Logo Przewdonik Katolicki

Złość

Natalia Budzyńska
fot. Marzena Bugala/Polska Press/East News

Co gorsza, nadal są wyrzucani z powrotem do Białorusi przez zasieki. Nielegalnie. Bywają chorzy, poranieni, bici przez służby białoruskie. I nie wzbudza to żadnego współczucia wśród polskich pograniczników i rządu?

W każdej chwili mogę przekroczyć granicę kraju, w którym toczy się wojna. Jako dziennikarka, jeśli dodatkowo włożę kamizelkę z napisem „Press”, teoretycznie mogę poczuć się bezpieczniej. Żaden funkcjonariusz Straży Granicznej nie będzie mi niczego odradzał, co najwyżej wesprze mnie dobrym słowem. Ale ja nawet nie chciałam pisać o przekraczaniu granicy. Każdy przyzna, że to niebezpieczne.
Moim bezpieczeństwem natomiast wciąż tłumaczy się zakaz spacerowania po Puszczy Białowieskiej kilka kilometrów od kraju, w którym nie wybuchają bomby. Jakoś tak po cichu, przez większość mediów niezauważony, wszedł w życie zapis o przedłużeniu stanu „pseudowyjątkowego” w strefie przygranicznej z Białorusią. Trwa on od września. Obejmuje przygraniczne wioski i miasteczka, siedliska i kawał puszczy. Nie wjedzie do nich nikt, kto nie jest mieszkańcem albo pracownikiem. Nawet pomoc humanitarna. Bo nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, że Białoruś – kraj, który bierze udział w wojnie na Ukrainie i zaczyna być obejmowany sankcjami – więzi ludzi uciekających przed wojną z  Jemenu, Syrii, Erytrei, Etiopii, Senegalu czy prześladowaniami w Iraku i Sudanie. Ci ludzie – oszukani przez zbrodniarza i wywiezieni pod druty – tkwią tam tygodniami. Wciąż próbują stamtąd uciec, a droga jest jedna, bo nikt ich nie zawiezie na przejście graniczne, więc muszą przedostać się nielegalnie. Więc uciekinierów z tamtych krajów nie można legalnie napoić ciepłą herbatą i zupą, opatrzyć im ran… Co gorsza, nadal są wyrzucani z powrotem do Białorusi przez zasieki. Nielegalnie. Bywają chorzy, poranieni, bici przez służby białoruskie. I nie wzbudza to żadnego współczucia wśród polskich pograniczników i rządu?
Nie powinnam zajmować się polityką, nigdy nie chciałam, ale takie nadeszły czasy. Nie wiem, jak mam sobie poradzić z tym, że całą pomoc uchodźcom (i tym „białoruskim”, i tym ukraińskim) pozostawiano wolontariuszom. Minęły dwa tygodnie wojny, a samorządy nie zagwarantowały całodobowego punktu pomocy na dworcach kolejowych dużych miast. Wsparcie żywieniowe na granicach organizowane jest przez zwykłych mieszkańców naszego kraju. Sami kupujemy żywność, pampersy i benzynę, żeby dowieźć uchodźców tam, gdzie chcą. Nie chodzi o to, żeby się żalić – jestem dumna z Polaków. Ale jak to możliwe, że politycy, którzy rządzą naszym krajem, nie potrafią zarządzać kryzysem, do którego powinni być przygotowani od dawna? Gdzie mam tę złość rozładować? Tylko przy sortowaniu darów.
I nie wolno nam zapomnieć, że jest Wielki Post, który zachęca do jałmużny, szerokiego otwierania naszych portfeli. Taki to pomocny czas.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki