Daria Apachonczicz, artystka z Petersburga, dwa lata temu została uznana przez rosyjskie ministerstwo sprawiedliwości za inoagentkę. Czyli agentkę zagraniczną. To było głośne wydarzenie, ponieważ po raz pierwszy na listę inoagentów zostały wciągnięte osoby fizyczne, bo dotychczas ta dziwna ustawa dotyczyła tylko organizacji. Chodziło o organizacje pozarządowe, które korzystają z zagranicznego wsparcia finansowego. Od 2012 r. takie organizacje musiały się zarejestrować jako „pełniące funkcje zagranicznego agenta”, a jeśli tego nie zrobiły, to i tak zostały wpisane na listę przez resort sprawiedliwości. W 2017 r. ustawa objęła także media, a od 2019 r. osoby fizyczne współpracujące z takimi mediami i tych, którzy otrzymują pomoc finansową z zagranicy. Rok później za inoagnetów uznano pięć osób. Apachonczicz znalazła się wśród dziennikarzy, choć wcale dziennikarką nie jest. Jest za to działaczką społeczną i feministką, artystką, która wypowiadała się w przestrzeni publicznej w obronie praw kobiet, zwłaszcza ofiar przemocy domowej.
W jaki jednak sposób ta młoda kobieta znalazła się na, można powiedzieć, ekskluzywnej liście, na którą trafili dziennikarze ze sporymi zasięgami? Chyba tylko dlatego, że za swoje projekty artystyczne otrzymywała wypłaty w euro. Apachonczicz odwoływała się, bo w jej kraju „zagraniczny agent” brzmi groźnie. Tak groźnie, że nikt nie chce mieć z kimś takim do czynienia, bo to niebezpieczne. Odtąd każdą swoją aktywność w mediach społecznościowych Daria musi podpisać mniej więcej tak: „napisałam to ja, zagraniczna agentka”. Za każde naruszenie przewidziane są ogromne kary finansowe, a nawet areszt lub w końcu więzienie. Co kwartał inoagent musi składać do Ministerstwa Sprawiedliwości sprawozdanie ze swej działalności i dochodów. I właśnie jej najświeższe sprawozdanie opublikował „The Moscow Times”.
Daria nie wypełniła formularzy. Na tle pustych rubryk czarnym, czerwonym i niebieskim flamastrem narysowała opowieść o wojnie w Ukrainie. Osiemnaście stron prostej prawdy o napadzie, o bombach trafiających w budynki mieszkalne, o wystraszonych dzieciach, o gwałconych kobietach, o uchodźcach. Daria ma nadzieję, że raport trafi do ludzi, którzy mają serce. „Wierzę, że dla niektórych osób czytających ten list wojna jest tragedią” – pisze.
Daria mieszka teraz w Gruzji, ale w Rosji wciąż ma rodzinę, więc może się trochę bać. Wielu antywojennych aktywistów rosyjskich siedzi teraz w aresztach. Nie wiem, co się dzieje z Eleną Osipową – staruszką z antywojennymi plakatami na ulicach Petersburga. 77-letnia malarka, znana ze swoich pacyfistycznych wizji, została aresztowana na początku marca. Ale wciąż nie mogę pojąć, dlaczego tych odważnych jest tak mało.