbuję więc odpowiedzieć na to pytanie, przywołując instrukcję Domum Veritatis z 1990 r., której autorem jest kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Jest to zresztą świetne kompendium na temat sposobu rozwiązywania napięć między teologami i władzą kościelną. Instrukcja powstała, jak pisze sam autor, z powodu narastających „duchowych i kulturowych wstrząsów”. Choć wprost dotyczy profesjonalnych teologów, można ją zastosować także do publicystów i dziennikarzy, którzy krytykują Franciszka. Wielu z nich jest przecież teologami z wykształcenia albo się po prostu teologią zajmują, także przez swoje publikacje. Teologami są również wszyscy duchowni. Chciałbym więc pokazać, jak kard. Ratzinger, streszczając nauczanie Kościoła w tym temacie, podchodzi do napięcia, jakie może się zrodzić między papieżem i jego krytykami.
 
Dynamika pomidora

Powołaniem teologa, zdaniem byłego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, jest zdobywanie „coraz głębszego zrozumienia słowa Bożego”. Teologowie są zobowiązani do wgłębiania się w naukę Chrystusa, aby odkrywać coś, czego poprzednie pokolenia nie zdołały w pełni zrozumieć. Można powiedzieć, że nauka Kościoła jest jak pomidor, który najpierw jest zielony, ale w jego wnętrzu tkwi potencjał, który kiedyś zmieni go w pomidora dojrzałego, czerwonego. Teolodzy natomiast są jak ogrodnicy. To nie oni dają wzrost, ale tylko opisują to, co dostrzegają w rozwoju wiary całego Kościoła. Istnieje więc pewna „dynamika wiary” – pisze kard. Ratzinger – która sprawia, że nauka Kościoła jest niezmienna, a jednak podlega wciąż pogłębiającemu ją zrozumieniu.
Tak było chociażby w przypadku Dzienniczka s. Faustyny. Początkowo budził on wyraźny dystans władz kościelnych. Z czasem okazało się jednak, że jest on źródłem bardzo głębokiej wiedzy o Bogu – na tyle głębokiej, że między innymi z inspiracji s. Faustyny Jan Paweł II mógł napisać encyklikę Dives in misericordia (o Bożym Miłosierdziu).
Przykładem takiego dojrzewania jest również katolicka etyka seksualna, która stopniowo ewoluowała, aby w końcu wprost powiedzieć, że współżycie małżonków nie służy jedynie prokreacji, ale także umacnia miłość małżeńską. A w pogłębieniu tej prawdy pomógł w znacznym stopniu Karol Wojtyła: najpierw jako ksiądz i wykładowca akademicki, a potem już jako papież. Przypomnę, że swego czasu był za to nowe ujęcie tematu bardzo krytykowany.
 
Pomidor z plastiku

Patrząc z takiej perspektywy, mamy szansę właściwie rozumieć także nowość nauczania Franciszka. Papież nie pozostaje bowiem wierny Chrystusowi jedynie wtedy, gdy powtarza swoich poprzedników. To byłoby za mało.
Nie twierdzę oczywiście, że wystarczy, żeby biskup Rzymu powiedział coś nowego i już należy uznać, że ma rację. Rozróżnienie między prawdziwym rozwojem wiary a jej rozmyciem nie jest sprawą prostą. Nie można jednak zapomnieć, że papież dopiero wtedy jest naprawdę wierny Chrystusowi, gdy pozostaje posłusznym „dynamice wiary”. Jest wierny, kiedy jego nauczanie jest nieustannym pogłębianiem treści wiary odziedziczonej z przeszłości oraz odnowioną praktyką życia chrześcijańskiego. Samo powtarzanie nie byłoby wprawdzie błędem, ale w jakimś sensie oznaczałby sprzeniewierzenie się misji pasterza, który w każdym czasie powinien wytężać wysiłek, także intelektualny, aby szukać współcześnie żyjących owiec. Bo pomidor wiecznie zielony może być tylko z plastiku – a taki na pewno nie nakarmi głodnych.
 
Zgoda na niedoskonałość

Kto jednak decyduje o tym, czy pomidor rzeczywiście dojrzewa, czy zaczyna gnić? A może nadgryza go robak ukrytej schizmy albo trawi choroba niedostrzegalnej herezji? Ks. Staniek wspominając chociażby o stosunku papieża Franciszka do muzułmanów, wyraził przecież obawy dotyczące ukrytych błędów w papieskim nauczaniu. Kard. Ratzinger odpowiada na tę wątpliwość. Przypomina, że o tym, czy coś jest lub nie jest zgodne z nauką Chrystusa, ostatecznie decyduje kolegium biskupów w łączności papieżem. „Chrystus wyposażył ich bowiem w charyzmat nieomylności w tym, co dotyczy wiary i moralności”. Pełnej władzy rozstrzygania nie ma więc pojedynczy ksiądz czy biskup, ani nawet krajowy episkopat, ale tylko wszyscy biskupi świata, wypowiadający się razem i w łączności z papieżem. Gdy wypowiadają się w ten sposób, wówczas od katolików, zdaniem Ratzingera wymaga się  „gotowości do lojalnej akceptacji” ich nauczania. Taka postawa „powinna stanowić regułę” – pisze kardynał – która obowiązuje także w stosunku do tych dokumentów watykańskich, które mogą wykazywać pewne braki.
 
Nieomylny ex cathedra

A papież? Czy on sam może orzekać ostatecznie, co jest zgodne, a co sprzeczne z nauką Chrystusa? Kard. Ratzinger przypomina, że pomoc Boża w trwaniu przy prawdzie dana jest biskupom, ale w sposób szczególny przysługuje ona „Biskupowi Rzymu, Pasterzowi całego Kościoła”. Papież może się więc wypowiadać w sposób nieomylny niezależnie od biskupów, choć zawsze będąc z nimi w duchowej łączności. Musi wtedy wyrażać nie tylko swoją wiarę, ale całego Kościoła. Za każdym razem, gdy to robi, musi jednak podkreślić, że właśnie wypowiada się nieomylnie. W języku fachowym mówi się, że „ogłasza jakąś prawdę ex cathedra”, czyli na mocy swojej duchowej władzy nauczania w Kościele. Tak było chociażby w przypadku ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi w 1854 r. przez Piusa IX.
W przypadku papieża Bergoglia nie mieliśmy dotychczas do czynienia z takim uroczystymi wypowiedziami. Obecny następca św. Piotra nie ogłosił żadnych nowych dogmatów. Ma to zresztą miejsce na tyle rzadko, że nie należy od papieża oczekiwać, aby to robił.
 
Dyskusja jest możliwa
Jeśli więc Franciszek nie wypowiedział się dotychczas nieomylnie, tzn. ex cathedra, to czy można się z nim nie zgadzać? Pytanie jest o tyle ważne, że ci, którzy tego papieża krytykują, odnoszą się przecież do jego wypowiedzi, które nie są nieomylne. Można?
Zdaniem kard. Ratzingera papieżowi zawsze, gdy naucza, należy okazywać „religijne posłuszeństwo” – nawet wtedy, gdy nie jest to nauczanie ex cathedra. Podobnie jest w przypadku wszystkich dokumentów Stolicy Apostolskiej, publikowanych za jego zgodą. Posłuszeństwo to nie dotyczy jednak wszystkich możliwych wypowiedzi papieża, spontanicznych rozmów, wywiadów prasowych czy nawet homilii, wygłaszanych w Domu św. Marty. Z tymi wszystkimi wypowiedziami można polemizować. Benedykt XVI już jako papież również opublikował książki z teologii, które jego zdaniem nie należały do oficjalnego nauczania i mogły podlegać (podlegały zresztą!) dyskusji.
Owo religijne posłuszeństwo, o którym pisze niemiecki kardynał, dotyczy tych wypowiedzi, które stanowią oficjalne nauczanie papieża. W przypadku Franciszka należeć do niego będą encykliki Lumen fidei i Laudato si’ albo adhortacje Evangelii gaudium i Amoris laetitia. Z pozostałymi wypowiedziami Franciszka można swobodnie, choć z szacunkiem, dyskutować – bez obaw, że podważa się autorytet papieża.
 
Roztropność

Co jednak, gdy ktoś jest przekonany, i to w zupełnie dobrej woli, że papież myli się w swoim oficjalnym nauczaniu? Nie w samolocie czy przy kawie, ale na przykład w adhortacji Amoris laetitia? Czy ma zamilknąć? Złamać własne sumienie? Kard. Ratzinger stoi na stanowisku, że nigdy nikomu nie można łamać sumienia: to jednak nie znaczy, że sumienie jednego teologa czy publicysty ma być wyznacznikiem dla wszystkich. Dlatego, zdaniem kardynała, „jeśli mimo lojalnych starań” ma on „trudności” z akceptacją nauczania Kościoła, „powinien unikać uciekania się do środków społecznego przekazu”. Jego obowiązkiem jest natomiast „zwrócić się do kompetentnej władzy kościelnej”. To zachowanie wręcz przeciwne do tego, z czym mamy na co dzień do czynienia, gdy katoliccy publicyści czy duchowni w mediach osądzają papieża o odejście od nauki Chrystusa. „Wywierając nacisk na opinię publiczną – pisze dalej kard. Ratzinger – nie można przyczynić się do wyjaśnienia problemów doktrynalnych ani służyć prawdzie”. „Tej roztropności domaga się szacunek dla prawdy, jak również szacunek dla Ludu Bożego”. Roztropność wymaga też – pisze Joseph Ratzinger – aby „zrezygnowali oni z niestosownych publikacji”.
 
Mądrość krzyża
Kard. Ratzinger nie jest naiwny, kiedy pisze tę instrukcję. Pamięta, że sam też musiał się w przeszłości zmagać z negatywną oceną swojej pracy naukowej, którą część starszych profesorów uznała za wywrotową. Z biegiem lat to jednak, co było przez nich tak krytycznie ocenione, stało się fundamentem Dei Verbum, jednego z najważniejszych dokumentów Soboru Watykańskiego II o Objawieniu Bożym. „Dla człowieka lojalnego i ożywionego miłością Kościoła tego rodzaju sytuacja może więc być doświadczeniem trudnym” – pisze niemiecki kardynał, odwołując się zapewne także do własnego życia. Zresztą sam się do tego przyznaje w książkowej autobiografii, wspominając negatywną opinię jego teologicznej pracy jako czas, w którym jego życie okryły „czarne chmury”.
Pewnie dlatego zachęca teologów, aby trudności z przyjęciem aktualnego nauczania Kościoła potraktować jako osobiste „wezwanie do cierpienia”. Nie krzykliwego i buntowniczego, ale „w milczeniu”. A drogą przejścia tych trudnych doświadczeń powinna być modlitwa, i to „z ufnością, że jeśli rzeczywiście chodzi o prawdę, to ona w końcu zwycięży”.
Postawa temu przeciwna, czyli przyjęcie „systematycznej opozycji, które prowadzą nawet do powstania zorganizowanych grup”, zdaniem Ratzingera „wyrządza wspólnocie kościelnej znaczne szkody”. Tym bardziej jeśli towarzyszy mu „nacisk świadomie manipulowanej opinii publicznej i jej konformizm”. Dlatego nie jest dobrym pomysłem powoływanie się na „opinię większości” czy „używanie nacisku opinii publicznej przeciwko Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła” – pisze dalej Ratzinger – bo to „wskazuje na poważną utratę zmysłu prawdy i zmysłu Kościoła”.
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki