Kiedy media podały informację, że w noc sylwestrową ktoś zniszczył figurkę Dzieciątka Jezus z szopki stojącej przez łódzką katedrą, pierwszą reakcją było zdumienie. Bo nawet jeśli ktoś ma problem z Kościołem, a może nawet jest z nim na wojennej ścieżce, to dlaczego agresję kieruje na figurę… dziecka? Zerwano figurce aureolę, w klatce piersiowej widnieje ogromna dziura, dwa palce prawej dłoni, wskazujący i środkowy, są urwane – dokładnie te, które wskazują na znak błogosławieństwa. Figurka nie jest cenna czy zabytkowa. Można ją zastąpić nową. To dar miłości i przywiązania do Łodzi kard. Konrada Krajewskiego, papieskiego jałmużnika.
Napaść na figurkę, która dotąd była bezpieczna w „otwartej” szopce na placu, ma wymiar symboliczny. Przypomina nam trudną prawdę, że niemowlak Jezus to w pełni Bóg i w pełni człowiek. Choć nie jest „podmiotem czynów”.
Najbardziej zależne
Boże Narodzenie zwykle interpretowane jest w Kościele w trzech kluczach: aktu wcielenia, ubóstwa i rodziny. Mały Jezus przedstawiany jest z rodzicami, z Marią i Józefem, w otoczeniu zwierząt, aniołów i pasterzy. Potem – Mędrców ze Wschodu. Tymczasem Bóg w ciele niemowlęcia ma swoją autonomię. Tak, jest nieprawdopodobnie zależny od ludzi, którzy mogliby z Nim zrobić wszystko. To, że Maria i Józef opiekują się Maleństwem z troską, oddaniem, czułością i poświęceniem, nie jest oczywiste. Tak samo jak fiat Marii, kiedy Bóg zapytał ją poprzez anioła, czy przyjmie Jego wolę. I tak jak fiat Józefa, który we śnie słyszał polecenia Boga i był Mu posłuszny.
Dziecko to najcenniejszy dar dla ludzi, ale nie zawsze… chciany. Zawsze – zupełnie bezbronny. Można go traktować jak przedmiot, lekceważyć jego potrzeby, narzucać mu swoją wolę, bić i krzyczeć. Są takie rodziny, tacy dorośli. Tymczasem my we wspólnocie Kościoła milcząco założyliśmy, że dziecko jest częścią dwojga rodziców, ich naturalną, bo biologiczną „własnością”. Bardzo często modlimy się w intencji dobra dzieci w wieku przed narodzeniem. Zapominamy o modlitwie za dzieci narodzone. Dlaczego? Nie ma ruchu społecznego, który upomina się o szacunek i godność tych dzieci publicznie, bo nie robi tego broniący dzieci przed aborcją ruch pro-life. Brakuje modlitwy w parafiach, we wspólnotach, choć tak wiele grup otaczamy modlitewną opieką. A przecież małe dzieci są bardziej zależne od innych niż niepełnosprawni, chorzy czy starsi, którzy w wyniku demencji jakby „dziecinnieją”… Małe dzieci umykają uwadze, bo są częścią prywatnej przestrzeni domu – choć ta bywa dla nich (rzadko, ale jednak!) okrutna.
fot. MONKPRESS/East News
Figura z wody
Kult Jezusa jako Dziecka jest w Kościele obecny – niestety jakby na uboczu. Tak jak kult figury Dzieciątka Jezus w kościele pw. św. Józefa w Krakowie, przy klasztorze Mniszek III Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu (OSFB) w Krakowie. Siostry potocznie nazywane są bernardynkami. Prowadzą ukryte, ciche życie za klauzurą. Unikają mediów (choć wydają kolorowy kwartalnik „Idźmy do św. Józefa” i prowadzą stronę internetową). Figura Dzieciątka Jezus zwanego Koletańskim (od imienia św. Kolety i poprzednich właścicielek dzieła, tzw. bernardynek – koletek) słynie z uzdrowień, cudów i wypraszanych łask. To dość niezwykłe, bo w sytuacji choroby czy trudności zwracamy się z prośbą o wstawiennictwo raczej do świętych i Najświętszej Marii Panny. Tymczasem tu dzieją się rzeczy cudowne za sprawą Boga wcielonego w dziecko.
Figura ma też niezwykłą historię. Wzięła się… z nurtu rzeki. Nie wiadomo, kto ją wyrzeźbił, kiedy i gdzie – ani jak i dlaczego wpadła do Wisły. Jest późnogotycka. Pewnego dnia została znaleziona przy brzegu przez siostry koletki. To dziwnie przypomina historię Mojżesza, który mając trzy miesiące, został ukryty przez matkę na rzece. Tam znalazła go córka faraona. To temu prorokowi Bóg podyktował na górze Synaj dekalog.
Nie doceniamy, jak ogromny wkład w dzieje zbawienia ma Mojżesz już w wieku, kiedy człowiek nie mówi, nie chodzi, sam nie je i jest zdany na łaskę dorosłych. Ba, nie myśli logicznie, nie rozumie pojęć abstrakcyjnych, nie zna moralnych kategorii dobra i zła. One dopiero się rozwiną, bo ma je wpisane w naturę. W duszę, która czyni go stworzeniem na obraz Boga. Dziecko nie umie się obronić, komunikuje się bez słów. I wymaga od nas takiego samego szacunku, jak nasi przełożeni, prezydenci, królowie i prezesi. Każde dziecko jest tak samo ważne jak każdy dorosły. Ubogi niemowlak w stajni ma tę samą godność i wartość co papież. Jedyne, czego nie ma, to siły i władzy. Potrafi za to kochać.
Daje nadzieję
Krakowska figura ma 60 centymetrów wysokości. Jest drewniana; ubrana w królewską suknię i płaszczyk. Nosi koronę. W lewej ręce trzyma jabłko, insygnium władzy. Prawą rączką błogosławi, wznosząc w górę te same paluszki, które utrącono figurze w Łodzi. Jest piękna. Rzeźbiarz musiał być obdarzony duży talentem.
Początkowo stała w refektarzu klasztoru sióstr, które ją znalazły. Kiedy klasztor skasowano, trafiła na stałe do kościoła przy Poselskiej. Od początku działy się za jego sprawą liczne cuda, co przetrwało w tradycji ustnej i legendzie. Dziś ludzie proszą o pomoc w sytuacjach takich, jak choroby nowotworowe, wypadki, niepłodność i wszelkie dramaty. O skuteczności modlitw świadczą liczne wota wokół figury oraz świadectwa przysyłane do sióstr. Mimo to w Krakowie sporo osób nie wie o figurce, która milcząco wysłuchuje ludzkich błagań. Dając nadzieję, ratując w potrzebie.
Jezus sam upodobał sobie bernardynki, a kiedy raz nie były mu posłuszne, objawił się siostrom we śnie, domagając się działań w kwestii „miejsca pobytu”. Siostra Ewelina, z którą rozmawiałam, podkreśla, że jest to kościół św. Józefa – siostry mają swój Nazaret. Rodzice są obecni. Zwłaszcza Święty Józef, co uwydatnia relację taty i Syna. Jezus stoi jednak we własnym – choć bocznym – ołtarzu.
Czy nie powinien nas skłonić tym do refleksji? Choćby do tego, by przewartościować stosunek do dzieci. Nie tylko już ujawnionych ofiar agresji, przemocy (w tym seksualnej) i nadużyć ludzkiej władzy. Póki nie zaczniemy się modlić za dzieci narodzone, nie będziemy wiarygodni jako opiekunowie. Można zacząć od razu, poprzez Nowennę do Dzieciątka Jezus Koletańskiego. Ono rozumie stan dziecka, jego potrzeby i bezradność. Bo Bóg był zależny jako dziecko – jak nikt z nas na tym świecie.