Decyzja władz Platformy Obywatelskiej, by zaproponować legalizację przerywania ciąży do 12 tygodnia, jeśli matka znajduje się w trudnej sytuacji życiowej, bez wahania można nazwać przełomowym momentem w polskiej polityce. Oczywiście, osoby o konserwatywnych poglądach, które sprzeciwiają się aborcji mogą się zżymać, że decyzja Platformy ucieszyła głównie polityków lewicy, liderka Strajku Kobiet Marta Lempart ucieszyła się, że kierownictwo PO usłyszało głos protestujących na ulicach w ostatnich miesiącach. I można by się zżymać, że Platforma ulegała presji liberalno-lewicowej części opinii publicznej, że dość mało wyraziści dzisiejsi liderzy największej partii opozycyjnej postanowili popłynąć z prądem.
Ale warto na chłodno przyjrzeć się tej sytuacji, jak również temu, czego to jest konsekwencją. Po pierwsze, Platforma zrobiła krok w lewą stronę. Jeszcze kilkanaście lat temu PO w swej deklaracji programowej pisała, że jest za szacunkiem dla życia i dlatego wspiera ukuty w latach 90. kompromis. Teraz jednak zdecydowała się na pójście w stronę liberalizacji przepisów. Warto odnotować, że postulat przywrócenia tzw. kompromisu został przez PO odrzucony, jako zbyt restrykcyjny, i partia zdecydowała się iść krok dalej w kierunku dopuszczenia tzw. przesłanki społecznej, czyli de facto dopuszczalności aborcji do 12. tygodnia ciąży. To oznacza, że zupełnie zmienia się punkt odniesienia na polskiej scenie politycznej. Za pełną legalnością aborcji opowiada się lewica, za większą liberalizacją przepisów opowiada się już Platforma. Choć kilka lat temu wydawało się, że polska scena polityczna jest przesunięta w prawo, dziś widzimy, że przesuwa się w lewo.
Z pewnością PO wyciągnęła wnioski z badań, które pokazują, że w ciągu ostatnich lat trzykrotnie wzrósł odsetek młodych Polaków, którzy deklarują się jako lewicowi. I uznała, że nie może dłużej okupować miejsca centroprawicowego, gdyż prawicę dziś zajmuje PiS i powinna szukać wyborców na lewej flance.
To znaczy, że po przegranych przez PiS wyborach i objęciu rządów przez opozycję, możemy się liczyć z próbą legalizacji aborcji w Polsce. Sytuacja ta smuci mnie nie tylko dlatego, że uważam aborcję za zło, ale również dlatego, że pokazuje, że ta istotna polityczna zmiana jest następstwem decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Grupa posłów, która zaskarżyła tzw. przesłankę eugeniczną z pewnością miała szczytne motywacje. Jednak konsekwencją ich działań jest nie tylko silny konflikt społeczny w Polsce, ale również istotne przesunięcie się sceny politycznej – ale też emocji społecznych – w kierunku legalizacji aborcji. Mimo pięknych intencji, zerwanie kompromisu doprowadzi w perspektywie kilku lat do legalizacji aborcji w naszym kraju. Zaostrzanie przepisów bez wcześniejszego przygotowania opinii publicznej, bez wcześniejszej zmiany nastawienia opinii publicznej i uwrażliwienia na dramat zabijanych nienarodzonych dzieci – nie tylko śmiertelnie chorych, które zmarłyby tuż po urodzeniu, ale też takich, które mogły spokojnie żyć – jak choćby te z zespołem Downa, było błędem.
Być może za wcześnie jest na ostateczny bilans wyroku TK z października, ale prognozy nie są najlepsze.