Logo Przewdonik Katolicki

Krótkie życie nad Wisłą

Piotr Wójcik
fot. ZOFIA I MAREK BAZAK/EAST NEWS

Pandemia nie jest jedyną przyczyną recesji długości życia w Polsce. Przez lata stawialiśmy osobiste bogacenie się ponad zdrowiem publicznym, a teraz przychodzą bardzo przykre tego efekty.

Żyjemy coraz krócej i nie jest to efekt wyłącznie pandemii. Nawarstwiane od lat problemy ochrony zdrowia i jakości życia w Polsce zaczynają powoli przeważać nad pozytywnymi skutkami wzrostu ogólnej zamożności. Przez lata dzięki samemu rozwojowi gospodarczemu udawało nam się wydłużać życie nad Wisłą, więc było nam łatwiej być ślepym na niedomagania systemowe i zjawiska, które nas trują. Wreszcie doszliśmy do ściany. Już od kilku lat długość życia w Polsce utkwiła w stagnacji, a zeszły rok przyniósł nam potężną recesję. Jedną z największych na świecie.

Dekada w plecy
W latach 2000–2016 przeciętna trwania życia w Polsce wzrosła o cztery lata – z 74 do 78 lat. I to był nasz historyczny wynik – nigdy wcześniej Polacy i Polki nie żyli tak długo. Od tamtej pory ten świetny trend się zatrzymał. W kolejnych dwóch latach długość życia nad Wisłą delikatnie nawet spadła, by w 2019 r. powrócić do poziomu 78 lat. W ubiegłym roku zanotowaliśmy prawie 70 tys. nadmiarowych zgonów, z czego prawie połowa była bezpośrednio związana COVID-19. Druga połowa pośrednio, gdyż zamknięcie placówek ochrony zdrowia i utrudniony dostęp do większości usług prowadziły do cichych zgonów tysięcy osób. Długość życia spadła do 76,7 lat, co jest najgorszym wynikiem od 2011 r. W ledwie dziewięć pandemicznych miesięcy straciliśmy to, co udało się wypracować w dekadę. W zaledwie chwilę cofnęliśmy się o 10 lat. Prawdziwy powrót do przeszłości.
Polska pod tym względem jest szczególnie mocno rozwarstwiona. Przede wszystkim występuje potężna różnica w długości życia mężczyzn i kobiet. Mężczyźni żyją przeciętnie niecałe 73 lata, a kobiety niemal 81 lat. To jedna z najwyższych różnic wśród państw rozwiniętych. Takie rozwarstwienie między płciami – tym razem na niekorzyść mężczyzn – jest typowe dla państw, w których generalnie żyje się relatywnie krótko. W krajach, w których ludzie średnio dożywają nawet 85 lat, różnica między płciami zanika – niemal wszędzie kobiety żyją nieco dłużej, ale w państwach najbogatszych o dwa-trzy lata, a nie osiem jak w Polsce.
Inną specyfiką Polski jest duże zróżnicowanie terytorialne. Pomiędzy mieszkańcami miast i wsi nie ma jakichś wielkich różnic. Mężczyźni żyjący w miastach żyją niecały rok dłużej niż mieszkańcy wsi. Wśród kobiet różnica właściwie nie występuje – to znaczy jest na korzyść mieszkanek miast, ale minimalna (jedna piąta roku). Znacznie większe różnice występują między regionami. Mężczyźni z województwa łódzkiego żyją prawie trzy lata krócej niż mieszkańcy Małopolski i Podkarpacia. Wśród kobiet ta różnica wynosi ponad dwa lata.

Lekarz nie dla każdego
Regres długości życia nawiedził w zeszłym roku cały świat rozwinięty. Naukowcy z Uniwersytetu w Oksfordzie przyjrzeli się wpływowi pandemii na przeciętne trwanie życia w 30 państwach. Spadła ona w większości z nich, a wśród osób powyżej 60. roku życia jedynie w siedmiu nie spadła. W jedenastu badanych krajach długość życia mężczyzn spadła o ponad rok – wśród kobiet taki spadek zanotowało osiem państw. W wielu krajach Europy Zachodniej (np. we Włoszech, Anglii czy Hiszpanii) ubiegły rok był najgorszy pod tym względem od czasów II wojny światowej. Największy regres dalszego trwania życia 60-latków zanotowano w Stanach Zjednoczonych, z którymi pandemia obeszła się wyjątkowo brutalnie. Równie źle było w Bułgarii. Niestety za tymi państwami znalazły się Chile i Polska. Z tego powodu długość trwania życia 60-letnich Polek i Polaków znalazła się na czwartym miejscu od końca wśród badanych krajów. 60-latkowie mają mniej życia przed sobą jedynie w Bułgarii, na Litwie i Węgrzech.
Przyczyn stagnacji długości życia w Polsce jest wiele. Jedną z nich są nierówności w dostępie do ochrony zdrowia. Bardzo długie kolejki sprawiają, że trzeba się ratować prywatnymi usługami medycznymi. Wydatki prywatne stanowią prawie jedną trzecią polskich nakładów na zdrowie. A nie każdego na to stać. Dlatego też nawet dwa miliony gospodarstw domowych rocznie rezygnuje z niezbędnych wizyt u specjalisty ze względu na brak pieniędzy. Trzy czwarte z nich należy do biedniejszej połowy społeczeństwa. Na prowincji dostęp do placówek medycznych jest zdecydowanie gorszy niż w miastach. Co dwudziesty Polak ma niezaspokojone potrzeby medyczne z powodu problemów z dotarciem do placówki medycznej. W pandemii dostęp do lekarzy drastycznie się pogorszył. Wizyty były możliwie zwykle jedynie zdalnie, a dla wielu starszych osób stanowiło to nie lada wyzwanie i było co najmniej niekomfortowe. Wolały więc odłożyć wizytę na później.

Na serce i raka
Według GUS, COVID-19 odpowiadał za niemal jedną dziesiątą zgonów w 2020 r. Główną przyczyną zgonów w Polsce są choroby serca i układu krążenia – ich liczba wzrosła w zeszłym roku aż o 17 proc. Szczególnie częsta jest choroba wieńcowa, która znacznie częściej dotyka mężczyzn niż kobiety. Co jest jedną z przyczyn zróżnicowania długości życia między płciami. W ubiegłym roku choroby układu krążenia odpowiadały za ponad jedną trzecią zgonów nad Wisłą. To może być zaskakujące, gdyż kardiologia jest najlepiej wycenianą przez NFZ dziedziną medycyny, a oddziały i szpitale kardiologiczne należą do najbogatszych. Faktycznie, polska kardiochirurgia jest jedną z najlepszych w Europie. Problem w tym, że leczenie chorób serca nie opiera się jedynie na operacjach. Równie istotna jest także rehabilitacja, która jest zaniedbana, a dostęp do niej ograniczony. W zeszłym roku dodatkowo chorzy, oczywiście nie zawsze z własnej woli, nie zgłaszali się do lekarzy lub szpitali. Liczba świadczeń na oddziałach kardiologicznych spadła o jedną czwartą.
Drugą najważniejszą przyczyną zgonów w Polsce są nowotwory. Zwykle odpowiadają one za jedną czwartą zgonów, ale w ubiegłym pandemicznym roku były przyczyną „jedynie” jednej piątej. Najczęstszym rodzajem nowotworów jest rak płuc, który zabija rocznie około 23 tys. osób. Śmiertelność na raka płuc w Polsce jest drugą najwyższą w Europie, po Węgrzech. Pod względem palenia papierosów wypadamy raczej przeciętnie, więc główną przyczyną tak częstych zachorowań jest fatalna jakość powietrza. Rak płuc to błyskawicznie rozwijający się nowotwór – 90 proc. chorych umiera w ciągu pięciu lat – dlatego szczególnie istotna jest szybka diagnostyka. A ona kuleje. Zaledwie jedna piąta chorych diagnozowana jest w I lub II stadium choroby, co oznacza, że 80 proc. chorych zaczyna leczenie w momencie, gdy szanse na wyzdrowienie są nikłe.

Niepotrzebne zgony
Nad Wisłą wciąż wiele osób umiera zupełnie niepotrzebnie, to znaczy w wyniku uleczalnych chorób. Mowa nawet o 50 tys. osób rocznie. Jedną z takich chorób jest rak szyjki macicy, na który zmarło w zeszłym roku dwa tysiące kobiet. Śmiertelność na raka szyjki macicy w Polsce jest dwukrotnie wyższa niż średnia unijna, a w niektórych państwach (np. Finlandii) jest bliska zera. Wciąż bardzo mało pań zgłasza się na cytologię, a w czasie pandemii liczba tych badań spadła o 85 proc. Na długości życia w Polsce odbija się także wysoka śmiertelność najmłodszych. W Polsce umierają cztery niemowlęta na tysiąc urodzeń żywych. To dwukrotnie więcej niż w państwach nordyckich i Japonii.
Pandemia nie jest więc jedyną przyczyną recesji długości życia w Polsce. Niedofinansowany system ochrony zdrowia nie zapewnia wszystkim równego dostępu do świadczeń medycznych, w wyniku czego wielu chorych diagnozowanych jest zbyt późno. Dziesiątki tysięcy ludzi umiera co roku na choroby, które w zamożniejszych krajach mogliby spokojnie wyleczyć. Przez lata stawialiśmy osobiste bogacenie się ponad zdrowiem publicznym, więc teraz przychodzą tego bardzo przykre efekty.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki