Logo Przewdonik Katolicki

Polskość to gościnność

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
fot. Ksenia Shaushyshvili

Wierzę więc, że porozumienie ponad podziałami w sprawie korytarzy humanitarnych jest wciąż możliwe

Wyznam Wam, że jestem bardzo zasmucony z powodu tragedii, która po raz kolejny wydarzyła się w minionych dniach w regionie Morza Śródziemnego. Stu trzydziestu migrantów zginęło na morzu. Są to osoby, są to ludzkie istnienia, które przez całe dwa dni bezskutecznie błagały o pomoc. O pomoc, która nie nadeszła. Bracia i Siostry, zadajmy sobie wszyscy pytanie o tę kolejną tragedię. Teraz jest pora na wstyd – powiedział papież Franciszek podczas modlitwy „Anioł Pański” w minioną niedzielę. Jego słowa umieściliśmy na okładce, aby dołączyć zarówno do wyrażonego przez papieża poczucia zasmucenia, jak i wołania o nawrócenie w kontekście migrantów. Do ich tragedii się przyzwyczailiśmy. Już nawet nie tak dużo mówi się na ten temat w mediach. Kiedy mieliśmy do czynienia z atakami terrorystycznymi w Europie, wszystkie telewizje, gazety i portale internetowe huczały, choć dotyczyło to stosunkowo niewielu osób. Gdy umierają migranci na granicach europejskich, nawet jeśli liczby ginących są znacznie większe od zamordowanych w europejskich atakach terrorystycznych, specjalnie to nas nie porusza. Rozumiem różnicę: bardziej dotyka zagrożenie dotyczące naszego domu, naszych bliskich, a dopiero w dalszej perspektywie rozważamy tragedię osób, które są daleko. Mimo jednak tego zrozumiałego odróżnienia pasywność Europejczyków wobec ludzi ginących w drodze do Europy jest zupełnie niezrozumiała. 
Przypomnę tylko – cytuję KAI – że Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji, Włochy, Malta i Libia „wiedziały, że w Cieśninie Sycylijskiej znajdują się trzy łodzie, a warunki atmosferyczne nie pozwalają na bezpieczną żeglugę”. Ponadto Safa Mshli, rzeczniczka tej oenzetowskiej organizacji – podaje dalej KAI – poinformowała, że „Kiedy migranci wzywali pomocy, władze morskie tych krajów wzajemnie zrzucały na siebie odpowiedzialność za migrantów i nikt nie pospieszył im na ratunek”. Nie potwierdza tego zarówno włoska straż przybrzeżna, jak i Frontex. Ich zdaniem wszystkie procedury zostały zachowane, a odpowiedzialność za katastrofę ponoszą nieuczciwi przemytnicy. Można jednak, a nawet należy, zadawać sobie pytanie o owe procedury: jak w praktyce są stosowane i czy zgodzilibyśmy się na takie ich działanie, gdyby dotyczyły one faktycznie naszych rodzin. Słowa papieża nie pozostawiają wątpliwości: „Są to osoby, które (…) całe dwa dni bezskutecznie błagały o pomoc. O pomoc, która nie nadeszła…”.
Wiele organizacji międzynarodowych, świeckich i kościelnych, w tym sam papież, ponawiają apel o gościnne otwarcie Europy dla uchodźców. Szczególnie dla tych, którzy już od kilku lat tkwią w Europie: w obozie na Lesbos zamieszkując namioty, które nie są w stanie ochronić przed zimnem i podtopieniami; w Bośni i Hercegowinie przebywa obecnie około 8 tys. uchodźców i migrantów, z czego prawie 2 tys. osób przetrwało tę zimę, śpiąc pod gołym niebem w ujemnych temperaturach. Nie licząc wszystkich migrantów, którzy są przetrzymywani w obozach tymczasowych w północnej Afryce, oczekując na dalszą drogę. O warunkach, w jakich tam mieszkają i jak są traktowani, pisaliśmy już w naszym tygodniku wielokrotnie. 
Jeśli ktoś chciałby zrozumieć sytuację uchodźców z ich perspektywy, nie musi udawać się do Grecji czy Bośni, choć spotkanie bezpośrednie byłoby najlepsze. Jest jednak wiele bardzo rzetelnie przygotowanych reportaży, które pokazują sytuację migrantów z bliska. Jest wśród nas wielu migrantów, którzy mogą nam opowiedzieć swoją historię. Także z krajów arabskich. Bardzo zachęcam do obejrzenia na przykład filmu Bez dokumentów (reż. Amin Bakhshian, Kyla Simone Bruce). Co prawda nie jest to reportaż, film ma tę jednak zaletę, że bardzo spokojnie, to znaczy bez sztucznie wykreowanej sensacji, opowiada cztery prawdziwe historie uchodźców, którzy znajdują się na różnych etapach drogi. Jedna z nich opisuje związek uchodźcy z Algierii z Polką mieszkającą w Wielkiej Brytanii. Obejrzenie tego filmu nie może nie poruszyć. I nie dać do myślenia: co naprawdę ci ludzie przeżywają i jakimi kierują się motywacjami.
Wspomniane organizacje podkreślają, że potrzebna jest pomoc w postaci długoterminowych projektów. Nie chodzi o działania nieprzemyślane, a może i niebezpieczne. Wręcz przeciwnie: nieustannie powtarzające wołanie papieża, i w zasadzie wszystkich episkopatów europejskich, także polskiego, o otwarcie korytarzy humanitarnych, jest takim właśnie apelem o zbadanie sytuacji migrantów i zapewnienie im legalnych i bezpiecznych dróg ucieczki. Nie w konkurencji do tzw. pomocy na miejscu – czyli w państwach, z których uchodźcy uciekają – ale równolegle. Tylko szeroko zakrojone dążenia pokojowe połączone z konieczną pomocą doraźną dla tych, którzy wyruszyli w drogę, ryzykując własne i bliskich życie, można nazwać pomocą na miarę kontynentu chrześcijańskiego i strzegącego praw człowieka.
Dobry przykład daje w ostatnim czasie Francja, która kolejny raz – w ramach projektu korytarzy humanitarnych – zdecydowała się w ciągu najbliższych dwóch lat przyjąć 300 uchodźców z Iraku i Syrii, obecnie przebywających w Libanie, z priorytetem dla osób i rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji. Warto dodać, że na tych samych zasadach do Francji przybyły już 504 osoby. Od 2016 r. włoskie korytarze humanitarne pozwoliły przyjąć w Europie (we Włoszech, Francji, Belgii i Andorze) ponad 3,5 tys. uchodźców uciekających z Syrii, Iraku, Libii, Etiopii i z Lesbos, którym zagwarantowano bezpieczną podróż samolotem oraz program integracyjny.
Krzyk, jaki się podnosi w Polsce w obronie życia i godności osób nienarodzonych, jest czymś absolutnie potrzebnym i zrozumiałym. Nie chciałbym oczywiście wdawać się tutaj kolejny raz w dywagacje związane ze skomplikowaniem tego problemu w kontekście stanowionego przez państwo prawa i nastrojów społecznych, w jakich zostało ono wprowadzone. O tym zresztą już nieraz pisaliśmy w naszym tygodniku. Sam kontekst nie zmienia jednak istoty przesłania, ewangelicznego i zwyczajnie ludzkiego: nikomu nie wolno odbierać życia, jest to jego podstawowe prawo, prawo człowieka. Ubolewam więc, że z podobnym krzykiem nie mamy do czynienia teraz, gdy chodzi o życie ludzi, którzy umierają na naszych oczach. Uwikłanie wielu środowisk, także katolickich, w polityczną narrację lewicową bądź prawicową, sprawia, że do opinii społecznej nie przedostaje się jasny komunikat o obronie życia. Albo jest on nacechowany dystansem do podejmowania tematu aborcji, albo uchodźców. Chrześcijaństwo, ze swoim przesłaniem „kultury i cywilizacji życia” – co było jednym z głównych haseł rozpoznawczych pontyfikatu Jana Pawła II i to zdecydowanie w obu tych wymiarach: i nienarodzonych, i uchodźców – wciąż nie ma w Polsce siły przebicia.
Właśnie dlatego nasz tygodnik chce powtórzyć papieski apel o otwarcie korytarzy humanitarnych w Polsce. Są one konkretnym i możliwym do powtórzenia także w naszym kraju modelem bezpiecznej dla wszystkich pomocy. „Historie ludzi przybyłych za ich pomocą do Europy pokazują, że można nie tylko uratować tych, którym grozi wpadnięcie w ręce handlarzy ludźmi, ale także pomóc im wejść na drogi integracji” – piszą twórcy projektu. Tym bardziej jest to teraz możliwe, kiedy badania statystyczne pokazują, że Polacy są w większości otwarci na pomoc i przyjęcie ich do naszej ojczyzny.
Te statystyki uległy gwałtownej zmianie w ostatnich latach, po tym, jak wcześniej Polacy otrzymywali informacje o kolejnych atakach terrorystycznych w Europie oraz poddawani byli antyuchodźczej kampanii politycznej. Dzisiaj wydaje się, że problem widzą już tylko politycy i tylko niektóre środowiska katolickie i prawicowe. Część osób, zupełnie niezwiązana z jakimkolwiek nurtem politycznym czy środowiskowym, ponadto nieposiadająca pełnej wiedzy o działaniu korytarzy humanitarnych w Europie, również wyraża swoje głębokie obawy. Są one zupełnie zrozumiałe, nawet jeśli te najbardziej głębokie z nich należą dzisiaj do mniejszości. Szanując te poglądy, chcę podkreślić, że tak jak w przypadku zmiany prawa związanego z aborcją należało brać pod uwagę aktualny stan umysłów i emocji społecznych, tak i teraz trzeba zachować duży szacunek dla ludzi. Inaczej każde prawo czy projekt społeczny okaże się z czasem nieskuteczny. Nie wolno więc i teraz sprawy przyjęcia uchodźców nikomu narzucać. Potrzebny jest spokojny, ale bardzo intensywny dialog społeczny oraz poszukiwanie wspólnych możliwych dróg udzielenia pomocy uchodźcom. Nie w kontraście do idei pomocy na miejscu, ale w równoległej symbiozie obu działań. Widać też wyraźnie, że przy mniejszym nasileniu politycznej propagandy antyuchodźczej zmienia się też nastawienie Polaków, a właściwie następuje powrót do naszych najbardziej charakterystycznych cech narodowych: gościnności i przywiązania do katolicyzmu, który w naszej historii miał zawsze oblicze dobrze rozumianej tolerancji. Wierzę więc, że porozumienie ponad podziałami w sprawie korytarzy humanitarnych jest wciąż możliwe, bo nawet ci, którzy nadal mają swoje obawy dotyczące przyjęcia uchodźców, nie zawsze są tak całkowicie zamknięci na ideę stopniowego realizowania projektów długoterminowych, które będą do zaakceptowania przez wszystkich.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki