Wołaniu naszemu Chrystus nadał kierunek ku niebu. Ten adres jest wypisany w sercach wszystkich ludzi, którzy są od nas blisko czy daleko.
Tymczasem my mocno tkwimy na ziemi. Wrośliśmy w nią całą swą cielesną duszą i każdą ołowianą myślą; trzymamy się jej każdym zmysłem, każdym drgnieniem serca, tętnem krwi, każdą cząstką ciała. Każdy sprzęt, każdy kąt, każdy zgrzyt, łoskot, szmer, szelest, oddech – mówią nam o ziemi. O, jak bardzo ciążymy ku tobie, ziemio nasza!
Ale Ojciec nasz jest w niebie. By pokonać tę odległość, modlitwa nasza musi nas oderwać od ziemi, podnosząc nas ku górze, jak motor dźwiga odrzutowca. Tak właśnie Chrystus zaczął lekcję modlitwy.
Chociaż nogi mam z ołowiu, podźwignę się wzwyż na skrzydłach jednego tylko wołania: Ojcze nasz – w niebie. Podniosę swe oczy, za nimi pójdzie twarz, myśl, serce. Pozostanę tak przez chwilę. Wydłużę tę chwilę, jak ptak skrzydła, jak promień swój blask. Wydłużę w życie całe, a wreszcie w wieczność, z Ojcem w niebie.
Książka do kupienia tutaj