Klasztor ojców dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie znajduje się zaledwie parę przecznic od placu katedralnego w Mediolanie. Bardzo łatwo tam dotrzeć nawet na pieszo. Jednak dostać się do dawnego refektarza zakonników nie jest tak łatwo – obowiązują wcześniejsze zapisy, praktycznie nie ma możliwości wejść tam prosto z ulicy (nie mówiąc o kilkudziesięciu euro opłaty za wstęp). W dawnej jadalni zakonnej znajduje się bowiem dzieło tak ikoniczne, że przez wiele wieków wpisało się jako kanoniczny wizerunek pewnej sceny biblijnej. To oczywiście Ostatnia wieczerza Leonarda da Vinci. Jest to malunek na ścianie, który mistrz tworzył przez cztery lata, do 1498 r. Symboliczna scena, w której Chrystus wyjawia, że któryś z jego uczniów go zdradzi. Może przez wieki miała przypominać dominikanom o wierności Ewangelii? Scena umiejscowiona w renesansowym pomieszczeniu nie tylko przez to pomieszanie czasów wydaje się nadzwyczaj dziwna. Jezus jako jedyny nie ma kielicha – a przecież tej nocy spożywać będzie najważniejszy kielich ofiary w historii świata. Przedstawienie to jest też w swojej istocie bardzo nienaturalne – przecież w trakcie wspólnego posiłku nie siedzimy wszyscy po jednej stronie stołu, ale okalamy go, by dobrze się widzieć i rozmawiać. Tutaj jakby teatralnie – wszyscy mamy dobrze ujrzeć dziejącą się scenę. Nie dostrzeżemy też stóp Jezusa i kilku jego towarzyszy – w XVII w., nie zważywszy na wartość dzieła, wykuto w tym miejscu drzwi. Teraz zamurowane, zabrały nam część bogactwa historii – ale dodały mu też nowy wymiar: wrażenie możliwości „wejścia w obraz”. Dzieło da Vinci, choć niebywale kruche, wymaga ciągłych renowacji, ale w naszych głowach funkcjonuje jako pierwsze skojarzenie z ostatnią wieczerzą.
2021 elementów
Zupełnie inaczej do tematu podszedł polski artysta. Piotr Franciszek Barszczowski proponuje nowy układ kompozycji, niespodziewaną perspektywę. Na samym początku nadmienimy, że dzieło to, na co dzień eksponowane w innej zakonnej scenerii – klasztorze oo. Benedyktynów w Tyńcu, zostało docenione w europejskim konkursie – na XVIII Biennale Sztuki we Florencji, gdzie nagrodzono je złotym medalem. Neowitraż – bo w takiej autorskiej technice powstał obraz – łączy stare tradycje warsztatu malarskiego i witrażowego z nowoczesnymi technologiami cyfrowymi foto-kolażu i druku. Kolaż zdjęć (w projekcie wzięli udział statyści dobrani do poszczególnych ról przy ostatniej wieczerzy, występujący w swoich codziennych ubraniach) został wypełniony 2021 elementami powiększonych pod mikroskopem zdjęć chleba i wina, dosłownie i w przenośni mówi o ustanowieniu przez Jezusa Eucharystii. Obraz został naniesiony na specjalne płótno do podświetlania.
Zaskakuje liczba bohaterów obrazu – jest ich więcej niż dwunastu, co więcej są to także kobiety – jedna z nich nawet stoi obok Jezusa. Chrystus jest młodym człowiekiem i nosi okulary. Postacie w ogóle noszą zegarki, mają dredy, operują symbolicznymi przedmiotami, jak zwitek banknotów czy rysunek nieskończonej muszli nautilusa. W czterech narożnikach obrazu wypisane są z kolei sentencje, na których podobnie jak na przekazie biblijnym zbudowana jest nasza cywilizacja: Ora et labora (benedyktyńskie „Módl się i pracuj”), Omnia vincit amor („Miłość wszystko zwycięża”, z Wergiliusza), Memento mori („Pamiętaj o śmierci”), Errare humanum est („Błądzenie jest rzeczą ludzką” – to maksyma Cycerona). Posadzka, na której siedzą bohaterowie, wypleciona jest jakby fantazyjnymi labiryntami i symbolami.
Na całą grupę postaci patrzymy z góry, jakby nasza obecność wyrwała ich z rozmowy, część z nich spogląda na nas pytająco. A cała scena odbywa się przy stole o niezwykłym kształcie – krzyża złożonego z pięciu części.
Czy się przyłączysz?
Tu też możemy dołączyć do uczty, ale panuje wrażenie, jakbyśmy musieli się szybko decydować, trwa ożywiona dyskusja. Myślę, że znamy to dziwne uczucie, kiedy przez moment przyglądamy się z boku nowemu towarzystwu – albo nawiązujemy rozmowę, albo mamy ochotę się wycofać. Czy czujemy się zaproszeni do wspólnoty, która celebruje Eucharystię? To także pytanie do tej wspólnoty, na ile jest ona otwarta na nowych gości, tych, którzy może przybyli przypadkowo albo wrócili po długiej nieobecności. Ta ostatnia wieczerza jest zaproszeniem nas, ludzi XXI wieku, chyba coraz mniej przywykłych do ucztowania i celebrowania wspólnoty. Społeczeństwo składające się z wielu indywidualnych jednostek, indywidualizmowi oddających niemal cześć, połączyć może krzyż, spotkanie z Chrystusem i niezwykła tajemnica chleba i wina, które stają się Jego ciałem.
Znam chyba jeszcze jedno dzieło inaczej niż u da Vinciego przedstawiające tę scenę – to obraz Francesco Goi, wzorowany na ucztach rzymskich, w których uczniowie półleżą, jakby w zamkniętym kręgu. U Barszczowskiego krąg ten jest jeszcze otwarty. W wolności, jak jedna z postaci, możemy od niego odejść lub się przyłączyć. Brakującym elementem ostatniej wieczerzy jest każdy z nas.