Monika Białkowska: Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że przez te wszystkie lata naszych rozmów ani razu nie zahaczyliśmy o Ziemię Świętą – i o to, że objechał ją Ksiądz na rowerze? Mamy wakacje, to jest świetna okazja, żeby wybrać się w podróż, przynajmniej w opowieściach. Ja tu niewiele będę miała do powiedzenia, nigdy tam nie byłam. Ale chciałabym posłuchać o tych miejscach, które są nieoczywiste. Takich, które nie znajdują się na trasie wszystkich pielgrzymek.
Ks. Henryk Seweryniak: Do roweru jeszcze wrócimy w którejś z kolejnych rozmów, obiecuję. A takie pierwsze miejsce nieoczywiste to jest dla mnie dom św. Józefa w Nazarecie. Wszyscy wiemy o domu nazaretańskim, o miejscu zwiastowania. Ale już mało kto się zastanawia nad tym, że przecież Maryja nie mieszkała w nim do końca życia…
MB: W pewnym momencie przeniosła się do męża. I Jezus tam właśnie spędził większość życia. Nie w panieńskim domu Maryi… Rzeczywiście chyba nam to umyka!
HS: Mnie też tak się kojarzyło i nawet się nad tym nie zastanawiałem. Jak dom – to dom Maryi. Ale kiedy byłem w Nazarecie po raz pierwszy, ze swoją siostrą karmelitanką, spotkaliśmy tam pewnego franciszkanina. Zwiedziłem najpierw bazylikę, a on potem pozwolił mi obejrzeć wszystkie inne miejsca związane z dawnym życiem w Nazarecie. Pokazał wszystkie jaskinie, których jest więcej, nie tylko ta jedna grota Maryi. Opowiedział, że Żydzi trzymali w tych grotach zwierzęta. Pokazał nawet takie dziury, zrobione na wylot w ścianach groty, przez które na postronku przywiązywane były zwierzęta, żeby za daleko nie odeszły. Sam bym pewnie tych dziur nie zauważył, a to było ciekawe.
MB: Znam ten system. Jak jest mróz, a pies koniecznie po raz kolejny chce wyjść, to ja zostaję w domu i przez szparkę go wypuszczam na długiej smyczy.
HS: Widzisz, a to taka starożytna metoda. W końcu ten franciszkanin zapytał, czy byłem w domu Józefa. Pokazał stojący jakieś sto pięćdziesiąt metrów dalej kościół. Sam budynek niczym nie zachwyca, ani na zewnątrz, ani w środku. Ale kiedy schodzisz do środka… Przeżyłem tam prawdziwe olśnienie! W podziemiach, w grocie znajduje się olbrzymi basen chrzcielny, szeroki pewnie na dwa metry. Schodzi się do niego po siedmiu stopniach. Na dnie jest mozaika z małym wgłębieniem. Na tej mozaice sześć kwadratów, jeden większy. Jest też czarny, bazaltowy kamień i również czarny pas w rodzaju ścieżki.
MB: Dobrze się domyślam, że żaden szczegół nie jest tu bez znaczenia?
HS: Oczywiście. Za interpretację tego basenu zabrali się teologowie franciszkańscy, doskonali zresztą bibliści. I oni zaczęli tłumaczyć. Że siedem stopni to symbol siedmiu darów Ducha Świętego albo siedem sfer nieba. Że ta czarna ścieżka to nic innego jak mityczny Jordan, który przekraczał katechumen. Że czarny kamień, na którym zapewne stawał, to skała, z której wypływała woda podczas wędrówki Izraelitów przez pustynię, a którą według św. Pawła był sam Chrystus. Sześć kwadratów na mozaice to symbol sześciu aniołów, którzy według starożytnej teologii pomagali Bogu stwarzać świat – ten większy kwadrat pośród nich to Archanioł Michał. A małe wgłębienie w basenie służyło do wybierania z niego wody. Oczywiście spory teologiczne na temat tego miejsca wciąż trwają, nie mamy tu jednoznacznych interpretacji. Przyjmuje się jednak, że to było bardzo starożytne miejsce, od początku otoczone pewnym kultem.
MB: Co się jednak z nim stało, że dziś mało kto o nim wie? To nie jest dziwne?
HS: Wszystko, co wiąże się ze św. Józefem, jest tajemnicze. Na przykład: gdzie jest jego grób? Wierzymy, że Maryja została wzięta do nieba, więc Jej grobu specjalnie nie szukamy. Ale w kościele sióstr karmelitanek w Betlejem jest malowany witraż ze sceną wniebowzięcia św. Józefa! Takie opowieści też w tradycji się pojawiały, choć oczywiście nie jest to żadną prawdą wiary.
MB: To znaczy, że grobu św. Józefa nie ma?
HS: Jest miejsce, które może tym grobem być. Ludzie, którzy o nim wiedzą, idą w Nazarecie do francuskich sióstr nazaretanek. One w XIX w. kupiły ten teren od Arabów, którzy chętnie wtedy swoje ziemie sprzedawali. Co ciekawe, za ten jeden kawałek ziemi chcieli trzykrotną stawkę…
MB: Czytam, co pisał o tym ks. Chromy, to ładna historia. „Jak mówiła sprzedająca im tę ziemię tajemnicza niewiasta: «Tu znajduje się grób sprawiedliwego»”. Po wypowiedzeniu tych słów niewiasta klęknęła i pocałowała ziemię. Podczas prac budowlanych nagle jeden z robotników wpadł do dziury w ziemi. Kiedy zeszła tam po linie jedna z sióstr, stwierdziła – ze względu na przyjemny chłód – że miejsce to będzie się nadawać do trzymania ziemniaków. Na szczęście siostry pokazały je pewnemu jezuicie, który powiedział: „Jakie ziemniaki, tu są sklepienia bizantyjskie!”.
HS: Rzeczywiście są. Kiedy dotarliśmy tam z moją siostrą, mieliśmy wielkie szczęście, dołączyliśmy do bardzo zainteresowanej tematem grupy Włochów i siostry zaczęły nas dokładnie oprowadzać. Zeszliśmy pod ziemię i okazało się, że tam jest niemal całe miasto! Groby, resztki zabudowań i rzeczywiście potężny grobowiec, który wygląda tak, jak mógł też wyglądać grób Jezusa, z zachowanym wielkim kołem zasłaniającym wejście, z ławą. Siostry mówiły, że w przekonaniu Arabów tam właśnie pochowany był św. Józef. Oczywiście znów pojawiają się tu spory archeologów. Szkocki profesor Ken Dark będzie przekonywał, że to w tym właśnie miejscu zidentyfikował dom Józefa: wykuty w skale dwupiętrowy, zaopatrzony w schody, z szeregiem pomieszczeń mieszkalnych i magazynowych, nawet z tarasem na dachu. Mówi też, że dom został wykuty po mistrzowsku, więc może to potwierdzać fakt, że należał to Józefa, świetnego rzemieślnika, który pamiętajmy, nie robił tylko stołów, ale był kimś w rodzaju współczesnego architekta.
MB: Ale dom i grób w jednym miejscu? To dziwne. A na dodatek taki superdom trochę zaburza nam narrację to ubóstwie Jezusa…
HS: Dlatego musimy zostawić naszych czytelników w pewnym napięciu i bez odpowiedzi. Zresztą mówienie o Nazarecie i w ogóle o archeologii Ziemi Świętej jest bardzo trudne. Zebrały się tam setki lat różnych nawarstwień, pobożności, walk. Musimy też mieć świadomość, że początkowo w Nazarecie dużą rolę odgrywała rodzina Jezusa. „Bracia Jezusa” byli naprawdę kimś ważnym – byli chrześcijanami, zachowującymi jednocześnie zwyczaje żydowskie. I nie byli mile widziani przez tak zwany Wielki Kościół, Kościół bizantyjski, który tam zdobywał wpływy. Ostatecznie po Soborze Nicejskim w 325 r. zostali uznani za heretyków. To mogło sprawić, że chrześcijanie w IV w. już o nich nie wspominali – i nie wspominali już o sanktuariach czy miejscach, którymi rodzina Jezusa się opiekowała. I w ten sposób poszły trochę w zapomnienie.