Ostatnio politycy przerzucają się argumentem dotyczącym tego, czyje zachowanie jest bardziej na rękę dyktatorowi Białorusi Aleksandrowi Łukaszence i jego patronowi Władimirowi Putinowi. Obóz rządzący ukuł wygodną frazę – po niezwykle emocjonującym posiedzeniu Sejmu, podczas którego posłowie decydowali o przedłużeniu stanu wyjątkowego – że opozycja realizuje interesy Białorusi i prawdziwym liderem opozycji jest nie Donald Tuska, ale Łukaszenka z Putinem. To porównanie jest już przekroczeniem pewnej granicy, ponieważ stwierdzić, że polityczny oponent realizuje interesy największych wrogów Polski, to odmówić mu patriotyzmu i zarzucić zdradę.
A warto przypomnieć, że zachowanie opozycji było reakcją na konferencję prasową ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego, na których prezentowano zdjęcia rzekomo znalezione w telefonach zatrzymanych na granicy polskiej migrantów, które miały przedstawiać sceny pornografii pedofilskiej i zoofilskiej. Przekaz rządu był prosty – uchodźcy to zboczeńcy, więc wszelkie środki są dozwolone. Tę konferencję zresztą skrytykowało kilku ważnych hierarchów.
Później media obiegły zdjęcia uchodźców z Iraku z gromadką dzieci, których Straż Graniczna odstawiła do lasu, by wrócili na granicę. Opozycja oskarżała rząd o brak serca, ale po prawdzie pogranicznicy nie mieli dobrego wyjścia, gdy uchodźcy odmówili złożenia wniosku o azyl w Polsce, twierdząc, że chcą jechać do Niemiec. Puszczenie ich dalej byłoby złamaniem prawa, odstawienie na granice zaś – złamaniem zasad chrześcijańskiego miłosierdzia.
Złośliwie można by stwierdzić, że jeśli sondaże pokazują, że kryzys na granicy prowadzi do wzrostu poparcia PiS, to partia rządząca jest największym beneficjentem działań Łukaszenki i Putina. Ale nie chodzi o to, by się przerzucać złośliwościami ani argumentami, kto jest zdrajcą, bo wierzę, że wszystkie główne siły polityczne dobrze życzą Polsce, choć to dobro inaczej definiują. Problemem jest to, że bez wątpienia celem wywołanego przez Rosję i Białoruś napływu migrantów jest doprowadzenie do kryzysu w Polsce. A gdy politycy miotają na siebie najpoważniejsze oskarżenia, gdy polityczny konflikt narasta, gdy kolejne granice zostają przekroczone, z pewnością, ci którzy obecną sytuację wywołali, mogą zacierać ręce, mówiąc – im bardziej skłócona wewnętrznie i podzielona, tym słabsza będzie Polska. A więc, dawaj!
Dlatego warto się zastanowić, jak prowadzić ważny spór, ale w taki sposób, by przy okazji nie obniżało to naszej siły. To zadanie dla każdego z nas, każdego, kto bierze udział w debacie publicznej. Bo wymaga powściągnięcia emocji, stonowania języka, odrzucenia kuszących porównań, że nasz oponent jest gorszy od Łukaszenki. Jeśli wrogom Polski zależy na tym, byśmy stracili rozum, tym bardziej zachowajmy rozsądek.