Jezus mówi do faryzeuszów, że tylko ci potrzebują lekarza, „którzy się źle mają” (Por Mt 9, 13), czyli są chorzy. Takie porównanie może budzić wrażenie, że Jezus relatywizuje grzech. A jednak zza tego podejścia prześwituje spojrzenie miłosierdzia. Chory to nie to samo co zły. Trudniej się zbliżyć do człowieka złego. Łatwiej podejść do chorego, a nawet mu pomóc.
Metafora choroby wskazuje na to, że grzech jest naruszeniem jedności między duszą i ciałem, czyli zaburzeniem pewnej równowagi, która umożliwia szczęśliwe życie i rozwój. Wśród chorób istnieją jednak takie, które są poważne bądź śmiertelne, bo atakują ważny organ czy układ w organizmie, oraz takie, które dotykają „peryferii” naszego ciała, jak przeziębienie czy wysypka. Choroby ciała odzwierciedlają choroby duszy, które też podlegają zróżnicowaniu.
Grzech ma swoją dynamikę
Królestwo ciemności zasadniczo małpuje królestwo Boże. Doskonałość chrześcijańska nie tylko że nie wyklucza ludzkiej słabości, lecz także zakłada przyswajanie dobra małymi krokami. Nieprzypadkowo wiarę i miłość nazywa się w Nowym Testamencie drogą (por. Dz 9, 3; 1 Kor 12, 31). Nie porywamy się na heroiczne czyny z dnia na dzień. Człowiek dojrzewa etapami. Zaczynamy od „wierności w drobnych rzeczach” (Łk 16, 19). Większość naszego zaangażowania to powtarzalne i z pozoru bez znaczenia obowiązki i czynności, przez które wydajemy swoje życie. Ale to właśnie z przygotowania śniadania, przybijania gwoździa czy pocałunku dziecka na dobranoc składa się nasza codzienność. Czasem tylko możemy komuś uratować życie lub zdrowie, a na końcu tej drogi niektórzy stają się zdolni do męczeństwa.
Podobnie dzieje się z tajemnicą grzechu, która jest drogą wstecz, czyli oddala od Boga i prowadzi w otchłań. Konsekwentnie, odbywa się to skokowo niczym w dziecięcej zabawie w „zimno-ciepło”. Opanowanie przez zło dokonuje się powoli, ponieważ grzech również ma swoją drogę. Dlaczego? Bo człowiek z natury pragnie dobra. I jeśli nadto żyje w łasce, nie da się go wpędzić w straszne grzechy na poczekaniu. Zaczyna się od lekkich wykroczeń i zaniedbań. Jeśli je ciągle lekceważymy, niechybnie przyjdzie grzech śmiertelny, zwykle jako ostrzeżenie. Jeśli w nim będziemy trwać, grozi nam najcięższa choroba, czyli „bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu” (Mt 12, 31), a więc totalne zamknięcie na przebaczenie, nie do odpuszczenia dopóki w nim tkwimy.
Ważenie grzechu?
Katechizm zaznacza, że rozróżnienie na grzech powszedni i śmiertelny można dostrzec w Piśmie Świętym, ale również „potwierdza je doświadczenie ludzi” (KKK, 1854). Dla przykładu weźmy związek małżeński. W życiu męża i żony co rusz zdarzają się pomniejsze niesnaski, nieporozumienia, uszczypliwości i drobne zaniedbania, które wprawdzie nie są przez nich mile widziane, ale nie przychodzi im do głowy, aby z tego powodu spakować walizki i wyprowadzić się z domu. Ten „codzienny” nieład nie dotyka rdzenia ich relacji i nie rozluźnia węzła. Nie podważa ich decyzji bycia razem, która działa głębiej niż zmienne uczucia i słabość ludzka. Natomiast czasem niestety pojawiają się takie rany, zdrady i nadużycie zaufania, które bezpośrednio uderzają w samo być lub nie być małżeństwa. Bywają owocem lekceważenia drobnych przewin. Te „grubsze” wykroczenia powodują, że małżonkowie zaczynają postrzegać siebie jako wrogów i oddalają się od siebie. Wśród nich jedne dają się naprawić przez wzajemne przebaczenie, ale dochodzi też do takiego podważenia decyzji, że już nie da się odbudować więzi. Małżeństwo rozpada się definitywnie.
Grzech ciężki, czyli śmiertelny
Podobnie dzieje się w naszej relacji do Boga. Grzech śmiertelny to odłączenie od Boga, od źródła miłości. Zerwanie przymierza, ale z naszej strony. Śmierć duchowa to tragiczna odmiana życia, czyli istnienie pozbawione miłości bliskiej i bezpośredniej. Jan Paweł II przypomina, że grzech śmiertelny musi być popełniony w ważnej sprawie, z pełną świadomością i całkowitą zgodą. Wbrew pozorom spełnienie tych warunków wcale nie jest takie łatwe. Nie należy zbyt łatwo szafować grzechem śmiertelnym, doszukiwać się go na siłę u siebie, a zwłaszcza przypisywać go innym ludziom, jakbyśmy znali ich serca. Na ile człowiek z rozmysłem i w pełnej wolności odrzuca Boga i rani bliźniego? Trzeba zaznaczyć, że grzech śmiertelny nie jest również czymś, co wydarza się u osób, które „usilnie postępują w oczyszczaniu się ze swoich grzechów” (św. Ignacy Loyola) w cyklu dziennym. Na szczęście zło nie jest wszechmocne. Ci, którzy przyjmują Słowo i Ciało Chrystusa, są chronieni od jego zgubnego wpływu. Kto zbliża się do tronu łaski, staje się coraz silniejszy.
W jakim sensie oddalamy się od Boga, gdy dosięga nas śmierć duchowa? Grzech ciężki nie polega na odebraniu nam łaski, ponieważ Bóg się obraził i za karę już nie chce nam niczego dać. Gdyby to była prawda, nie byłoby krzyża i pojednania. Zmiana zachodzi w nas. Bóg daje nam nie tylko swoją miłość, ale również „wszczepia” nam specjalną zdolność, dzięki której możemy Jego dary czerpać i przyjąć. Święty Tomasz nazywa to sprawnością, stałą dyspozycją umieszczoną w naszej duszy. Nie chodzi jednak o mechaniczny nawyk, wewnętrzne zaprogramowanie, które pozbawia nas kreatywności i wolności jak maszynę. To, że wypijam codziennie rano kawę, jest zupełnie czymś innym niż gra na instrumencie czy edukacja dzieci. W tym drugim przypadku jest ciągła możliwość uczenia się i poszerzania umiejętności, elastyczność i otwartość na zmianę. Zdolność do asymilacji łaski jest dynamiczna, zakłada naszą współpracę i dostosowanie. Tymczasem nawyk szybko przeobraża się w rutynę i sztywność.
Grzech śmiertelny nie jest tylko nadużyciem wobec prawa, lecz wyłącza nas wewnętrznie, niszczy zdolność przyjmowania miłości Boga, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z gniazdka i urządzenie przestaje działać, bo nie pobiera mocy. Kiedy bowiem świadomie i dobrowolnie odrzucamy Boga i zwracamy się do czegoś innego, przedkładamy jakieś stworzenie nad Boga i w tym momencie w sercu rodzi się zamknięcie „kanału”, przez który Bóg udziela nam łaski. Jesteśmy zatrzaśnięci, zamknięci w swoim świecie, z ulatniającym się ograniczonym zasobem energii i miłości.
By zilustrować ten wewnętrzny proces, św. Tomasz z Akwinu odwołuje się do następującego obrazu: „Jak światło przestaje oświecać powietrze natychmiast, gdy ktoś postawi przeszkodę promieniom słonecznym, tak miłość przestaje być w duszy, gdy tylko zaistnieje przeszkoda w przepływaniu jej od Boga do duszy”. Grzech śmiertelny nie niszczy światła i miłości Bożej, ale sprawia, że nie potrafimy jej przyjąć, a wskutek tego nie możemy przynosić owoców. W podobnym duchu wypowiada się na początku Twierdzy wewnętrznej św. Teresa z Ávili, że dusza, która wpada w grzech śmiertelny, nie traci wewnętrznego blasku i słońca, które nadaje jej blask i „zawsze jest pośrodku niej”, nawet gdy trwa w grzechu śmiertelnym. Jednak grzech ciężki sprawia, jakby dla niej tego słońca nie było, „bo nie może już w nim mieć udziału i życia z niego czerpać. (…) Nie przepuszcza też do siebie tego Bożego blasku, podobnie jak kryształ gęstą i ciemną pokryty zasłoną”.
Ta duchowa śmierć nie polega tylko na konkretnym czynie. Ogarnia całego człowieka. Najprościej rzecz ujmując, oddalenie od Boga w praktyce polega na wygaszaniu ognia gorliwości, na zaprzestaniu modlitwy i zapomnieniu o Bogu. Zanika życie sakramentalne. Człowiek żyje nieświadomy swego prawdziwego celu, który przekracza obecne życie. A ponieważ ciągle pragnie do czegoś dążyć, czyni cel swego życia z czegokolwiek innego. Poświęca się temu bez opamiętania, zakochuje się po uszy w jakiejś rzeczy, która staje się jego panem, pochłania ogromne ilości energii i z wolna zamienia go w niewolnika.