Logo Przewdonik Katolicki

Co dalej z uchodźcami?

Małgorzata Bilska
il. A. Robakowska/PK

Rozmowa z bp. Krzysztofem Zadarką - biskupem pomocniczym diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej; delegatem Episkopatu ds. Imigracji; przewodniczący Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek KEP.

Cała Polska zaangażowała się w pomoc Ukraińcom. Są jednak miasta, które przeżywają istne „oblężenie”, gdyż to do nich uchodźcy kierują się najchętniej, i takie, gdzie jest spokojniej, bo np. leżą daleko od wschodniej granicy.
– To jest jak pospolite ruszenie. Nie ma znaczenia, kto skąd przychodzi, kogo reprezentuje itd. Jestem tym bardzo poruszony. Uważam, że to piękne świadectwo chrześcijańskiego, polskiego miłosierdzia. Trzeba dać głodnemu chleb, bezdomnemu – dach nad głową… Tylko to pomoc doraźna. Przyjmowanie uchodźców jest procesem głębszym, bardziej długofalowym. Pokazujemy też naszą gościnność. I chęć dzielenia się.

Trwa Wielki Post.
– Tak, w tym roku to jest wyjątkowa jałmużna.

Na czym polega ta długofalowość?
– Uchodźcy muszą się zaadaptować, znaleźć swoje miejsce. To oznacza poszukiwanie pracy, szkoły dla dzieci (co już się dzieje); zaspokojenie potrzeb w sytuacjach trudnych, takich jak choroba, niepełnosprawność. To wszystko jest bardzo ważne. Nie wiemy, jak długo oni tu zostaną. Dziś przeżywamy dużo emocji w związku z wybuchem wojny, z walką. Z czasem może się pojawić wypalenie, pokusa zniechęcenia. Wielka gorliwość jest charakterystyczna dla pomocy doraźnej. Ale przyjdą kolejne fazy. I fundamentalne pytanie: czy chcemy otworzyć się na wizję państwa z tak liczną mniejszością narodową, chcącą tu pozostać? Koniec z monoetniczną i monoreligijną Polską?

Wojna potrwa dłużej, niż planował agresor. Armia ukraińska i całe społeczeństwo stawia heroiczny opór. Tymczasem u nas pojawiają się pierwsze problemy, choćby w Krakowie i w Warszawie, bo te miasta przyjęły największą liczbę uchodźców. Wydolność obu miast spadła niemal do zera. Podobno dobrze, że na razie nie ma obozów dla uchodźców.
– Jak to nie ma? Są! Ogromne hale, w których mieszkają ludzie, budynki z salami na kilkadziesiąt osób – to nic innego jak obozy, tylko w polskiej wersji. Tak właśnie powstają obozy najbliżej państwa, gdzie jest wojna. Wystarczy pojechać do Włoch czy Grecji. W każdym kraju istnieje pewien poziom naturalnej absorpcji uchodźców do prywatnych mieszkań i krytyczny czas ich przyjęcia. Społeczeństwo jest w stanie przyjąć określoną liczbę osób w tragicznej sytuacji bez uruchamiania specjalnych miejsc do zamieszkania. Niestety, po przekroczeniu wspomnianego pułapu państwo musi tworzyć obozy. Mołdawia, która przyjęła najwięcej uchodźców z Ukrainy w przeliczeniu na jednego mieszkańca, już nie jest w stanie nikogo więcej przyjąć.

Mołdawia jest malutka, mniejsza niż województwo mazowieckie…
– I najbiedniejsza w Europie. My też będziemy mieć za moment takie problemy. Pojawia się konieczność otwierania dla uchodźców kolejnych budynków, przystosowywania do ich potrzeb wielkich hal. Tylko tak nie da się długo mieszkać. Opuszczone szkoły, szpitale, galerie handlowe to zbiorowe miejsca zamieszkania, które w zasadzie niczym się nie różnią od obozów. A trudno na Polakach wymuszać – zabierzcie ludzi do swojego domu.
Takie quasi-obozy są najgorsze, dlatego rząd chce tego uniknąć. Mówi, że hale są tylko tymczasowe, zapewniają chwilę wytchnienia w ucieczce. I ma rację. Jednak w długiej perspektywie znane nam obozy na Lampedusie, Lesbos czy w Turcji są… lepsze, bo jedna rodzina ma jeden namiot lub kontener. Kiedy w wielkiej sali żyją razem obcy ludzie, to jest udręka. Do tej pory nie było w Polsce tak dużej liczby uchodźców. A wkrótce może przekroczyć granicę kolejny milion osób uciekających przed wojną… Gdzie ich rozlokowywać?

U nas jest inny klimat niż na południu Europy. W Libanie, który przyjął 1,5 mln uchodźców z Palestyny i Syrii, mając 4 mln mieszkańców, namiot może wystarczyć. U nas niekoniecznie…
– Zgadza się. Tam są inne warunki. Ludzie są przyzwyczajeni, mogą mieszkać w namiocie. W jakimś sensie jest to dla nich – pod względem klimatycznym – do zniesienia. Kiedy jednak zobaczymy, co tam się dzieje, widać „piekło”: przemoc, zagrożenie patologią; brak służby zdrowia, dzieci nie mają dostępu do edukacji. To bardzo prowizoryczne warunki, które w niektórych przypadkach trwają kilka lat. Papież Franciszek wciąż mówi o konieczności relokacji. U nas też będzie ona niezbędna. Do innych państw w Europie – a nawet jeszcze dalej. Uchodźców trzeba przemieścić. Dokąd? – na to pytanie na razie nie ma odpowiedzi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki