Logo Przewdonik Katolicki

Tryb emergency

Weronika Frąckiewicz
Wszystkie odruchy empatii i wsparcia są piękne i niesamowicie potrzebne, ale nie możemy sobie wyobrażać, że 2 mln osób będą przez następne miesiące lub lata mieszkać u kogoś fot. Getty Images

Rozmowa z Heleną Krajewską o pierwszych reakcjach w obliczu wojny, koordynacji chaosu i różnicach między kryzysem humanitarnym a uchodźczym.

Wojna w Ukrainie wybuchła 24 lutego. Polska Akcja Humanitarna jest jedną z czołowych organizacji humanitarnych w Polsce. Jakie działania podjęli Państwo w tamten czwartek rano?
– Przygotowania zaczęliśmy już dwa tygodnie wcześniej, gdyż spodziewaliśmy się, że na wschodzie Ukrainy może dojść do eskalacji. Przygotowywaliśmy koordynację działań pomiędzy organizacjami humanitarnymi w Polsce i w Ukrainie. Między innymi zakupiliśmy środki higieniczne i inne pakiety artykułów pierwszej potrzeby, aby zabezpieczyć zwłaszcza osoby, które z różnych względów nie będą mogły uciec ze wschodnich terenów Ukrainy. Część tych produktów udało nam się przekazać przed 24 lutego, wraz ze sporym wsparciem finansowym, aby osoby, które zostają na wschodzie Ukrainy, nie pozostały bez pieniędzy. 24 lutego wszystko się zmieniło, konflikt objął całą Ukrainę i stanęło przed nami zupełnie inne wyzwanie. Ponieważ byliśmy skoordynowani z innymi organizacjami humanitarnymi, wiedzieliśmy, co robić. Zaraz po ogłoszeniu wybuchu wojny pojechaliśmy na granicę z Ukrainą, aby ocenić skalę potrzeb. Udało nam się otworzyć najpierw jeden, a później więcej punktów pomocowych na przejściach granicznych. Obecnie jesteśmy np. w Dorohusku, Zosinie i Hrebennem. Nawiązaliśmy współpracę z lokalnymi samorządami, m.in. w Ustrzykach Dolnych, z punktami recepcyjnymi, które się otwierały w kolejnych dniach, czy też z mniejszymi organizacjami, które działają w poszczególnych miejscach i najlepiej znają sytuację lokalną, przygraniczną. Kolejnym etapem naszej pracy było wysyłanie transportów na drugą stronę granicy, m.in. do Rawy Ruskiej. Jednocześnie pracowaliśmy z naszymi pracownikami lokalnymi w Ukrainie, aby pomoc objęła nie tylko wschodnią Ukrainę, ale też osoby, które uciekają wewnątrz Ukrainy, tzw. uchodźców wewnętrznych. Z pomocą pracowników humanitarnych z Ukrainy zorganizowaliśmy biuro terenowe PAH we Lwowie. Cały czas rozszerzamy tę pomoc, żeby nie ograniczyła się ona tylko do zaspokajania pierwszych potrzeb. Obecnie planujemy odpowiedź długoterminową, zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie.

Powiedziała Pani, że na granicy oceniliście skalę potrzeb. Jak wygląda diagnoza tego, co aktualnie jest potrzebne? Czy możliwe jest dokonanie tego w tak krótkim czasie, aby od razu zacząć działać?
– Przede wszystkim dokonują tego wykwalifikowani specjaliści, nasi pracownicy, którzy wiedzą, jak postępować w kryzysach humanitarnych, uchodźczych. Udają się oni na przejścia graniczne, sprawdzają, jak wygląda możliwość rozstawienia namiotów, ile osób ze środowiska lokalnego zaangażowało się na miejscu, ile osób przechodzi przez przejścia, jakie są potrzeby. Nie ukrywajmy, że pierwszą odpowiedź pomocową dali oczywiście mieszkańcy okolicznych terenów. Tak samo zresztą było po stronie ukraińskiej, gdzie najbardziej zaangażowali się wolontariusze pochodzący z miejscowości przygranicznych. Diagnozując potrzeby, prowadzimy także rozmowy ze strażą graniczną, ze strażą pożarną, z innymi organizacjami, które są na miejscu. Naszym podstawowym celem jest dostrzeżenie luk, miejsc, gdzie ta pomoc faktycznie jest niezbędna. Chcemy je zapełnić w najbardziej efektywny sposób. Wszystko to robiliśmy w ekspresowym tempie. Zasady pomocy humanitarnej mówią, że aby rozpocząć przygotowania do takich działań, potrzebnych jest minimum 48 godzin. Tym razem tyle nie mieliśmy. Sytuacja, w której znaleźli się nasi sąsiedzi, jest absolutnym „emergency”, musieliśmy działać jeszcze szybciej niż zwykle.

Po wojnie w Syrii wspieracie mieszkańców tego kraju, jesteście również w Iraku, gdzie prowadzicie stałą misję, pomagając miejscowej ludności podnosić się ze skutków wojny. PAH ma olbrzymie doświadczenie w pomocy humanitarnej na terenach objętych działaniami zbrojnymi. Czy przygotowując pomoc, można doszukiwać się analogii pomiędzy poszczególnymi sytuacjami?
– Szukamy analogii, ponieważ jesteśmy częścią systemu klastrowego ONZ i wiemy, że w wielu kryzysach humanitarnych na samym początku pomoc mogła zostać w jakiś sposób zaburzona poprzez nakładanie się czy powtarzanie niektórych działań lub ich złą koordynację. Od pierwszych dni wojny współpracujemy szczególnie z ONZ i staramy się, aby nie wkładać wysiłku w coś, co jest zapewniane przez inną organizację. Podział i profesjonalizacja są dla nas bardzo ważne i w takim systemie funkcjonujemy również w innych miejscach na świecie, np. w Jemenie, Somalii, Sudanie Południowym czy w Libanie. Taka organizacja jest kluczem do dobrego pomagania. Na samym początku właściwe wydawać się może rzucenie wszystkich sił od razu, ale aby wszystko mogło sprawnie funkcjonować przez dłuższy czas – a tak będzie w obecnej sytuacji – należy ustąpić pola w niektórych przypadkach, a w innych zgłosić swoje przewodniczenie. My jako organizacja mamy wielkie doświadczenie w kwestiach wodno-sanitarnych, a w samej Ukrainie również w zapewnianiu pomocy psychospołecznej, dlatego wiemy, że będziemy się koncentrować np. na tych strefach. Gdy mówimy o pomocy wodno-sanitarnej, mamy z tyłu głowy miejsca, w których jest oczywiste, że ta pomoc jest niezbędna, np. Somalia czy Sudan Południowy, a tutaj będziemy musieli udzielać jej w kraju, w którym powszechny dostęp do wody, higieny i sanitariatów był, ale będzie to kraj spustoszony przez wojnę. Podobnie będzie w innych kwestiach. Przez analogię przychodzi na myśl Irak, który jest już kilka lat po wojnie, a nadal musi wychodzić z kryzysu humanitarnego. To będą dla nas ważne lekcje do wykorzystania.

Od czasu wybuchu wojny na Ukrainie miałam okazję przypatrywać się działaniom pomocowym w kilku miejscach w Polsce. Obok ogromu dobra, które niemalże zalewa nasz kraj, można zaobserwować sporo chaosu w podejmowanych formach pomocy. Co jest nam dziś potrzebne, aby lepiej koordynować wszystkie akcje?
– Przede wszystkim w Polsce potrzebne jest teraz wsparcie instytucjonalne, ramy, na których można byłoby się oprzeć. W jakimś sensie one już powstają. Trwają również prace nad kolejnymi kwestiami, m.in. zapewnieniem możliwości wykonywania zawodu, otrzymania wsparcia finansowego, zapewnienia dostępu do edukacji, do pomocy medycznej i psychologicznej. Podstawową kwestią jest zapewnienie uchodźcom bezpiecznego schronienia. Pierwszy odruch empatii i solidarności był bardzo ważny, ale nie możemy sobie wyobrazić, że dwa miliony osób będą przez następne miesiące lub lata mieszkać na czyjejś kanapie. Właśnie dlatego chodzi o zapewnienie dostępu do mieszkań, domów i ośrodków. To na pewno bardzo pomoże w niwelowaniu tego chaosu, o którym Pani wspomniała. Wiele osób chce pomagać i robi to z czystym sercem, ale z gorącą głową. Pomoc humanitarna to nie sprint, ale maraton. Trzeba nabrać trochę dystansu i spojrzeć na to chłodnym wzrokiem. Wiem, że to trudne, ponieważ kłębi się w nas wiele emocji. My, podobnie jak wiele innych organizacji, np. Polska Misja Medyczna czy Caritas Polska, robimy to na co dzień, dlatego wiemy, jak potrzebny jest dystans, aby zobaczyć, co można naprawić, co można zorganizować lepiej. Jesteśmy partnerami platformy UASOS.org, która łączy ludzi oferujących mieszkania lub domy z osobami uchodzącymi z Ukrainy, które tych miejsc szukają. To jest jeden z kamyczków w układaniu koordynacji tej pomocy. Potrzebne nam są rozwiązania na poziomie samorządów terytorialnych, gdyż to one będą długofalowo najbardziej obciążone. Pamiętajmy, że nie jest proste w krótkim czasie zorganizować odpowiednio skoordynowaną odpowiedź na kryzys humanitarny, który wcale się nie zatrzymał, ale cały czas się rozwija. Jest wiele pytań bez odpowiedzi, dlatego trzeba działać w trybie „emergency”, a jednocześnie szukać długofalowych rozwiązań tam, gdzie to jest możliwe.

W ostatnim czasie z ust kilku polityków i osób zajmujących się stosunkami międzynarodowymi można usłyszeć, że Polskę czeka kryzys humanitarny. Czy PAH podpisałaby się pod tym stwierdzeniem?
– Kryzys humanitarny to zdarzenie lub seria zdarzeń, która prowadzi do tego, że na jakimś terenie lub jego części w drastyczny i nagły sposób pogarszają się warunki do tego stopnia, że zagraża to życiu lub zdrowiu mieszkańców. Może to być wywołane przez katastrofę naturalną, przemysłową lub konflikt zbrojny. Tak więc kryzys humanitarny dzieje się w Ukrainie, w Polsce mamy do czynienia z kryzysem uchodźczym. W ciągu dwóch tygodni z dalekiego, setnego miejsca przeskoczyliśmy na czwarte miejsce wśród krajów całego świata z największą liczbą uchodźców. Nie bójmy się jednak sformułowania „kryzys uchodźczy”. Nie oznacza ono, że nasz kraj jest pogrążony w kryzysie społeczno-gospodarczym, wymaga pomocy humanitarnej dla siebie. Określenie to zwraca uwagę na zwiększony napływ osób uciekających przed zagrożeniem. Jako kraj jesteśmy w kryzysie uchodźczym, ponieważ musimy udzielić wsparcia humanitarnego dla tych osób i będziemy potrzebować w tym pomocy międzynarodowej, co jest zupełnie normalne. Takie wsparcie otrzymały Liban czy Turcja, gdy uchodźcy z Syrii szukali schronienia w ich krajach.

Na stronie PAH funkcjonuje zbiórka pieniędzy, w którą Polacy masowo się angażują. Jak w każdej tego typu akcji, jest i łyżka dziegciu. Na profilu facebookowym PAH można przeczytać komentarze dość negatywnie odnoszące się do proponowanej przez organizację formy wsparcia: „ciekawe, co robicie z pieniędzmi, skoro w wielu miejscach, do których przychodzą Ukraińcy, brakuje podstawowych produktów”; „dlaczego PAH jest niewidoczny na polskich dworcach” itp.
– Komentarze te dotyczą widocznych braków na dowolnym dworcu czy w innym miejscu w Polsce, gdzie w danym dniu nie ma zapasu pieluch, kanapek lub artykułów higienicznych. My tak nie działamy, nie uzupełniamy braków produktów w dowolnej części kraju, nie działamy też obecnie np. na dworcach. Część pieniędzy jest wykorzystywana na wsparcie natychmiastowe, inne na pomoc długofalową, część będzie wykorzystywana dopiero w przyszłości, gdyż potrzeby będą ogromne. Za środki, które otrzymujemy, jesteśmy w stanie zakupić m.in. palety wody niegazowanej w ilościach hurtowych, pakiety żywnościowe, w tym żywność do transportów dla dzieci poniżej 8. miesiąca życia, artykuły higieniczne. To, że jakaś organizacja zebrała większe środki, a w jakimś miejscu są braki, nie oznacza z automatu, że ta organizacja zajmuje się akurat tym konkretnym odcinkiem. Jeśli dostajemy jednak informację, że gdzieś w Polsce w jakimś punkcie jest tragiczna sytuacja humanitarna, zawsze to sprawdzamy. Bardzo często okazuje się, że tego typu informacja, która do nas dociera, wcale nie jest prawdą. Dostaliśmy kilka negatywnych zgłoszeń na temat ośrodka recepcyjnego w Chełmie. Dlatego osoby, które pracują na przejściu w Dorohusku i codziennie współpracują z tym i innymi punktami recepcyjnymi, postanowiły sprawdzić doniesienia np. o tym, że nie ma żywności na miejscu i ludzie walczą o suchy chleb. Na miejscu okazało się, że nic takiego się nie dzieje, a wszystkie problemy wynikały z tego, że ośrodek, który był przygotowany na przyjęcie ponad 200 osób, w kolejne noce przyjął ich 500 i więcej. Nie jest więc tak, że to, co widzi przypadkowa osoba, która wchodzi z ulicy, dostarcza coś czy kogoś odbiera, zawsze jest prawdą. Zawsze trzeba sprawdzać z ludźmi odpowiedzialnymi za koordynację danego odcinka, jakie są potrzeby na miejscu w tym momencie.

Przez internet powoli przetaczają się negatywne komentarze na temat pomocy udzielanej uchodźcom. Wiele z osób podnosi kwestię, że nasze społeczeństwo nie otrzymuje dostatecznego wsparcia, więc jak możemy pomagać innym. Napięcie z dnia na dzień wzrasta. Czy to kwestia nieodrobionej lekcji z relacji międzykulturowych?
– PAH nie zajmuje się kwestią integracji międzykulturowej. Jest wiele organizacji z ogromnym doświadczeniem w tej sferze, jak chociażby Fundacja Ocalenie czy Dom Ukraiński. Liczba osób, która do nas dociera, musi spowodować napięcia, tarcia w społeczeństwie, to jest naturalne. Im mniej będziemy się poddawać dezinformacji o tym, że Ukraińcy mają lepiej, że Ukrainki otrzymują lepsze dodatki od polskich samotnych matek, tym lepiej. Osoby, które uciekają przed wojną w Ukrainie, zostawiają za sobą wszystko, często przechodzą granicę z jedną walizką, z dzieckiem na rękach, bez mieszkania, bez samochodu, czasem bez dokumentów. W Ukrainie zostawiły nie tylko najbliższych, ale i własne biznesy, studia, mieszkania. Obecnie znajdują się w najgorszej sytuacji swojego życia. Pamiętając o tym, jesteśmy wstanie spojrzeć w inny sposób na osoby, które przybywają do Polski i w jakiś sposób łagodzić te napięcia.

Cyfry na koncie PAH rosną z minuty na minutę. Czy jesteście gotowi, że to kiedyś się skończy, że zasoby ekonomiczne Polaków albo się wyczerpią, albo zostaną przekierowane na inne cele?
– Oczywiście, jesteśmy pewni, że to nastąpi. Za każdym razem w przypadku kryzysu humanitarnego takie liczby w pewnym momencie stają, maleje nie tylko entuzjazm, ale i zasoby finansowe czy możliwości czasowe wolontariuszy. Jesteśmy pewni, że do tego dojdzie i musi dojść, nie każdy może zawiesić swoje życie na kołku na długie miesiące. Dlatego potrzebni są pracownicy humanitarni, którzy robią to zawodowo, pracownicy społeczni, psychologowie itp. Wszyscy starajmy się nie wypalić już teraz, bo czeka nas wiele wyzwań w przyszłości.

Czy inne akcje, w które od lat angażuje się PAH, na czas wojny w Ukrainie zostały zawieszone?
– PAH pomaga teraz w sześciu krajach na całym świecie. Dzięki temu, że mamy misje zagraniczne, pracowników lokalnych i pracowników z Polski pracujących w miejscach kryzysów humanitarnych, możemy prowadzić dalej nasze działania w innych częściach świata. Traktujemy Ukrainę jako priorytet, ale wiemy, że w tym momencie w Somalii trwa ogromna susza, w Sudanie Południowym przygotowujemy się na kolejny rok z rzędu wielkich powodzi, które nastąpią po porze deszczowej, zaczynającej się już za chwilę. Sytuacja w Jemenie, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa żywieniowego, coraz bardziej się pogarsza. Będziemy musieli rozkładać nasze siły, aby pomóc nie tylko w Ukrainie, która, podkreślę to, jest dla nas priorytetem, ale również pomóc w tych wszystkich innych miejscach, które bardzo tej pomocy potrzebują od wielu lat.

Co dziś jest największą trudnością dla PAH-u?
– Przede wszystkim brakuje nam czasu. Pracujemy przez całą dobę do późnych godzin nocnych od trzech tygodni. Kolejnym naszym wyzwaniem są ograniczone zasoby ludzkie. Jesteśmy organizacją, która miała wielu pracowników, ale na misjach zagranicznych, w Polsce jesteśmy ograniczonym składem. Musimy budować o wiele większy zespół i to się już dzieje. Po trzecie, problemem jest logistyka. Musimy zawieźć produkty w różne miejsca, a często nie ma dostępu do odpowiednich samochodów dostawczych, magazynów lub jest zbyt niebezpiecznie, aby przejechać daną drogą. Nieustannie pracujemy nad tym wszystkim, wiedząc, że walczymy z czasem i rosnącymi potrzebami. Doby nie rozciągniemy, ale liczymy, że dzięki większej liczbie osób uda nam się nie tylko pomóc potrzebującym, ale i odrobinę sypiać.

Helena Krajewska
Rzeczniczka prasowa Polskiej Akcji Humanitarnej

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki