Logo Przewdonik Katolicki

Potrzeba męczeństwa

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Zdarza się czasem tak, że sam opis dzieła wystarczy, żeby wiedzieć, że nie chce się czegoś podobnego oglądać

Krakowska kurator oświaty Barbara Nowak wezwała, aby nauczyciele nie zabierali młodzieży szkolnej na spektakl Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii Mai Kleczewskiej, wystawiony właśnie przez Teatr imienia Słowackiego. „W mojej ocenie, haniebne jest używanie dzieła wieszcza A. Mickiewicza dla celów politycznej walki współczesnej opozycji antyrządowej z polską racją stanu” – napisała na Twitterze.
W tym przedstawieniu, jak dowiadujemy się z opisów, filomaci zamknięci w carskim więzieniu są feministkami, aktywistkami Strajku Kobiet. Także Gustaw-Konrad to kobieta. Reżyserka nie ogranicza się jednak do łączenia zupełnie współczesnych obrazów i skojarzeń z XIX-wiecznym tekstem, co rodzi pytanie o elementarną spójność intelektualną. W jednej ze scen ksiądz Piotr zmieniony z prostego zakonnika w biskupa (co też pozbawione jest sensu, bo słowa są inne) kopuluje z Ewą, która przed chwilą miała religijne widzenie. Kleczewska chciała tym podobno zobrazować palący problem pedofilii w Kościele. Czy musiała to jednak robić, udając, że wystawia Dziady? Nie mogła napisać własnego tekstu, choćby stanowiącego jakby odpowiedź czy parafrazę dzieła romantycznego wieszcza?
Napisałem w pierwszym odruchu, że pani kurator wystąpiła jako najlepszy marketingowiec przedstawienia. Bilety wyprzedane na miesiące naprzód, padły już pierwsze zapowiedzi nauczycieli, że nie będą jej słuchać i zabiorą uczniów do Słowackiego. To gorzej niż zbrodnia, to błąd. Skądinąd to także komentarz do absurdalnych lamentów postępowców, że władza robi dziś z krakowskimi Dziadami to, co Władysław Gomułka z Dziadami Dejmka w 1968 r. Tamto przedstawienie zdjęto i usunięto dyrektora, zarazem reżysera. Tu jest wielka potrzeba męczeństwa, ale nie ma męczeństwa.
Ktoś mnie zapytał na Facebooku, co w takim razie kurator powinna zrobić? Kiedy w 2017 r. Teatr Powszechny w Warszawie wystartował z obrazoburczą Klątwą, politycy prawicy raczej unikali komentarzy, a na pewno żaden kurator (a był to już czas rządów PiS) niczego nie próbował zabraniać. Jeśli już kurator musiała komentować, mogła wezwać nauczycieli do dyskutowania z uczniami problemu wierności literaturze we współczesnym teatrze. To charakterystyczne – nie wskazała na brak poszanowania literatury czy sprzeczność ze zdrowym rozsądkiem, a na motywy i konsekwencje polityczne. Tym samym sprowadziła spór do politycznej łupaniny. Całe środowisko teatralne, wyczulone na punkcie wolności twórczej,  stanie za Kleczewską. Także ci, którzy podobne inscenizacje uznają prywatnie za absurd.
Na koniec jednak moja osobista uwaga. Padają też wezwania, aby nie oceniać spektaklu, którego się nie widziało. Jednak biorąc pod uwagę precyzję opisu pierwszych recenzentów, są one jałowe. Mogą zaistnieć takie sytuacje, kiedy sam opis wystarczy, żeby wiedzieć, że nie chce się czegoś podobnego oglądać.
Tak się złożyło, że dzień czy dwa po wybuchu afery oglądałem Noc listopadową Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy (1978), przeniesioną z krakowskiego Starego Teatru. To dla mnie jeden z najwybitniejszych spektakli telewizyjnych. Oglądałem go także dlatego, że Mikołaj Mirowski nagrał ze mną rozmowę jako wstęp do niego, ale nie tylko dlatego. To także rodzaj patriotycznej pobudki. Twierdzę, że Wajda i inni artyści poniekąd przygotowywali niektórymi swoimi produkcjami Sierpień 80. Pewnie nie do końca świadomi tego, co robią.
Tamta Noc listopadowa i te współczesne, pokaleczone Dziady to dwa światy – stary i nowy. Wybieram stary, a w nowym czuję się źle, coraz gorzej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki