Logo Przewdonik Katolicki

Świadectwo kolaboranta

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Wikipedia, Adobe Stock

Ani Jezusowi, ani rodzącemu się chrześcijaństwu nie poświęcił żadnego dzieła – chrześcijaństwo było wtedy w powijakach – ale jednak pojawiają się pewne ciekawe wzmianki.

Monika Białkowska: Idziemy dalej tropem wzmianek o Jezusie – wzmianek, które nie są autorstwa chrześcijan. Więcej nawet, często pochodzą od ludzi, którzy mogli na Niego patrzeć niechętnie. I tak trafiamy do środowiska żydowskiego…

Ks. Henryk Seweryniak: Przez długi czas wydawało się, że tych wzmianek u pisarzy żydowskich z pierwszych wieków jest bardzo niewiele. Ale okazuje się, że znajdujemy ich coraz więcej. Najważniejszy będzie oczywiście Talmud – o nim trzeba będzie porozmawiać oddzielnie – i Józef Flawiusz.

MB: Józef Flawiusz nawet bez żadnej wzmianki o Jezusie jest postacią dość dramatyczną. Choć to, że o Jezusie wspomniał, sprawia, że my dziś wspominamy o nim.

HS: Flawiusz zapracował sobie na tę pamięć wieloma dziełami. Zawsze mnie fascynował. Napisał zresztą swoją autobiografię, w której próbuje pokazać swoją wielkość…

MB: Próbuje. Dobre słowo. Tak naprawdę pokazuje największą życiową klęskę.

HS: I na dodatek próbuje z tej klęski zrobić cnotę. Co się będziemy oszukiwać: Józef Flawiusz to klasyczny przykład kolaboranta. Urodził się kilka lat po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, około 37 roku. Widzi chrześcijaństwo, które zaczyna się rozwijać i rozrastać. Mówi, że pochodzi z rodu kapłańskiego: chwali się przy tym, że są dwadzieścia cztery klasy kapłanów, ale on jest z pierwszej, tej najwyższej! Jego matka pochodziła z rodu potomków Machabeuszy, więc rzeczywiście była to jakaś królewska dynastia. Flawiusz bez wątpienia był wykształconym człowiekiem, podróżował po wielu różnych szkołach żydowskich, poznał faryzeuszy, poznał saduceuszy, różne filozofie…

MB: I w pewnym momencie ten młody, dobrze urodzony i wykształcony Żyd trafił do Rzymu.

HS: Został tam wysłany przez Sanhedryn, żeby uwolnić kapłanów, którzy byli przetrzymywani jako zakładnicy. Wykorzystał sytuację, żeby dobrze poznać środowisko rzymskie, dwór cesarski, pewnie również język grecki. A kiedy powrócił, wybuchło powstanie żydowskie.

MB: Powstanie przeciwko Rzymianom, których Józef dobrze znał. Mógł być doskonałą pomocą dla powstańców, sam przecież był Żydem!

HS: W tym też celu wysłano go z Jerozolimy do Galilei, żeby tam zorganizował opór przeciwko Rzymianom, którzy szli legionami od północy, prowadzeni przez Wespazjana. Początkowo Żydzi odnieśli nawet trochę sukcesów, ale Józef Flawiusz, znając potęgę Rzymu, już wtedy zaczął przewidywać, że to się może źle skończyć – i obmyślać, jak się z tego wycofać. Kiedy ostatecznie twierdza padła, Flawiusz trafił do niewoli. Ale gdy postawiono go przed Wespazjanem, przepowiedział mu, że zostanie cesarzem.

MB: Sprytne! Ciekawe, czy miał jakąś prorocką wizję, czy to był jego sprytny plan na to, żeby ocalić życie!

HS: Ocalił je w każdym razie. Trzymano go uwięzionego w oczekiwaniu na spełnienie proroctwa. I rzeczywiście Wespazjan został przez legiony rzymskie ogłoszony cesarzem – po tym, jak Neron popełnił samobójstwo, a kolejnych trzech cesarzy zmieniało się bardzo szybko. Wespazjan dał początek nowej dynastii, nazywanej dynastią Flawiuszów – Józef, już jako wyzwoleniec, którego proroctwo się spełniło, został nazwany imieniem tej dynastycznej rodziny.

MB: Stawał do walki po stronie żydowskiej – skończył jako pupil najeźdźców, którzy za chwilę mieli zburzyć Jerozolimę.

HS: Można wręcz powiedzieć, że jego kolaborancka robota mocno to dzieło zburzenia ułatwiła! Kiedy rzymskie wojska docierały do jakiegoś żydowskiego miasteczka czy punktu oporu, najpierw spomiędzy żołnierzy wychodził do nich Józef Flawiusz, nawołując do poddania się.

MB: Przypuszczam, że taka persona specjalną miłością rodaków się nie cieszyła?

HS: Strzelano do niego oczywiście. Jego rodzinę w Jerozolimie spotykały jakieś represje. Ale on nie miał z tym większych problemów, nie przejmował się tym specjalnie. I tak razem już z Tytusem, synem i następcą Wespazjana, dotarł w końcu do Jerozolimy.

MB: I on, Żyd, patrzył na jej zniszczenie, na zniszczenie Świątyni… Niewiarygodne, że potrafił to sobie usprawiedliwić!

HS: Jakoś potrafił. Może poczuł się Rzymianinem? Nie został potem oczywiście w zburzonym mieście, pojechał ze swoimi mocodawcami do Rzymu i tam dokończył swojego żywota. Żył zresztą dość długo, wspomina się o nim jeszcze za czasów Trajana, około 102 roku.

MB: Żył długo – i pisał. Autobiografię. Wojnę żydowską. Dawne dzieje Izraela. Przeciw Appionowi. To są jego najbardziej znane dzieła. Ani Jezusowi, ani rodzącemu się chrześcijaństwu wprawdzie nie poświęcił żadnego z nich – co nie dziwi, bo chrześcijaństwo było wtedy w powijakach – ale jednak pojawiają się u niego pewne ciekawe wzmianki.

HS: Najciekawsze jest to, co pisze wprost o Jezusie. Ale to wymaga dłuższej rozmowy, więc może wrócimy do tego za tydzień? Fascynujące jest też to, jak opisuje Jana Chrzciciela. Nikt tego jego opisu nie podważa. W Dawnych dziejach Izraela pisze, że „Żydzi uważali, że wojsko Heroda zginęło z woli Boga, który zesłał nań niewątpliwie słuszną karę za jego postępek względem Jana zwanego Chrzcicielem. Herod bowiem kazał go zabić, choć był to mąż zacny; nawoływał Żydów, aby prowadzili cnotliwe życie, kierowali się sprawiedliwością we wzajemnych stosunkach i gorliwie Bogu cześć oddawali i dopiero tak postępując chrzest przyjmowali. Tylko wtedy – głosił – chrzest będzie miły Bogu, gdy potraktują go nie jako przebłaganie za jakieś występki, lecz jako uświęcenie ciała, mając duszę już przedtem oczyszczoną dogłębnie sprawiedliwym postępowaniem. Gdy zaś poczęły gromadzić się ogromne rzesze, w których słowa nauki Jana wzbudzały niezwykły entuzjazm, Herod zląkł się, by tak wielki dar przekonywania tego męża nie popchnął ich do jakiegoś buntu [...]. Toteż z powodu takiego podejrzenia Heroda Jana związano i wysłano do [...] twierdzy Macheront, gdzie śmierć mu zadano”.

MB: Ten opis pokrywa się z wiedzą, jaką mamy o Janie Chrzcicielu ze źródeł chrześcijańskich.

HS: W innym miejscu Flawiusz pisze o Jakubie Mniejszym, spokrewnionym z Jezusem. „Otóż Ananos [Annasz] będąc człowiekiem takiego charakteru i sądząc, że nadarzyła się dogodna sposobność, ponieważ zmarł Festus, a Albinus był jeszcze w drodze, zwołał sędziów Sanhedrynu i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich o przekroczenie Prawa i skazał na ukamienowanie”.

MB: Gdyby chrześcijanie jakoś ingerowali w ten zapis, gdyby od nich pochodził, pewnie usunęliby tego „brata” Jezusa – rozumiemy, że tak nazywano szerokie pokrewieństwo, ale używanie tego słowa w kontekście dziewictwa Maryi było niewygodne…

HS: I dlatego między innymi uznaje się, że to jest oryginalny tekst Józefa Flawiusza. Zresztą Flawiusz często pisze o różnych Jezusach, wymienia to imię czternaście razy – ale tu wyraźnie zaznacza, że nie chodzi mu o jednego z tamtych, ale właśnie o tego, konkretnego, „zwanego Chrystusem”.

MB: O konkretnym Jezusie Chrystusie Flawiusz zresztą pisze też wprost. Z tamtym zapisem jednak sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, więc rzeczywiście chyba trzeba do tego wrócić za tydzień.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki