Logo Przewdonik Katolicki

Wołodia na zawsze

Łukasz Kaźmierczak
Prezydent Rosji, Władimir Putin / fot. PAP

Mimo upływu lat Władimir Putin pozostaje dawnym chłopakiem z leningradzkiego podwórka, który rozpaczliwie potrzebuje uznania, akceptacji i podziwu. Już wtedy musiał być najsilniejszy. I zawsze wygrywać.

Każde zdanie opisujące Władimira Władimirowicza Putina – od wczesnego dzieciństwa do dzisiejszej pozycji jednego z najpotężniejszych ludzi we współczesnym świecie – filtrowane musi być przez świadomość, że to wszystko nie odnosi się tylko do czasu przeszłego. To nie są opowieści z krainy „dawno i nieprawda”, tylko wydarzenia, które realnie rzutują na codzienne wybory, decyzje i zachowania obecnego prezydenta Federacji Rosyjskiej. I to jest właśnie najbardziej przerażające w całej biografii Putina, autorstwa Krystyny Kurczab-Redlich, wieloletniej korespondentki polskich mediów w Rosji i wytrawnej znawczyni tamtejszej rzeczywistości.
 
Wowa bez miłości
Aktualny gospodarz Kremla – człowiek, który zawiaduje jednym z najpotężniejszych mocarstw atomowych i zarazem największym terytorialnie państwem świata – to postać o wyjątkowo pogmatwanej i zafałszowanej przeszłości, z wielkim worem kompleksów, które sprawiają, że niemal każde jego działanie można tłumaczyć magicznym psychologicznym terminem „kompensacja”. Kompensacja, czyli wyrównywanie braków i deficytów, nieustanne szukanie akceptacji, poklasku, uznania. Zawsze niższy od rówieśników, chodzący jakoś tak niezbornie, kaczkowato, przezywany w szkole „Uti-Puti”(od utkinogo – „kaczego” chodu). Na dodatek „bękart” z niewiadomego ojca.
Zaczyna się od kłamstwa, które będzie nieustannie powielane i w końcu zacznie żyć swoim własnym życiem. Przez wiele lat o biologicznych rodzicach Putina cicho sza. Tajemnica. Jego prawdziwa mama to Wiera Nikołajewna z domu Putin, ojciec Płaton Priwałow, żonaty z inną, który natychmiast po urodzinach małego Wowy znika na zawsze z jego życia. W jego miejsce pojawia się pijak i temperamentny raptus Gieorgij Osiepaszwili. Ale to trochę później, bo na początku chłopiec wychowywany jest przez dziadków na Uralu. W wieku trzech lat – czyli w momencie uznawanym za kluczowy dla rozwoju osobowości dziecka – trafia do gruzińskiej wioski swojego ojca, gdzie bieda aż piszczy. Matka kocha Wowę, ale ojczymowi „cudzy chłopak” szybko zaczyna zawadzać, zwłaszcza kiedy rodzina powiększa się o kolejne dzieci. A rękę ma ciężką i skorą do bitki, szczególnie po alkoholu. Przeniesiony w realia surowej gruzińskiej rzeczywistości Wowa z miejsca staje się „bękartem”, „biezrodnym” – wyśmiewanym i wytykanym palcami. A potem zaczynają go przerzucać z miejsca na miejsce jak gorący kartofel. Ostatecznie dziadkowie kierują go do swojego krewnego w Leningradzie, Władimira Spiridonowicza Putina, a matce mówią, że „Wowa nie chce się z nią widzieć”. Chłopak przeżywa kolejny potężny wstrząs emocjonalny.
 
Zaułek Bieskowa
W nowym miejscu zyskuje jednak wreszcie namiastkę prawdziwego, choć bardzo surowego domu. Nowi oficjalni „rodzice” Putina – bo za takowych uznają ich wszystkie prezydenckie biografie – to ludzie po ciężkich przejściach wojennych. Matka – Maria Iwanowna, która cudem ocalała z hitlerowskiej blokady Leningradu, to prosta, ale ciepła kobieta, obdarzająca Wołodię prawdziwymi matczynymi odczuciami. Z naddatkiem „równoważy” to jednak ojciec – Władimir Spiridonowicz, kostyczny, fanatyczny komunista, były żołnierz batalionów NKWD i inwalida wojenny, a zarazem człowiek niezwykle surowy, nieokazujący uczuć i  niepobłażający. A jego ręką jest jeszcze cięższa niż u Gruzina Osiepaszwiliego…
Podobnie na podwórku, na ponurym leningradzkim Zaułku Bieskowa, gdzie obowiązuje prawo silniejszego. A Wołodia jest tam obcy, jest nowy, jest mniejszy. Musi walczyć – i to dosłownie – o przetrwanie. Tutaj jednak ma przewagę – od lat trenuje bowiem zapamiętale rosyjska sztukę walki sambo, która staje się jego ochronna tarczą. Najważniejsza jest jednak inna umiejętność – Wowa uczy się świetnie kłamać, udawać kogoś innego – to jego odruch obronny, głęboko zakorzeniony i doskonalony godzinami ćwiczeń, mistrzowskim opanowywaniem emocji i wieczną samokontrolą. Nakłada tę ochronną maskę 
zarówno przed rówieśnikami, jak i przed ojcem, który karze i bije za byle przewinienie. A przecież takie nieustanne bicie zostawia w psychice człowieka trwały ślad, o czym świadczą przykłady wielkich zbrodniarzy w historii: Stalina, Hitlera, Saddama Hussajna, Robespierre’a – pod wieloma względami ich dzieciństwo do złudzenia przypomina młode lata Władimira Putina.
Na podwórku Wowa musi być najsilniejszy – bić mocniej, częściej i dłużej niż koledzy i zawsze wygrywać. Zawsze. Nakazuje mu to kombinacja podskórnego strachu i chorobliwej dumy, jaka cechuje ludzi, którzy byli przez długi czas upokarzani. I pewnie prędzej czy później skończyłby jako kryminalista, jakich pełno w jego leningradzkim Zaułku, gdyby nie wychowawczyni ze szkoły. Wiera Dmitrijewna Guriewicz, przykładna komunistka, która robi z niego czerwonego pioniera i porządnego ucznia, ale przede wszystkim prawdziwie matkuje mu. Jednak ziarno zasiane w dzieciństwie zaczyna już kiełkować. Władimir ma jeden, precyzyjny pomysł na życie: chce być silny, chce być kimś, chce mieć władzę. Chce, żeby to jego się bano. To wszystko może zdobyć tylko w jednym miejscu: w sowieckiej bezpiece.
 
Baron Münchhausen z KGB
Putin rozpowiada, że zgłosił się na Łubiankę dobrowolnie. Podobno przyjmują go tam nawet rozmową. Bardzo ciekawe, bo do KGB z zasady nie zatrudnia się ochotników. W jaki więc sposób zostaje etatowym funkcjonariuszem bezpieki – nie wiadomo; nie pierwsza to i nie ostatnia niewiadoma w życiorysie dzisiejszego gospodarza Kremla.
Podobno nie jest wybitnym agentem, zajmuje raczej niskie miejsce w hierarchii „Firmy”. Dopiero po dekadzie pracy dostaje się do wymarzonego wywiadu, dzięki czemu wyjeżdża na placówkę zagraniczną. Co prawda tylko do komunistycznego NRD, ale zawsze to zagranica.
Jednocześnie szlifuje nabyte w dzieciństwie umiejętności – przede wszystkim doskonali się w kłamstwie. W „korporacji kłamców” uczą go kłamać profesjonalnie. Tak, aby kłamstwo weszło w krew. Do tego dochodzą stałe kanony KGB – nikomu nie ufaj, zawsze i wszędzie pamiętaj o samokontroli. Na tym punkcie ma wręcz prawdziwą obsesję – ktoś potem powie: „Putin? On od góry do dołu jest zasznurowany”.
Uczy się działać dyskretnie, w cieniu. Milczący, uważnie słuchający, niebywale ostrożny, doskonale wyczuwający nastroje, dostosowujący się do rozmówcy. Nieprzyciągający uwagi, nijaki, wręcz niezauważalny. Mówi cicho, cedzi słowa, często nie patrzy w oczy – to podkreśla wiele osób. Zimne oczy, zimny umysł… Zarazem pochlebczy, bezwzględnie posłuszny, wręcz służalczy wobec przełożonych, ale w głębi ducha skrajny konformista, który cały czas gra „na siebie”.
W Dreźnie Putin zyskuje także bardziej wymierny kapitał – nawiązuje szerokie kontakty i buduje swoją siatkę agentów. Wszystkie teczki powędrują później na Kreml. Ile jest tam haków, które przydają się do dziś w rozgrywkach międzynarodowych?
A potem nagle wraca do kraju, by w niejasnych okolicznościach zostać wydalony z KGB, choć on sam twierdzi, że złożył dobrowolną rezygnację z pracy. I znowu tajemnice, niedopowiedzenia, nieścisłości… „Doprawdy trudno znaleźć inną w historii współczesnej osobę, w której życiorysie fakty byłyby tak odległe od ich przedstawiania przez samego bohatera! Istny z niego Baron Münchhausen” – pisze Krystyna Kurczab-Redlich.
 
Oaza bezprawia
Po powrocie do kraju szybko odnajduje się – zapewne „po linii KGB” – jako zastępca prorektora ds. międzynarodowych Uniwersytetu Leningradzkiego, gdzie sprawuje nadzór nad zagranicznymi studentami. Jego drogi krzyżują się z Anatolijem Sobczakiem, który za chwilę zostanie merem Leningradu przemianowanego wkrótce na Petersburg. Sobczak robi z Putina swojego zastępcę, szefa miejskiego Komitetu Współpracy z Zagranicą i najbardziej zaufanego współpracownika. Mówią o nich: Don Kichot i Sancho Pansa. Ale Sobczak na pewno nie jest Don Kichotem – to człowiek, który idzie do władzy z maską „reformatora” i „demokraty”, w rzeczywistości jednak ciążą na nim niejasne powiązania z KGB i tylko jedna, jedyna wizja sprawowania rządów: zagarnąć jak najwięcej dla siebie i jak najszybciej „ustawić się”.
Zaczyna się kradzież na gigantyczną skalę. Sobczak, Putin i podlegli im ludzie opanowują cały handel zagraniczny przechodzący przez Petersburg – przede wszystkim przez tamtejszy port morski, będący punktem przeładunkowym kolumbijskich narkotyków przeznaczonych dla Europy Zachodniej. Sprzedają za bezcen okręty z demobilu, złom, cenne surowce mineralne, przejmują kontrolę nad kasynami, „jednorękimi bandytami” i urzędami celnymi, defraudują pieniądze pochodzące z zagranicznego Funduszu Ocalenia Petersburga. Posuwają się nawet do wysiedlania mieszkańców Petersburga z legalnie zajmowanych mieszkań, które potem sprzedają znajomym. Narzucają haracze na całą gospodarkę „wolnorynkową”. Petersburg – nawet na tle ogarniętej wszechobecną korupcją i złodziejstwem Rosji – jawi się jako oaza wyjątkowego bezprawia. To, co zagrabione, władze miasta „rekompensują”, rzucając na rynek zapasy z magazynów wojskowych. Podobno Putin sprowadza nawet 60 ton konserw mięsnych dla psów w ramach „zapobiegania niedostatkowi białka u mieszkańców Petersburga”. Wszystko to robią niemal zupełnie bezkarnie, z pozycji siły i władzy. I to jest być może najważniejsza życiowa lekcja, jaką odbiera Władimir Władimirowicz Putin.
Wiedza o jego życiorysie zaś to towar gorący, wyjątkowo gorący. Jak zauważa Krystyna Kurczab-Redlich, gdyby pochować w jednym miejscu ludzi, których śmierć może mieć związek z Putinem, ich groby zajęłyby niemałą aleję cmentarną: „Ginęli od strzałów, od trucizn, od ataków serca, choć byli w pełni zdrowi, w wypadkach drogowych lub w niewyjaśnionych okolicznościach”. Wspólny był tylko związek przyczynowo-skutkowy  między ich śmiercią a jego osobą….
Wowa z gruzińskiej wioski, Wołodia z Zaułka Bieskowa, towarzysz Putin z KBG, wreszcie Władimir Władimirowicz z Petersburga – wszystkie te wcielenia mają wpływ na późniejsze   działania, które zaprowadzą go na Kreml i na szczyty władzy. W gruncie rzeczy jednak – jak wskazuje autorka książki – cały czas pozostaje on dawnym chłopakiem z leningradzkiego Zaułku Bieskowa rozpaczliwie potrzebującym uznania, akceptacji, podziwu: „Intelektualnie mamy więc od czynienia z Władimirem Władimirowiczem, lecz emocjonalnie z Wową, produktem patriotycznego wychowania człowieka radzieckiego, (…) który już na tym etapie pozostanie i popadając w coraz głębszą dysfunkcję psychologiczną, będzie nieustannie poszukiwał swojego lepszego ja, które olśniłoby zarówno podwórko, jak i miasto, państwo, świat…”
……………
 
Książka Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki