Logo Przewdonik Katolicki

Miejsce dla Maryi

Monika Białkowska
Mężczyzna wiesza obraz Maryi. Przygotowanie do procesji w Świętochłowicach na Śląsku. 3.06.2021 r. fot. Wojciech Grabowski/SOPA Images-Light Rocket-Getty Images

Pobożność maryjna w Kościele jest ważna. Jest jednak również podatna na wynikające z ludzkiej gorliwości błędy. Dlatego jej kształt zawsze weryfikować musi sam Kościół, a nie prywatne wizje czy objawienia.

Podczas ostatniego spotkania Komisji Maryjnej KEP jednym z głównych tematów były nieprawidłowości w kulcie maryjnym. Nieprawidłowości takie zawsze się zdarzały, teraz jednak zaczynają być niebezpieczne, bo wprost wypaczają obraz Maryi i Jej miejsce w teologii Kościoła albo czynią z Niej karykaturę, pojawiającą się na wezwanie człowieka. Większość tych nieprawidłowości opiera się na religijnych fantazjach, branych za prywatne objawienia. Przypomnijmy – o prawdziwym objawieniu nie można mówić, dopóki za takie oficjalnie nie uzna go Kościół. Po tym, kiedy objawienie przez Kościół zostanie uznane, nadal pozostaje objawieniem prywatnym, to znaczy pożytecznym, ale nie obowiązującym w posłuszeństwie wiary. Można za nim iść, ale jego odrzucenie nie zamyka nikomu drogi do zbawienia. To ważna uwaga, zanim zaczniemy szukać prawdziwego obrazu Maryi.

Wspólny fundament
Komisja Maryjna KEP w kontekście trwającej peregrynacji ikony Matki Bożej Częstochowskiej skupiła się na oczyszczaniu dróg prawdy o Maryi”. Arcybiskup Depo podkreślał, że cokolwiek mówi się o Matce Bożej, zawierzeniu, objawieniach i orędziach maryjnych, musi mieć weryfikację Kościoła i nie wystarczą tu subiektywne zapewnienia ze strony różnego rodzaju wizjonerów. Kościół w ten sposób nie ogranicza działania Ducha Świętego w Kościele, ale raczej troszczy się, żeby prawda o Maryi nie została zanieczyszczona prywatnymi i subiektywnymi przekazami. Ks. prof. Janusz Królikowski z Polskiego Towarzystwa Mariologicznego w trakcie spotkania Komisji mówił wprost, że obserwuje „fantazję w proponowaniu nowych form pobożności. Niektóre są wręcz szokujące i trzeba coś zrobić, żeby powrócić do tego, co jest najbardziej autentyczne w pobożności maryjnej”.
Po tych wypowiedziach widać wyraźnie, że teologowie odpowiedzialni za kult maryjny dostrzegają niebezpieczeństwa i że dotyczy to wyraźnego wzrostu tych zagrożeń – kierunku, który wcześniej był marginalny, a zdaje się rosnąć w siłę. Odpowiedzią na ten wzrost ma być przygotowanie „Katechizmu Maryjnego”, w którym współczesnym językiem wyjaśnione zostaną podstawowe prawdy o Maryi, o pobożności, duchowości czy przeżywaniu świąt maryjnych. Bez takiego katechizmu, bez jasnego wykładu najważniejszych prawd wiary jakiekolwiek tłumaczenie błędów czy przeciwstawianie się nadużyciom będzie nieskuteczne, a ci, którzy będą się tego podejmować, uznani zostaną za wrogów maryjnego kultu. – Jeśli będziemy mieć wspólny fundament, to nawet jeśli będą się pojawiać jakieś „ekstrawagancje”, to sami będziemy wiedzieć, co przyjąć, co odrzucić – wyjaśniał ks. prof. Królikowski.

Maryja niedoceniona
Kiedy powstanie „Katechizm Maryjny”, trudno jest powiedzieć. Nie znaczy to, że pozostajemy w Kościele bez kompendium wiedzy maryjnej, mogącej stanowić skuteczne narzędzie obrony przed różnego rodzaju nadużyciami. Dwa lata temu w tej samej komisji KEP powstał dokument Maryjne Vademecum Duszpasterza. Jedna z jego części dotyczy problemów, z którymi spotyka się kult maryjny – choć wydaje się, że wówczas, kiedy ten tekst powstawał, jego autorzy głównego zagrożenia dopatrywali się raczej w niedocenianiu kultu maryjnego niż w jego wypaczeniach.
Niedocenianie kultu maryjnego wiązało się z posoborowym kryzysem mariologii, który w wielu krajach trwa do dziś. Po soborze – choć wcale nie wprost na skutek jego postanowień – mariologia odeszła nieco w cień. Słuszne akcentowanie chrystocentryzmu dla wielu mogło sprawiać wrażenie, że zajmowanie się Maryją odbiera zasługi Jezusowi albo wręcz odsuwa Jego samego na drugi plan. Choć nie to było celem soboru, mariologia zniknęła z planów nauczania w seminariach duchownych, ewentualnie wykładana była jako dodatek do innych gałęzi teologii: chrystologii czy eklezjologii. Publikacje na temat Maryi – zwłaszcza te próbujące czytać jej postać współcześnie – pojawiały się stosunkowo rzadko.
Choć wszystko to działo się z intencją przyznania pierwszego miejsca Jezusowi, dalekosiężny skutek okazał się niebezpieczny. Brak solidnej nauki o Maryi spowodował po pierwsze nieprzygotowanie księży do mówienia o Niej, po drugie zaś – pozostawienie wiernych na poziomie ludowej pobożności, pozbawionej często teologicznego pogłębienia i zrozumienia Maryi, co w skrajnej formie prowadzić mogło nawet do wyrastania zabobonu. Jednocześnie zdeprecjonowaniu uległ również sam kult maryjny, który w opinii wielu mógł odwracać uwagę wiernych od kultu Jezusa albo być uznany za coś gorszego, drugorzędnego, niewartego uwagi czy przynajmniej głębszej refleksji.

Maryja triumfująca
Wydaje się, że padające w czasie ostatniego spotkania Komisji Maryjnej słowa o „szokujących formach pobożności” i opieraniu się w kulcie maryjnym na objawieniach rzekomych wizjonerów są sygnałem, że nadużycia w tym kulcie są dziś zgoła innego rodzaju. Polegają nie tyle na niedocenieniu roli Maryi, ile raczej na ustawianiu Jej w niewłaściwym miejscu. Pociągają za sobą wypaczenie Jej wizerunku wynikające nie z obojętności, ale ze źle rozumianej pobożności czy wręcz płynącej ze szczerych serc, ale jednak nadgorliwości.
Jednym z rysów owej pobożnej nadgorliwości jest triumfalizm. Maryja z kart Pisma Świętego jest Tą, która się uniża, która jest służebnicą Pańską, zawsze pozostającą w pokornej relacji wobec Boga i Jego Syna. Tymczasem w Polsce (choć nie tylko w Polsce) wpisana została w uproszczony sposób do kanonu narodowej religijności jako niemal wszechwładna Królowa. Jezus przy Niej zdaje się nawet nieco przeszkadzać – jak to opowiadały sobie niegdyś pewne mniszki w klasztorze, gdy spotkały się te z Polski i z Wilna. Te z Wilna odmawiały modlenia się przed obrazem jasnogórskim i zdecydowanie wolały Matkę Bożą Ostrobramską, żartobliwie wprawdzie, ale uzasadniając, że „u Jasnogórskiej ten dzieciak siedzi i podsłuchuje”. Tymczasem – jakkolwiek obrazoburczo może to dziś zabrzmieć – Maryja bez odniesienia do Jezusa nie ma żadnego sensu. Wizerunki, które przedstawiają Ją samą, w rzeczywistości zniekształcają Jej rolę w historii zbawienia, odbierają Jej najważniejszy rys – relację z Synem. Jeszcze większym błędem w rozumieniu Maryi są pojawiające się nawet w najstarszych polskich modlitewnikach wezwania: „Zbawienie świata”, „Zbawienie nasze” czy „Jedyna nadziejo nasza”.

Znaleziona w Biblii
Jak w takim razie powinien wyglądać zdrowy kult maryjny: taki, który Maryi przyznaje właściwe Jej miejsce, na którym nie zasłania Ona Jezusa, ale też nie zostaje zepchnięta na margines? I w którym Jej wizerunek i rola w historii zbawienia nie są budowane na fantazji samozwańczych wizjonerów?
Jedną z odpowiedzi jest konsekwentne oparcie kultu maryjnego nie na prywatnych objawieniach, ale wprost na Biblii. Przez długi czas do Soboru uważano, że Pismo Święte o Maryi mówi bardzo mało, że fragmenty Jej dotyczące mogą być różnie interpretowane, a to nie pomaga w budowaniu mariologii. Dopiero soborowe spojrzenie i adhortacja Marialis cultus zmieniły tę perspektywę. Paweł VI w tym dokumencie zauważa, że całe Pismo Święte, od Księgi Rodzaju do Apokalipsy, odsłania tajemnicę Maryi – Matki i Towarzyszki Zbawiciela. Ewangelia św. Łukasza już na samym początku pokazuje Maryję, której Elżbieta oddaje cześć jako „Matce Pana”. W tej samej Ewangelii Maryja wyśpiewuje hymn Magnificat, w którym padają słowa: „błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia”. Również u Łukasza kobieta wołająca z tłumu zdaje się wypełniać już zapowiedź z tego hymnu, mówiąc do Jezusa: „Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś”.

W planie zbawienia
Gdyby chcieć wymieniać wszystkie miejsca w Nowym Testamencie, w których Maryja się pojawia, powstałaby pokaźna lista: od zwiastowania i narodzenia Jezusa, przez Kanę Galilejską aż po Krzyż i wieczernik.
Czytanie tych fragmentów, oczywiście w kontekście całości Pisma Świętego jako Objawienia, chroni przed szukaniem nadzwyczajności i skupianiem się na treści wizji czy prywatnych objawień. Prawdziwa Maryja jest tam – w Ewangeliach. Tam pokazuje nam, jak żyć i jak kochać Jezusa. Nie potrzebuje w tym celu objawiać się na drzewach czy na górach. Maryja czytana w Ewangeliach jest w pełni zanurzona w planie zbawienia, jest pierwszą chrześcijanką i wzorem dla chrześcijan, jest wreszcie nauczycielką modlitwy. W Ewangeliach znajdujemy Jej konkretne postawy, które możemy naśladować. Naśladowanie to, według Pawła VI, dotyczyć ma przede wszystkim jej całkowitego i odpowiedzialnego przylgnięcia do woli Bożej, przyjęcia słowa Bożego i wprowadzenia go w czyn, ale też miłości i chęci służenia. To właśnie w tych kilku elementach objawia się nam cała tajemnica Maryi i nie są potrzebne żadne dodatkowe cudowności.

Z Jezusem w centrum
Innym ważnym elementem, pozwalającym zachować zdrowy kult maryjny, jest przestrzeganie zasady chrystocentryzmu. Maryja – wbrew temu, co zdarza się czasem pisać dzieciom na sprawdzianach z religii – nie jest jedną z osób w Trójcy Świętej. Nie odbiera też kultu równego Bogu. Jest większa niż pozostali święci i Bóg dał Jej dary większe niż komukolwiek z ludzi, ale wszystko w Niej odnosi się do Chrystusa i od Niego zależy. Oderwanie Jej od Jezusa i próba ukazywania poza relacją do Ojca i Syna jest w gruncie rzeczy Jej okaleczeniem, pozbawieniem Jej najważniejszego rysu.
– Czujna obrona przed tego rodzaju błędami i mniej właściwymi praktykami sprawi, że cześć Najświętszej Maryi Panny stanie się żarliwsza i czystsza, to znaczy mocna u swych podstaw do tego stopnia, by badanie źródeł Objawienia Bożego i poszanowanie dokumentów Urzędu Nauczycielskiego Kościoła górowało nad przesadnym szukaniem nowości lub nadzwyczajnych wydarzeń – pisał Paweł VI w Marialis cultus. – Nadto stanie się on obiektywny, to jest oparty na prawdzie historycznej, przy usunięciu z niego zupełnie rzeczy legendarnych lub fałszywych. Następnie stanie się on zgodny z nauką, tak by przedstawiany był nie jakiś okaleczony ani też zbytnio rozszerzony obraz Maryi; na skutek głoszenia czegoś wykraczającego ponad słuszną miarę, mógłby doznać zaciemnienia cały Jej wizerunek, ukazany w Ewangelii. Wreszcie czysty, jeśli chodzi o motywy: wszystko, co by miało posmak brudnego szukania własnej korzyści, winno być starannie trzymane z dala od sanktuarium.
Na „Katechizm Maryjny” przyjdzie nam zapewne jeszcze poczekać. O zdrowy kult maryjny warto zadbać już dziś, zawsze zadając sobie pytanie, czy ta konkretna modlitwa ostatecznie odnosi się do Jezusa – choć przez Jej ręce; czy czcimy Ją, czy razem z Nią oddajemy cześć Bogu. Tam, gdzie Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na swoim miejscu. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki