Niedawno jechałam tramwajem z moją koleżanką Judytą, 35-letnią kobietą z zespołem Downa. Ze względu na popołudniowe godziny w środku kłębił się spory tłum ludzi, ale Judyta szybko przecisnęła się i znalazła wolne miejsce do siedzenia. Ma dość silne bóle kręgosłupa, więc raczej nie ustałaby dłużej niż pięć minut. Przed nią usiadła mniej więcej 9-letnia dziewczynka. Jechałyśmy razem pięć przystanków. Dziewczynka w tym czasie nie odrywała wzroku od Judyty, która nieśmiało próbowała się do niej uśmiechać. We wzroku dziecka było zainteresowanie pomieszane z lękiem, zadziwieniem i niezrozumieniem. Dorośli również śledzili Judytę spojrzeniami, tylko trochę mniej ostentacyjnie.
Sposób na mity
Empatia bywa towarem deficytowym. Brakuje nam jej w życiu społecznym i rodzinnym, a nawet nie wykazujemy jej w stosunku do samych siebie. To, czy umiemy odczuwać stany psychiczne innych osób, a także przyjmować ich sposób patrzenia na rzeczywistość, zależy od wielu czynników, m.in. predyspozycji psychicznych, uwarunkowań genetycznych, wpływu środowiska. Liczne doświadczenia pokazują, że już 3-letnie dzieci wykazują zachowania empatyczne i potrafią rozpoznać i nazwać uczucia. Nie mamy pełnej kontroli nad jej zasobem w naszym życiu, ale badania dowodzą, że można ją rozwijać. W ćwiczeniach z empatii warto podeprzeć się uwagą skierowaną na otaczającą nas rzeczywistość, słuchaniem tego, co mówią do nas inni, a także wsłuchiwaniem się w nasze własne potrzeby. Umiejętność przyjęcia perspektywy drugiego człowieka i współodczuwania z nim spotyka na swej drodze wielu sabotażystów, którzy utrudniają wejście w ten pożądany na wielu życiowych płaszczyznach stan. Jednymi z najmocniej zakorzenionych i odnoszących sukcesy przeciwników empatii są stereotypy. To one sprawiają, że wartość ta przechodzi do lamusa, a próba wczucia się w emocje innego człowieka wydaje się banałem, żywcem wyjętym z górnolotnych publikacji dla ,,grzecznych dziewczynek”. Ze stereotypami rozprawiać się można na różne sposoby, niezależnie od wieku, choć wiadomo, że im wcześniej, tym lepiej. Dziecko w przypatrywaniu się światu korzysta z mniejszej liczby filtrów nałożonych przez uprzedzenia społeczne niż my, dorośli.
Zainteresowanie drugą osobą niweluje w pewnym sensie jej ograniczenia w oczach dziecka i sprawia, że znacznie chętniej wchodzi ono w interakcję, fot. Robert Woźniak
Współodczuwanie
Fundacja Projektowania Zmiany Edukacyjnej WYOBRAŹNIEJ wraz z czwórką aktorów: Antkiem Kurjatą, Jaśminą Markiewicz, Krzysztofem Szafranem i Teklą Anią Witoszek, postanowiła w alternatywny sposób zmierzyć się ze stereotypami dotyczącymi niepełnosprawności ruchowej i intelektualnej. – Głównym celem naszych działań jest uwrażliwienie dzieci na obecność osób z niepełnosprawnością intelektualną i ruchową w społeczeństwie, wczucie się w ich sytuację i przyjęcie ich takimi, jakimi są, a nie jakimi ich sobie wyobrażamy – opowiada Katarzyna Banaszak, współzałożycielka fundacji, inicjatorka i koordynatorka projektu „Teatr lalek z niepełnosprawnością intelektualną i ruchową w przedszkolu i szkole”. – Chcemy, aby dzieci zrozumiały, jak może czuć się osoba, gdy ktoś krzyczy za nią na ulicy ,,ty Downie!” albo wytrąca jej dla zabawy z ręki białą laskę, mimo że ta bez niej nie jest w stanie iść – podsumowuje. Kluczem do przełamywania stereotypów jest budowanie bliskości. – W stworzonych przez nas etiudach staraliśmy się pokazać osoby z niepełnosprawnością intelektualną jako te, które są interesujące, mają coś ciekawego do przekazania, są fajnym osobami, z którymi można i chce się spędzać czas – opowiada Katarzyna Banaszak. – Szczere zainteresowanie drugą osobą niweluje w pewnym sensie jej ograniczenia w oczach dziecka i sprawia, że znacznie chętniej wchodzi ono w interakcję.
Muppety i spółka
Artur na wózku i jego koleżanka Mia, Szymek lubiący grać w piłkę i niewidoma Tola, która kocha czytać książki, Ula z zespołem Downa i niepohamowaną radością życia i Franek posiadający swój własny zespół muzyczny to lalki, które od jakiegoś czasu odwiedzają wielkopolskie szkoły i przedszkola. Inspiracją do ich powstania były Muppety, lalki teatralne stworzone w 1955 r. przez amerykańskiego lalkarza, scenarzystę i reżysera Jima Hensona. To, że aktorzy wraz z lalkami odwiedzają dziś wielkopolskie szkoły i przedszkola, jest wynikiem przenikania się różnych działalności artystycznych, a także spotkania wielu osób. Projekt, który kilka lat temu zrodził się w Fundacji L’Arche, dziś jest częścią działań wspomnianej Fundacji WYOBRAŹNIEJ. Lalki wykonała Agnieszka Gierach, poznańska scenografka i kostiumolog, aranżerka wystaw i wnętrz, twórczyni spektakli plenerowych, a tchnąć w nie życie, wprowadzając aktorów w tajemnice sztuki lalkarskiej, pomagał Bogdan Żyłkowski, lalkarz, aktor, prezes zarządu Poznańskiej Fundacji Artystycznej. – Lalki są niesamowite i robią olbrzymią pracę w kontakcie z dziećmi – przekonuje Katarzyna Banaszak. – Gdy przygotowywaliśmy etiudy, w pewnym momencie złapałam się na tym, że nie widzę przed sobą aktorów, ale żywe lalki. Doskonale widać to zwłaszcza wtedy, gdy dzieci zadają pytania po skończonej etiudzie. One ewidentnie pytają lalki, pomijając dorosłych aktorów.
Podczas spektaklu dorosły aktor animujący lalką przestaje mieć dla dziecka znaczenie. Lalki ,,ożywają” i to one stają się przewodnikami dziecka po wyzwaniach jakie stoją przed osobą z niepełnosprawnością, fot. Robert Woźniak
Relacyjność
Forma i przekaz zadziwiają swoją prostotą. Dwie lalki i dwoje aktorów, żadnej scenografii, muzyki czy gry świateł. Całą uwagę widzów, dzieci z pierwszej klasy szkoły jednej z poznańskich szkół podstawowych, przyciągają lalki. Ula i Franek od początku są wyraziści. Szczegóły ich wyglądu dopracowane do perfekcji, łącznie z bordowymi butami Uli. Chłopiec zaczyna rozmowę, chwaląc się, że gra w zespole. Dziewczynka odpowiada, że ona też ma zespół… Downa. To stwierdzenie stanowi kanwę do dalszej rozmowy i głębszego wejścia w temat. Jednak mimo całego kontekstu zespół Downa jest tylko dodatkiem do całości. To wejście w relację i nawet niewielka próba budowania bliskości stanowi moment, w którym zespół Downa i jego konsekwencje dla funkcjonowania zaczynają być oswojone. Lekko wyciągnięty język, niewyraźna mowa, skośne powieki przestają mieć znaczenie. Nie znikają, ale rozmawianie o nich powoduje, że to, co wyjaśnione, przestaje być groźne. Krok po kroku, w tej krótkiej etiudzie zespół Downa zaczyna być odczarowywany. Po dwudziestominutowej etiudzie jest czas na zadawanie pytań. Aktor, który animował Franka, zamienia się w pośrednika pomiędzy dziećmi a Ulą. Pytania, które zadają dzieci, pokazują, że większość z nich polubiła Ulę i w pewnym sensie stała im się bliska. Dialog pomiędzy nimi równie dobrze mógłby wydarzyć się na placu zabaw czy na boisku szkolnym – gdyby tylko była ku temu okazja i stworzona możliwość.
Inne uprzedzenia
– Idealnie byłoby, gdyby osoby z niepełnosprawnościami mogły oglądać spektakl razem w uczniami w normie intelektualnej, widzącymi i pełnosprawnymi ruchowo. Wtedy nie byłoby poczucia, że opowiadamy o nich, ale bez nich. Mogłoby dojść do swobodnej wymiany myśli i doświadczeń między dzieciakami – twierdzi Katarzyna Banaszak. – Na razie jednak, ze względów logistycznych, nie jest to możliwe. Aby jednak zrobić jeszcze jeden krok w kierunku zmiany społecznego postrzegania osób z niepełnosprawnościami, wpadliśmy na pomysł nagrania filmu, w którym zarówno dzieci z niepełnosprawnościami, jak i w normie będą opowiadać o tym, co lubią, a czego nie, jakie mają zainteresowania, jak spędzają wolny czas. Nauczyciele będą mogli pokazać ten filmik jako kontynuację etiud, a dzieci zobaczą, jak wiele je łączy z rówieśnikami z niepełnosprawnością. Nierzadko nauczyciele czy dyrektorzy zapraszający nas do szkół sygnalizują nam, na jaką kwestię aktorzy mogą zwrócić większą uwagę. – Czasem gramy w szkołach integracyjnych i wśród dzieci, np. jeśli jest ktoś niewidomy. Automatycznie nasza historia staje się bliższa – przyznaje Katarzyna Banaszak. – Jedna z dyrektorek, zapraszając nas do szkoły, poprosiła, abyśmy zwrócili uwagę na kwestię różnorodności kolorów skóry. W tej konkretnej szkole był nauczyciel z Afryki i uczniowie nie do końca go akceptowali. Marzy nam się, aby stworzyć jeszcze jeden projekt, w którym lalki byłyby z rożnych stron świata. Chcielibyśmy zmierzyć się ze stereotypami dotyczącymi uchodźców – dodaje.
Różnorodni
– Mimo że naszymi etiudami opowiadamy o niepełnosprawności, tak naprawdę dotykamy szerszego kontekstu różnorodności społecznej. Mówimy o zespole Downa, byciu niewidomym czy niepełnosprawności ruchowej, ale ostatecznie to opowieść o tym, że każdy z nas jest inny i że nie potrzebujemy być tacy sami, aby być razem – uważa Antek Kurjata, aktor, tancerz, asystent osób z niepełnosprawnością. – Dzięki pracy z lalkami uświadomiłem sobie, jak ważne jest rozmawianie z dziećmi o tym, że różnimy się między sobą, ale ta różnorodność stanowi naszą wspólną wartość.
Praca nad każdą z postaci była procesem podpartym wielogodzinnymi poszukiwaniami rozwiązań, choć niektóre z nich przychodziły od razu. – Gdy tylko zobaczyłem lalkę z zespołem Downa, od razu wiedziałem, że będzie nazywać się Ula. To imię jednej z kobiet z zespołem Downa, której byłem asystentem, a którą bardzo ciepło wspominam. Gdy tylko lalka ukazała się po wyjęciu z pokrowca, dotarło do mnie, że musi nosić imię na jej cześć. Na szczęście reszta ekipy się zgodziła – opowiada aktor. – Przygotowując się do etiud, wymyślaliśmy nie tylko imiona, cechy charakteru poszczególnych lalek, ich sposób porozumiewania się, poruszania, ale także to, w jakich sytuacjach najbardziej objawia się ich niepełnosprawność i gdzie mogą spotkać się z niezrozumieniem społecznym. Myśleliśmy także o tym, jakie charakterystyczne cechy danej niepełnosprawności należy podkreślić, tak aby zwrócić uwagę dzieci i uwrażliwić je na nie. Jak należy się odnosić i na co zwracać uwagę w towarzystwie osoby niewidomej bądź osoby na wózku – dodaje. – To stanowiło naszą bazę ostatecznego kształtu każdej z historii.
Trudne pytania
Podczas etiudy spotykają się z różnymi reakcjami dzieci. – Zazwyczaj obserwujemy pewną stopniowalność reakcji: najpierw słychać śmiechy, jakieś komentarze, a później robi się trochę poważniej – opowiada Antek. – Po spektaklu jest zawsze czas na zadawanie pytań. To wtedy zazwyczaj mamy feedback, jak dzieci odebrały zaprezentowane przez nas osoby.
Pytania zadawane są lalkom, gdyż skraca to dystans pomiędzy dzieckiem a dorosłym aktorem, przez co dzieci czują się mniej onieśmielone. – Pamiętam, kiedy jedna z dziewczynek zapytała Ulę, co zrobi, gdy umrą jej opiekunowie – wspomina aktor. – Zamurowało nas. Jaśmina, grająca Ulą, próbowała jakoś pozytywnie z tego wybrnąć. Siedziałem bliżej dziewczynki i szepnąłem jej do ucha, że Ula chyba jest za mała, aby zastanawiać się nad takimi rzeczami.
Już ponad 90 razy zostały opowiedziane historie w ramach projektu „Teatr lalek z niepełnosprawnością intelektualną i ruchową w przedszkolu i szkole”. Na tym jednak nie koniec, gdyż spektakle realizowane ze środków Narodowego Instytutu Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030 będą grane do końca 2023 r. Wystarczy napisać na adres mailowy katarzyna@wyobraźniej.com i zgłosić szkołę lub przedszkole, w której etiuda miałaby się odbyć. Udział w spektaklach jest bezpłatny.
Uprzedzenia i stereotypy dotykają każdego z nas. Jesteśmy ich adresatami, a także generatorami. Naiwnym marzeniem byłaby chęć całkowitego pozbycia się ich z naszych rozmów, relacji, debat publicznych. Jednak pozostawianie ich bez interwencji czy komentarza, a wręcz przyzwyczajanie się do nich, jest zdecydowanie niebezpieczne. Osoby z niepełnosprawnością stanowią tylko jedną z grup osób, które postrzegane są w znaczącym stopniu przez pryzmat stereotypów. Różne doniesienia medialne i przykłady z ,,własnego podwórka” nie pozostawiają złudzeń, że grup tych jest znacznie więcej. Nawet najmniejsze działania, prowadzące do pokazania rzeczywistego obrazu ludzi, którzy żyją wśród nas lub trochę dalej, są dziś na wagę złota.