Ks. Henryk Seweryniak: Już niewiele nam zostało do końca tej wakacyjnej podróży. To co dzisiaj? Eleona?
Monika Białkowska: Że co proszę?
HS: Eleona, czyli dosłownie „gaj oliwny”. To miejsce w Jerozolimie, znamy je jako Górę Oliwną. Dociera tam sporo pielgrzymów w trakcie „klasycznych pielgrzymek”, bo to miejsce nazywa się kościołem „Ojcze Nasz”, z wypisanymi na krużgankach i murze słowami tej modlitwy w językach świata. Tradycja mówi, że właśnie tam, w drodze do Jerozolimy, gdzieś na wysokości Betanii Jezus uczył apostołów tej modlitwy. Taki przekaz utrwalił się w okolicach epoki krzyżowców. Bardziej prawdopodobna jednak jest tradycja Łukaszowa, która moment przekazania uczniom „Ojcze nasz” łączy raczej z Galileą. Niemniej uważam, że dobrze, że to miejsce jest upamiętnione i że pielgrzymi tam się garną. Chociaż mam ku temu zupełnie inny powód.
MB: Ciekawa jestem. Przewodnicy po Ziemi Świętej będą oburzeni?
HS: Nie będą, oni to przecież wiedzą. Nie wszystko da się pielgrzymom w krótkim czasie opowiedzieć, książki by trzeba o tym pisać. W każdym razie po pierwsze ważne jest miejsce u podnóża Góry Oliwnej – bazylika wokół skały Ogrójca, przy której Jezus klęczał i modlił się przed męką: „Ojcze, jeśli możliwe, oddal ode mnie ten kielich. Ale niech się stanie Twoja wola, a nie moja”.
MB: Co swoją drogą było naszym mocnym argumentem w walce z herezją monoteletyzmu, która próbowała przekonywać, że w Jezusie, choć miał boską i ludzką naturę, brakowało ludzkiej woli, że miał wolę tylko jedną, boską. Gdyby miał tylko boską, nie mógłby odróżniać między wolą swoją a Ojca. Tak tylko dopowiadam. I słucham dalej!
HS: Oczywiście do tego kościoła warto wejść, ale ja polecam przede wszystkim pokontemplować trochę rosnące wokół niego oliwki. Są bardzo stare, popękane, przepiękne. Wiąże się z nimi ciekawa historia pewnego sporu. Jan Paweł II w swojej ostatniej encyklice Ecclesia de Eucharistia pisał, że oliwki, które się tam znajdują, pamiętają być może Jezusa, który się tam modlił. Nazwał je nawet „świadkami agonii”. Piękny obraz, prawda? A kilka lat później Benedykt XVI wydał Jezusa z Nazaretu. Niewątpliwie pamiętał, co Jan Paweł II pisał w encyklice. I stwierdził, że te oliwki „na pewno” nie są tymi samymi drzewami, bo kiedy Tytus w 70. roku zdobywał Jerozolimę, kazał wyciąć wszystkie drzewa w okolicy i zbudować nasyp, którym miały przechodzić wojska. Powołuje się przy tym na świadectwo Józefa Flawiusza.
MB: Jak to ładnie pokazuje odmienność ich myślenia. Papież-poeta patrzy na drzewa i widzi obrazy, one do niego przemawiają, buduje na nich, nawet jeśli daty nie do końca się zgadzają, to nie chodzi mu o daty. A papież-teolog fundamentalny siecze faktami. Przepiękne!
HS: Jeszcze ciekawsze jest to, że obaj mogli mieć rację. Specjaliści mówią, że oliwki odrastają i w ten sposób mogą żyć kilkaset lat – choć oczywiście nie przez dwadzieścia wieków. Te konkretne według znawców tematu mogą mieć osiemset, może tysiąc lat. Poza tym same w sobie są przepiękne, że warto poświęcić im trochę czasu. A potem wejść trzeba na górę, ale nie tą oficjalną, wygodną, asfaltową drogą, którą idą wszyscy pielgrzymi. Tam obok jest taka ścieżynka, niemal nieuczęszczana. I kiedy się pójdzie tą ścieżką, koniecznie trzeba odwracać się co jakiś czas, żeby spojrzeć z góry na Jerozolimę. Fenomenalny widok, który zostaje w oczach na zawsze!
MB: Ale rozumiem, że ta ścieżka nie jest celem samym w sobie? Skoro na tej górze nie chodzi wcale o modlitwę „Ojcze nasz” – to o co chodzi?
HS: W Ewangelii św. Marka jest mowa o tym, że kiedy uczniowie byli sami z Jezusem i rozmawiali o końcu świata, siedzieli na Górze Oliwnej i patrzyli na Wzgórze Świątynne. To nie jest opowieść stylizowana – wtedy pewnie apostołów byłoby tam trzech, a nie czterech – musiało to więc wydarzyć się naprawdę. We wszystkich zresztą Ewangeliach są wzmianki o tym zatrzymywaniu się na Górze Oliwnej. To było takie miejsce, gdzie zostawali sami, gdzie Jezus dawał apostołom pouczenia, gdzie wyjaśniał to, co wymagało dodatkowego wyjaśnienia.
MB: Taka trochę nieoficjalna baza, miejsce ucieczki od tłumów, gdzie można było spokojnie posiedzieć, pogadać, odpocząć, nabrać oddechu…
HS: Pewnie tak. Tam na szczycie są niewielkie groty w tufie, można się było w nich schronić nocami. Pierwsi chrześcijanie z tego właśnie musieli tę górę zapamiętać. I kiedy do Ziemi Świętej przybyła św. Helena, tam również – obok Betlejem i Grobu Pańskiego – postanowiła zbudować bazylikę. W IV w. liturgia w Jerozolimie koncentrowała się oczywiście wokół grobu Pańskiego, ale też chodzono do Eleony, gdzie – jak pisała pątniczka Egeria – jest piękny kościół. Ten kościół wzniesiony przez św. Helenę potem w ciągu wieków uległ zniszczeniu, ale mamy do dziś wyraźny jego zarys.
MB: I nic więcej z tamtego czasu nie zostało, poza zarysem kościoła?
HS: Jest jeszcze grota z współczesnym napisem „Spelunca Christi”. Po polsku „spelunka” nie brzmi dobrze, ale to słowo oznacza po prostu jaskinię. Można do tej groty zejść, to dość rozległa jama, ale w środku rzeczywiście nie ma już nic. Ważne jednak, że do najazdu Persów w VII w. tam właśnie były groby biskupów Jerozolimy. Byli tam chowani zapewne ze względu na Tradycję apostolską – na to wszystko, co przekazywane było od apostołów przez biskupów, a nie zostało zapisane w Piśmie Świętym. To stamtąd przecież wiemy między innymi, że mamy sakramenty, że pościmy, że w okresie wielkanocnym śpiewamy Alleluja i że udzielamy chrztu dzieciom.
MB: W Ewangeliach nie ma o tym słowa, a jednocześnie wiemy to „od zawsze”, czyli od apostołów. Chrześcijanie chcieli to miejsce upamiętnić, ale też pokazać łączność biskupów z Tradycją. Powiedzieć: „oni są jak apostołowie, siedzący u stóp Jezusa i słuchający Jego pouczeń”.
HS: Szkoda, że nic więcej z tego nie zostało. Ale rozumiesz, dlaczego dla mnie, jako teologa fundamentalnego, to było naprawdę ważne miejsce.
MB: Można powiedzieć, że dla teologów fundamentalnych, szczególnie zainteresowanych Tradycją, tam wszystko się zaczęło.