Logo Przewdonik Katolicki

Weto bezradności

Piotr Wójcik
fot. Tomasz Kawka/East News

Przedsiębiorcy w całym kraju otwierają swoje lokale pomimo rządowych restrykcji. Powodem ich nieposłuszeństwa jest nie tylko przedłużenie narodowej kwarantanny, ale też niewystarczające wsparcie ze strony państwa.

Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu zapewne nie spodziewał się, że wydany przez niego wyrok w sprawie ukarania lokalnego fryzjera poruszy lawinę. WSA w Opolu uchylił grzywnę w wysokości 10 tys. zł, nałożoną na właściciela salonu fryzjerskiego, który kontynuował działalność w okresie zamknięcia wszystkich lokali kosmetycznych i fryzjerskich w Polsce. Według sędziego rząd nie miał prawa zakazywać prowadzenia działalności gospodarczej, jeśli wcześniej nie wprowadził jednego ze stanów nadzwyczajnych. Tak głębokie ograniczenie praw obywatelskich na mocy samych rozporządzeń jest niezgodne z konstytucją. Ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest możliwie tylko w drodze ustawy i jedynie ze względu na istniejący ważny interes społeczny. Wyrok został szybko nagłośniony, a od tamtej pory w całej Polsce jak grzyby po deszczu zaczęły się mnożyć otwarte pomimo restrykcji lokale.

Spotkanie biznesowe przy steku
Jednym z pierwszych była cieszyńska restauracja U Trzech Braci, która ruszyła już w drugi weekend stycznia. Szybko zapełniła się klientami, a oprócz nich w lokalu pojawili się z wizytą również inspektorzy sanepidu oraz policja. Cieszyńscy restauratorzy nie przyjęli mandatów od sanepidu i przyjmowali klientów, pomimo interwencji służb. Powoływali się przy tym właśnie na wyrok WSA w Opolu, a na wypadek otrzymania grzywien utworzyli zbiórkę, w której szybko zebrali ponad 10 tys. zł. W Cieszynie pojawili się także zorganizowani przedsiębiorcy z Zamościa oraz górale z Zakopanego, którzy postanowili okazać wsparcie dla cieszyńskich restauratorów.
To właśnie o proteście tych ostatnich jest najgłośniej w całej Polsce. „Góralskie Weto” to inicjatywa rozpoczęta przez przedsiębiorców z Zakopanego, którzy ogłosili otwarcie lokali gastronomicznych oraz stoków narciarskich od 18 stycznia, czyli dzień po zakończeniu narodowej kwarantanny w jej pierwotnym wymiarze. Jednym z liderów Góralskiego Weta jest Sebastian Pitoń, kontrowersyjny lokalny polityk, który swego czasu startował do wyborów lokalnych pod hasłem likwidacji Tatrzańskiego Parku Narodowego i oddania go góralom. Trudno jednak utożsamiać protest z samym Pitoniem, tym bardziej że zaczęły do niego dołączać górskie miejscowości spoza Tatr. W Karpaczu powstała lokalna inicjatywa referendalna dotycząca dalszego przestrzegania rządowych obostrzeń. Otrzymała ona nawet wsparcie ze strony miejscowego burmistrza. W Karpaczu otworzyć się mają także stoki narciarskie, a chętni będą musieli po prostu zapisywać się do klubów narciarskich.
Niektórzy z protestujących odznaczają się znacznie dalej idącą pomysłowością. Właściciel szczecińskiej restauracji SteakHouse Evil również de facto otworzył swoją działalność, choć formalnie zaprasza jedynie na spotkania biznesowe dotyczące umowy franczyzowej na prowadzenie działalności pod jego szyldem. Podczas takiego „spotkania” serwowane są oczywiście steki, które wybiorą sobie rzekomi przyszli franczyzobiorcy. Spotkanie może trwać co najwyżej dwie godziny, a wpuszczane są maksymalnie pięcioosobowe grupy. SteakHouse również odwiedzili policjanci, ale obyło się bez większych awantur. Według szczecińskiego restauratora, w czasie pandemii stracił on już ponad milion złotych.

Mapa nieposłuszeństwa
Hasło weta jest na tyle nośne, że zaczęły go stosować także branże, które nie mają wiele wspólnego z góralską turystyką. Mowa na przykład o „wecie branży fitness”, które rozpocząć się ma 1 lutego. Od przyszłego miesiąca firmy zgrupowane w Polskiej Federacji Fitness otworzą swoje kluby, a do końca stycznia zamierzają je przygotowywać na sprostanie reżimowi sanitarnemu, który same zaproponowały. Ma być on nieco podwyższony względem stref czerwonych przed lockdownem. Na jedną osobę przypadać ma przynajmniej 12 metrów kwadratowych, a odstęp między pracownikami i ćwiczącymi będzie musiał wynosić co najmniej półtora metra. Obowiązywać ma także dezynfekcja rąk przed wejściem i wyjściem, a także dezynfekcja każdej szafki po użyciu. Związkowcy rekomendują także pomiar temperatury klubowiczów przed wejściem do klubu oraz obowiązkowe maseczki wszystkich obecnych, poza ćwiczącymi.
W internecie ruszyła też akcja #OtwieraMY. Pod tym hashtagiem przedsiębiorcy obwieszczają otwarcie działalności w ciągu kilku następnych dni. Powstała nawet interaktywna mapa, na której zaznaczane są poszczególne lokale z różnych branż – głównie gastronomicznej, hotelowej oraz fitness. 18 stycznia zaznaczono na nich kilkadziesiąt punktów w całym kraju, więc jak na razie jeszcze nie ma to charakteru masowego.
Zdecydowana większość przedsiębiorców stosuje się do rządowych zaleceń. Zapewne z różnych powodów, nie tylko z chęci przestrzegania prawa. Szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys zapowiedział, że przedsiębiorcy łamiący zasady narodowej kwarantanny będą pozbawieni wsparcia z Tarczy Finansowej 2.0, która właśnie rusza. Zareagował jednak na to rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw Adam Abramowicz, który wskazał, że brak jest podstawy prawnej do odbierania wsparcia. Tu warto zaznaczyć, że Abramowicz jeszcze do niedawna był czynnym politykiem partii rządzącej i to z jej poparciem został rzecznikiem. Mimo to od dłuższego już czasu regularnie krytykuje wsparcie dla gospodarki uruchomione przez rządzących jesienią.

Dziurawa tarcza
I nic dziwnego, gdyż w zaproponowane przez rząd rozwiązania są wyjątkowo szczątkowe. Branżowa Tarcza Antykryzysowa 6.0 oferuje właściwie jedynie pokrycie części kosztów pracy. Dotknięte zamrożeniem przedsiębiorstwa, które wykażą odpowiedni spadek przychodów, mogą otrzymać zwolnienie ze składek ZUS za listopad, a branża hotelowa także za lipiec, sierpień i wrzesień. Wciąż nie wiadomo, co ze zwolnieniem ze składek za grudzień. Oprócz tego można też otrzymać trzymiesięczne dofinansowanie do wynagrodzeń pracowniczych do 2,1 tys. zł, a także jednomiesięczne do zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych (w tej samej kwocie). Jednoosobowe działalności gospodarcze mogą też otrzymać świadczenie postojowe wysokości 2,1 tys. zł. Poza tym przewidziano mikrodotację wysokości 5 tys. zł i to właściwie tyle. Tymczasem koszty zamrożonych przedsiębiorstw to nie tylko koszty pracy, ale też utrzymanie lokali czy konieczność ponoszenia różnego rodzaju opłat. Na przykład podatku od nieruchomości, który w przypadku hotelu może być kwotą bardzo wysoką.
Kolejny problem dotyczy silnej selektywności oferowanego wsparcia. Żeby je w ogóle móc otrzymać, trzeba prowadzić działalność pod jednym z wymienionych kodów PKD (Polska Klasyfikacja Działalności). Taki mechanizm selekcji beneficjentów sprawia, że ze wsparcia nie może skorzystać wielu przedsiębiorców, na co zwrócił uwagę rzecznik MSP w swoim piśmie do premiera. Abramowicz zwraca tam uwagę między innymi, że istnieją grupy firm, które choć formalnie mogą funkcjonować, to faktycznie zostały zamrożone. Na przykład sklepiki szkolne. Poza tym wiele firm działa pod różnymi kodami PKD, tymczasem wsparcie kierowane jest do tych, dla których wymieniony kod jest działalnością wiodącą. Abramowicz proponuje więc, żeby ze wsparcia mogli skorzystać także ci niewymienieni w Tarczy 6.0, ale mający bardzo duży spadek obrotów.
Rząd częściowo przychylił się do propozycji rzecznika i w drugiej edycji Tarczy Finansowej PFR zniesiony zostanie wymóg wiodącego kodu PKD – dotacje będą mogły otrzymać także te przedsiębiorstwa, dla których wymieniony kod jest jedynie pobocznym. Tarcza Finansowa 2.0 będzie hojniejsza niż szósta edycja Tarczy Antykryzysowej. Problem w tym, że ruszyła dopiero w połowie stycznia. A za tę zwłokę wielu mniejszych przedsiębiorców może zapłacić bankructwem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki