Monika Białkowska: Rozmawialiśmy kiedyś o domu św. Piotra w Kafarnaum, w którym często zatrzymywał się Jezus. Ale Jezus i Jego uczniowie nie prowadzili osiadłego trybu życia i nie spędzali czasu w domach. Jezus wręcz w Ewangelii św. Łukasza mówi o swojej bezdomności – o tym, że lisy mają nory, ptaki mają gniazda, a On nie ma miejsca, gdzie mógłby oprzeć głowę. Aż by się chciało powiedzieć, że trochę przesadza, albo że jest w tym jakaś metafora. Nie miał swojej własności, ale to nie znaczy, że sypiał porzucony przez przyjaciół gdzieś pod gołym niebem.
Ks. Henryk Seweryniak: Na pewno ponad dwadzieścia lat swojego życia spędził w domu w Nazarecie. Do domu w swoim nauczaniu odwoływał się dość często. Mówił o domu zbudowanym na skale. Mówił o świetle zapalanym w domu. O domu wewnętrznie skłóconym, który się nie ostoi. O tym, że nikt nie jest prorokiem we własnym domu. Często używał też charakterystycznego zwrotu „dom Izraela” na określenie narodu żydowskiego. Przebywał w domu przyjaciół w Betanii, który zdaje się, był dla Niego rodzajem oazy. A kiedy przychodził do Kafarnaum, ludzie dowiedzieli się, że „jest w domu” i zebrali się przed tym domem tak, że nawet przed drzwiami nie było miejsca. W domu tłumaczy uczniom, że kto oddala żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I jest wreszcie ta opowieść u Jana, kiedy uczniowie pytają Go, gdzie mieszka, a On odpowiada, żeby szli za Nim i zobaczyli. A oni poszli i tego dnia pozostali u Niego. Mamy więc tego bezdomnego, skarżącego się wręcz na bezdomność Jezusa i ten opis, który zdaje się być opisem duchowym: oto uczniowie odkrywają istotę tego, kim jest Jezus, On sam siebie przyrównuje do domu.
MB: Ale z drugiej strony metaforą może być nie pójście za Jezusem do domu, ale właśnie bezdomność Jezusa. Nie miał swojej własności, ale to nie znaczy, że nie miał gdzie spać. To byłoby raczej niemożliwe u nauczyciela, otoczonego tłumem uczniów i wyznawców. Może właśnie skarga na bycie bezdomnym była sposobem na powiedzenie: mój dom nie jest z tego świata? Jestem tu tylko przechodniem?
HS: W każdym razie, kiedy prowadzi się wykopaliska, częściej mówi się o odkrywanych pałacach, o Świątyni, o synagogach, o przepięknych i wielkich obiektach. Ale zwykłym domom ludzi z niższych klas, do których bez wątpienia należał Jezus, nie poświęca się tyle uwagi. Tymczasem pozostałości takich domów z I wieku mamy między innymi w Nazarecie, w Kafarnaum, w Seforis, w Jerozolimie. Co ciekawe, czasem błędnie mówi się, że wznoszone one były z gliny. Tymczasem w Galilei było dużo ciemnego bazaltu i to on był używany przy budowie domów, nie tylko tych bogatych. W Judei budulcem był raczej wapień. W innych regionach, na przykład na pustyni Negew czy w Jerychu, używano cegły mułowej, a domy ubogich wieśniaków stawiano z gliny zmieszanej z trzciną.
MB: Ale to jest cudowny materiał! W Wielkopolsce nazywało się to pecą. Świetnie izoluje od ciepła. Nie chłonie zapachów. Doskonale się w nim oddycha, jest przyjazny człowiekowi. Można wbijać gwoździe pod obrazki, nie tak, jak w beton. Ma tylko jedną wadę: nie może być mokry. Jeśli się go nie odizoluje dobrze od wody, to nie postoi za długo, ściany zrobią się wilgotne, złapią grzyba, będą pękać…
HS: Umówmy się, że żydowscy architekci i budowniczy tamtego czasu nie należeli do najwybitniejszych na świecie. Zdarzało się, że domy były po prostu wykute w jaskiniach albo dobudowane do jaskiń, żeby wykorzystać ich przestrzeń. Tak mógł wyglądać dom Jezusa w Nazarecie. Domy miały stropy z drewnianych belek albo gałęzi, pokrywanych gliną i spłaszczanych wałkiem tak, żeby powstał taras. Taras był tylko lekko pochylony, żeby woda z niego spływała do rynien. Prawo wymagało też, żeby był zabezpieczony balustradą. W bogatych domach prowadziły tam schody wewnętrzne, w biedniejszych – zewnętrzne.
MB: To nie był dach w naszym rozumieniu ani nawet nie balkon na specjalne okazje. To było kolejne piętro domu na świeżym powietrzu, przestrzeń do życia.
HS: Tam przechowywano narzędzia pracy, tam suszono bieliznę. Ale też tam odpoczywano wieczorami, tam w letnie noce sypiano, tam rozkładano nawet namioty. Ten taras na dachu służył często również do samotnej modlitwy czy rozmyślań.
MB: Nam dom kojarzy się z oazą. Dopieszczamy go wewnątrz, pieczołowicie urządzamy, starannie wybieramy każdy odcień koloru na każdą ścianę. Dla Żydów ta funkcja domu była prostsza.
HS: Mieli taką pogodę, że większość czasu spędzali na zewnątrz. Dom był schronieniem przed deszczem, w czasie choroby i w domu układano się do snu. Tu spożywano niekiedy posiłki, zwłaszcza szabasowe. Domy nie były ogrzewane. Posiłki przyrządzano na zewnątrz, w paleniskach obłożonych kamieniami. Czasem tylko u bogatszych znajdował się jakiś piecyk, opalany drewnem albo torfem. W większości te domy to była jedna izba podzielona na dwie części, dla bydła i dla ludzi. Nie wyróżniały się ani oryginalnością, ani artyzmem. Wąskie drzwi świadczą raczej o tym, że dom miał pełnić funkcję bardziej obronną, niż wypoczynkową.
MB: A łazienki jakieś w nich były…?
HS: Wychodki były na zewnątrz. Ale bogate domy miały własne łaźnie, mykwy do rytualnych obmyć, z otynkowanymi ścianami zdobionymi freskami. Ciekawe jest to, że takie baseny znaleziono nie tylko w domach bogaczy, ale również w zupełnie skromnych domach, które stały u podnóża południowej ściany Świątyni…
MB: Sprytne! Pielgrzymi przychodzili do Jerozolimy i potrzebowali się obmyć… Można było przy okazji na tym zarobić! Jak widać tradycja odpowiadania na potrzeby pielgrzymów za drobną opłatą ma swoją długą tradycję! Ale do tych wąskich drzwi chciałabym wrócić. Wiadomo coś o oknach? Z wykopalisk czasem trudno je wyczytać, budynki często nie zachowują się do tej wysokości…
HS: O Świątyni sobie jeszcze kiedyś powiemy, ale w niej okien nie było. Można więc przypuszczać, że w prywatnych i biednych domach też nie. Może jakieś małe świetliki, wpuszczające dzienne światło i pozwalające przewietrzyć pomieszczenie?
MB: To brzmi logicznie. Na naszych terenach okna pojawiły się w średniowieczu i na początku wypełniane były suszonymi na płasko skrzelami ryb – bo szyby nie były dla zwykłych śmiertelników, a skrzela wpuszczały odrobinę światła. Bez tego wiatr by hulał w środku i zimno w nocy niepotrzebnie wdzierałoby się do środka. Pierwsze wzmianki o oknach z szybami są dopiero z końca II wieku, ale to był absolutny luksus.
HS: W środku domów za czasów Jezusa luksusu nie było. Głównym meblem była skrzynia, w której przechowywano odzież, na skrzyni też często jedzono. Do tego pewnie jakaś lampa i posłanie. To wszystko. Za to niektóre domy, zwłaszcza te bogatsze, miały dziedzińce, na których toczyło się życie – i powierzchnia tych dziedzińców była już imponująca. Dom Piotra w Kafarnaum, o którym wspominaliśmy, biedny nie był, ale razem z dziedzińcem cały kompleks mierzył piętnaście na dwadzieścia metrów. Jezus mógł w takim domu spokojnie żyć i wychodzić tylko nauczać. Ale wybrał styl wędrownego nauczyciela. Korzystał z cudzej gościny, ale nigdzie nie osiadł na stałe. I Jego uczniowie również musieli opuścić swoje domy, żeby iść za Nim. W tamtym świecie to była postawa niezwykła, wyróżniająca ich spośród tłumów. Może rzeczywiście chodziło o znak, że ich prawdziwy Dom jest gdzie indziej?