Logo Przewdonik Katolicki

Świadek gardzący

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Adobe Stock

Początek tej nazwie dał Chrystus, który za Tyberiusza został skazany na śmierć przez Poncjusza Piłata; a przytłumiony na razie zgubny zabobon wybuchnął nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko co potworne i sromotne zewsząd napływa.

Monika Białkowska: Pliniusz Młodszy był tym rzymskim, pogańskim pisarzem, który o Jezusie i chrześcijanach napisał najwięcej. Ale to nie oznacza, że tylko on ich zauważał. W II wieku w spisach rzymskich znajdziemy około dwunastu takich wzmianek. Wydaje się, że to mało – ale trzeba mieć na uwadze, że Rzymianie jakoś chrześcijanami nie byli zainteresowani. Z ich punktu widzenia była to jakaś niszowa nowinka, wprowadzająca wprawdzie gdzieniegdzie jakieś zamieszanie, ale i tak za chwilę przeminie. Nawet historycy nie mieli powodu ani interesu, żeby o tym wspominać. Dlatego każde zdanie dotyczące chrześcijaństwa właśnie o nich jest na wagę złota: bo trudno mu przypisać intencję promowania chrześcijańskiej wizji świata…

ks. Henryk Seweryniak: Jednym z tych ważnych rzymskich historyków, którego opis jest w zasadzie niepodważalny, jest Tacyt. Urodzony około 55 roku, uczył się retoryki, przyjaźnił się zresztą z Pliniuszem Młodszym, o którym już mówiliśmy. Wyraźnie widać, że mamy tu do czynienia z pewną elitą, z wysokimi warstwami społecznymi w cesarstwie. Tacyt zrezygnował z kariery retora, bo uważał, że nie można tego zawodu dobrze wykonywać w czasie, kiedy nie ma dostatecznej wolności słowa. Był kwestorem, potem pretorem, konsulem, w końcu przez krótki czas prokonsulem w Azji. Uchodzi wręcz za księcia wszystkich dziejopisarzy rzymskich, ale mnie osobiście on bardzo porusza taką rodzinnością. Pierwszym bodaj jego dziełem był Żywot Juliusza Agrykoli, w którym opisuje życie swojego teścia – na tle historycznym, ale ciepłym, ludzkim językiem, tak jak nadal moglibyśmy pisać o swoich bliskich.

MB: Tacyt pisał też o plemionach, które zamieszkiwały nasze ziemie, w swojej „Germanii”. Ale wracając do Rzymu i chrześcijan – na ich rzetelnym opisaniu jednak Tacytowi nie zależało…

HS: Tu mamy do czynienia już nie tyle ze świadectwem historycznym, ile z pewnym rodzajem rzymskiej propagandy antychrześcijańskiej. To jest czas, kiedy chrześcijaństwo już powoli zaczyna być głośne. Nie ma jeszcze mowy o żadnym upadku pogańskiego Rzymu, oczywiście, nie o takiej sile mówimy – ale pojawiają się spory, pojawia się jakaś nowa myśl, pojawia się niepokój. Rzymianie to czują i zaczynają odpowiadać ostrymi tekstami przeciwko tej myśli chrześcijańskiej. Tacyt jest w tym wszystkim najbardziej historyczny. Dba o fakty, nie plotkuje za bardzo, ale też genezę chrześcijaństwa opisuje w bardzo negatywnym kontekście.

MB: I gdyby Jezus Chrystus nie istniał, to kto jak kto, ale Tacyt napisałby o tym wprost. To byłby dla niego idealny argument, pozwalający ostatecznie rozprawić się z chrześcijaństwem. Nie używa tego argumentu, bo to, że taki człowiek żył na ziemi, jest wiadome i nie da się tego zakwestionować.

HS: Ta wzmianka u Tacyta pojawia się w jego głównym dziele, w Annales, zapisanym gdzieś na wysokości roku 115. Opisuje tam dzieje imperium od panowania Tyberiusza aż po Nerona. Korzysta z wielu źródeł, stara się o obiektywizm – choć nie zawsze mu to wychodzi. Wspomina też właśnie tam słynny pożar Rzymu w roku 64 i zdecydowanie oskarża za to Nerona.

MB: „Ani pod wpływem zabiegów ludzkich, ani darowizn cesarza i ofiar błagalnych na rzecz bogów nie ustępowała hańbiąca pogłoska i nadal wierzono, że pożar był nakazany. Aby ją usunąć, podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich bezwstydu, a których gmin nazywał chrześcijanami. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza został skazany na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata; a przytłumiony na razie zgubny zabobon wybuchnął, nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko co potworne i sromotne zewsząd napływa i znajduje licznych zwolenników. Schwytano więc najpierw tych, którzy tę wiarę wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych, i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu. A śmierci ich przydano to urągowisko, że okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyży, albo przeznaczeni na pastwę płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się, służąc za nocne pochodnie. Na to widowisko ofiarował Neron swój park i wydał igrzysko w cyrku, gdzie w przebraniu woźnicy mieszał się z tłumem lub na wozie stawał. Stąd, chociaż ci ludzie byli winni i zasługiwali na najwyższe kary, budziła się ku nim litość, jako że nie dla pożytku, lecz dla zadośćuczynienia okrucieństwu jednego człowieka byli traceni”.

HS: Dziś już dyskutujemy nad tym, na ile ostre było to powiązanie pożaru Rzymu z chrześcijanami, ale nie mamy przekonujących hipotez, jak mogłoby to wyglądać inaczej. Tacyt jest przekonany, że Neron zrobił właśnie tak: podpalił część Rzymu, która przeszkadzała jego planom architektonicznym, a kiedy lud zaczął się buntować, jako winnych wskazał chrześcijan. Zauważ, że choć Tacyt wie, że chrześcijanie Rzymu nie spalili, to pisze o nich bez sympatii – jako o zarazie, która wylęgła się w Palestynie, skąd wszystko co złe spływa do Rzymu.

MB: To jest fascynujące, jak bardzo nie jesteśmy świadomi przyszłości. Gdyby Tacyt wiedział, że ta „zaraza” będzie siłą zdolną zmieść imperium rzymskie i przemienić całą Europę… I że jego własne, pogardliwe świadectwo będzie dla tego chrześcijaństwa takim ważnym potwierdzeniem jego wiarygodności – zupełnie wbrew jego intencjom i woli.

HS: Zdecydowanie wbrew jego woli. Tacyt patrzy na chrześcijaństwo negatywnie, traktuje je jak coś, co jest wręcz godne pogardy – a jednocześnie wyraźnie sytuuje je w miejscu i czasie, w Judei za czasów Poncjusza Piłata. Ciekawe jest to, że jego wzmiankę o schwytanych najpierw tych, którzy publicznie wyznawali wiarę, interpretuje się czasem jako wspomnienie o Piotrze i Pawle, choć my uważamy, że oni zginęli nieco później, na wysokości roku 67. Z drugiej strony Gnilka twierdzi, że „ogromne mnóstwo” skazanych na śmierć chrześcijan to wcale nie była jakaś wielka grupa: mogło ich być trzysta czy pięćset osób. W tamtym czasie to już było dużo. Dostajemy tu potwierdzenie o istnieniu cyrku Nerona – w miejscu, gdzie dziś jest Watykan i gdzie zginął Piotr. Dostajemy potwierdzenie najróżniejszych kaźni – wszystkich tych okrucieństw, do których Rzymianie byli zdolni i które praktykowali na chrześcijanach. A jednocześnie Tacyt trzeźwo zauważa, że Neron popełnił taktyczny błąd, traktując chrześcijan w ten sposób  – który przysporzył im tylko sympatii, bo rzymianom zwyczajnie żal było cierpiących ludzi.

MB: I wielu rzymian pewnie właśnie wtedy dopiero usłyszało i zainteresowało się chrześcijaństwem. Nie na darmo Tertulian pisał, że „zasiewem jest krew męczenników”. I nadal pozostaje…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki