Myślę o tym, że niektóre historie mogłyby się wydarzyć tylko w filmie. Są tak nieprawdopodobne, że nikt nie uwierzy, że miały miejsce naprawdę. Przedziwne losy ludzkie, tak zwane zbiegi okoliczności, niezwykłe bohaterstwo, niemożliwe do przeżycia cierpienia i udręki, cudowne ocalenia, przypadkowe spotkania po latach, wydarzenia, które zmieniają życie całkowicie. Tego rodzaju przygody oglądane na ekranie są przyjmowane jako, wiadomo, filmowe zwroty akcji. Taka konwencja. Nie dziwimy się jej, bo przecież to film. W filmie wszystko jest możliwe, można przeżyć wybuch atomowy i jeszcze uratować cały świat, podczas gdy inni są już dawno martwi. Czasem trochę nas to może irytować, ale trochę tego oczekujemy, żeby miło spędzić czas. A jeśli dodać do tego sceny wzruszające, wyciskające łzę z oka dyskretnie ocieraną, to sukces murowany. Happy end obowiązkowy w amerykańskiej kinematografii zapewni pełne widownie w kinach. Za to widz wymagający będzie kręcił nosem. Że to takie wymyślone, że nieprawdziwe, że sentymentalne. Chyba że jest to historia prawdziwa.
Wyobraźmy sobie taki scenariusz: pod Damaszkiem urodziła się dziewczynka, która uwielbiała pływać. Pływała nawet wtedy, gdy w Syrii trwała wojna. O mały włos nie zginęła od granatnika, który trafił w basen akurat wtedy, gdy trenowała. Potem inny granatnik zburzył jej dom i wtedy postanowiła wraz z siostrą uciec ze swojego kraju. Przez Liban do Turcji, z Turcji na Lesbos. Dwadzieścia osób w sześcioosobowym pontonie za 1500 dolarów. Drogi rejs. Tyle że zgasł silnik, a przeciążona łódka zaczęła się topić. Dziewczyna, jej siostra i dwie inne osoby wskoczyły do wody i płynęły, popychając ponton przez kilka godzin. Wreszcie silnik zaskoczył i dopłynęły aż do brzegów greckiej wyspy, na której relaksują się turyści. Potem dziewczyna pieszo szła z Grecji aż do Niemiec, gdzie znowu zaczęła trenować pływanie i jako osiemnastolatka została olimpijką – najpierw w Rio i teraz w Tokio. Jest członkinią Reprezentacji Uchodźców.
Bajka? Nie, życie. Takie są losy pływaczki Yusry Mardini. Yusra napisała autobiografię, a film na jej podstawie na pewno powstanie. Podobno ma go w planach Stephen Daldry, reżyser takich filmów jak Billy Elliot czy Godziny oraz jeden z twórców serialu The Crown. Ale w jej drużynie walczy o medal prawie trzydziestu innych sportowców, a każdy ma do opowiedzenia własną historię. Są w niej kobiety i mężczyźni pochodzący z Syrii, Iranu, Afganistanu, Kongo, Erytrei, Kamerunu i Iraku.
Wiadomo już, że Yusra medalu w Tokio nie dostanie, ale i tak stała się bohaterką. Głośno mówi o tym, że sport uratował jej życie. I że chce nakarmić nadzieją wszystkich, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z własnego domu.